Położyłem się na trawie która teraz była jakby opadła. Liście wokół mnie stawały się coraz bardziej suche i pomarańczowe z biegiem dni. Niedługo nastanie jesień. Trzeba wykorzystać jeszcze kilka tych blado słonecznych dni, mimo że zima i jesień to moim zdaniem najpiękniejsze pory. Coraz więcej liści opadało wokół mnie więc teraz leżałem pośród ich morza. Jeden z tych jeszcze letnich opadł mi na nos. Był przesiąknięty rosą. Gdy jednak cała rosa z liścia wypłynęła ten stawał się coraz bardziej brązowy i kruszył mi się na pysku. Gdy strzepnąłem go lekkim ruchem głowy położyłem ją na łapach (głowę). Zieleń więdła a na jej miejscu stawał pomarańcz. Czułem się jak ciepła plama pośród zimnych barw. Tylko te ostatnie małe wyjątki zieleni jeszcze dawały mi nadzieje na niezostanie samotnym. Gdy lekko przymknąłem oczy poczułem że coraz więcej suchych bądź jeszcze trochę zielonych liści spada mi na grzbiet. Jednak gdy zamknąłem je całe nie widziałam już tych pięknych barw. Widziałem tylko jeden kolor, który zawsze uznawany jest za straszny i ponury, chociaż mi dodaje otuchy. Czerń. Jednak nie mogłem nacieszyć się długo błogim spokojem i patrzeniem na opadające liście. Usłyszałem szelest tych roślin i ciche przeklinanie dlaczego ich tyle jest. Wiedziałem że to ktoś ze sfory więc nie drętwiałem gotowy do ataku. Mimo że głos należał do suczki nic nie mogło mi dziś przeszkodzić. Nawet człowiek depczący mi po plecach. Nic.
Jednak gdy szelest liści zbliżał się coraz bardziej poruszyłam się niespokojnie. Nagle nastała cisza. Potem znowu szelest. Gdy otworzyłem lekko jedno oko zauważyłem że jakaś suczka szamocze się z liśćmi próbując dotrzeć do jakiegoś celu bądź na spacer. Uśmiechnąłem się pod nosem i zamknąłem oko. Pies nadal cicho mamrotał o liściach a ja szybkim ruchem rzuciłem ją gałęzią i znowu schowałem się za liśćmi.
<Lexi? ;3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz