Zaczęłam się śmiać. Kiedy Cilf już przestał "grzebać sobie w pysku", spojrzał na mnie marszcząc czoło.
-Ha ha ha...- powiedział teatralnej udając sfoszony śmiech.- Jakież to zabawne...- dodał podnosząc głowę i zamykając oczy w geście urazy. Jak się już uspokoiłam, powiedziałam:
-Skoro nie chcesz zapolować to nie... Ja umiem to zrobić sama... Tobie właśnie przed nosem przeleciał obiad...- westchnęłam, żeby zachęcić go do polowania.
-Umiem sam polować!- żachnął się.
-No nie wiem... Na razie jakoś nikomu nie ukazałeś swego talentu...- powiedziałam wstając i zaczynając iść w stronę polany. Spodziewałam się tam spotkać kilka saren.
-Ej! A ty dokąd?! Jeszcze nie skończyłem!- krzyknął za mną i podbiegł do mnie. Zadowolona uśmiechnęłam się w duchu. Zaczęłam śpiewać:
-Na polanie,
W lesie, w sianie,
Zawsze nos moj znajdzie coś!
Jakiś kąsek,
Czy zajączek,
Wie to każdy Ktoś!
Mały, duży,
W słońcu, w burzy,
Zawsze chęć na polowanie!
Jeleń, sarna,
Ryba marna,
Zanim jeszcze ranek wstanie!
Czas już iść na polowanie...- w tym momencie ruszyłam w kłus.- Nie są niczym trudnym,
Nudnym albo żmudnym,
Pogonie, tropienie, skradanie!
Zawsze zabawnie,
Skończy zdobycz na dnie,
Bo jest to moje śniadanie!
Poranek, południe,
Uczesać się schludnie,
To nie bajka ta!
Bo tutaj jest czas,
Polować ruszyć w las!
Bo już czas, na śniadanie ruszyć w las...- tu przeszłam w galop.- Południe i wieczór,
To pora by wilczur,
Wyruszył, wyruszył het w las!
Bo obiadu pora,
Dom to czy stodoła,
Bo na obiad już przyszedł czas!
Gdy wieczór nastanie,
Gdzieś na polanie,
To znak, że kolacja się zbliża!
Nocą przykryta,
We mgle spowita,
Zdobyczy sen oczy zamyka!
Lecz pies zawsze czujny,
Na biegi i trudy,
Gotowy, bo łowów już czas...
Gotowy, bo łowów już czas...- w tym momencie stanęłam gwałtownie i przywarłam do ziemi. Clif wychamował tuż za mną. Przed nami, na polanie, pasł się dorodny jeleń. Oblizałam się i nakazałam by Clif został ukryty w trawie. Niechętnie usłuchał, a ja zaczęłam się skradać... Po kilku chwilach byłam tuż, tuż i wskoczyłam na grzbiet zwierza. Zaczął się miotać. Wylądowałam pod jego gardłem będąc przyczepiona pazurami do jego grzbietu. Jeleń zaczął biec na oślep. Usłyszałam krzyk gorozy Clifa. Jednak jeleń tylko przyspieszył... Musiałam zabić go teraz, bo inaczej w biegnie w jakieś drzewo i mnie zabije. Wgryzłam mu się w tchawicę. Szarpnął, a ja zwisłam na jego szyi. Trysnęła krew. Zalała mi cały pysk i ciało. Nie minęło wiele czasu, kiedy jeleń zaczął niebezpiecznie cwałować w las. Puściłam, a on wbiegł w drzewo. Widok był dość niepiękny, ale przynajmniej było co jeść. Uśmiechnięta podeszłam do zdobyczy. W tej chwili z krzaków wypadł Clif. Widząc mnie całą we krwi, pomyślał, że to moja krew i chciał mnie od razu brać do Sashy. Powiedziałam jednak:
-Ogarnij się! To krew jelenia! Nie marudź tylko jedz!- powiedziałam ze śmiechem i zaczęłam się zastanawiać, którą część zwierza biorę.
<Clif?>
sobota, 8 listopada 2014
Od Jaty C.D. Clif
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz