Spojrzałam na niego ze współczuciem. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Cóż, przykro mi. Naprawdę - zwiesiłam łeb - ale wiesz. Może się pogodzą? Może będzie po staremu?
- Chciałbym... - westchnął Bradoo i zwiesił łeb. Podeszłam do niego i mu go podniosłam.
- Nie martw się - kontynuowałam - będzie dobrze. Daję głowę, że wszystko się między nimi naprawi. Ale podczas tego, postaraj się im pomóc. Już wiem! Ty jutro pójdziesz do Twojego ojca, a ja pójdę do Jaty, znaczy Alfy. Ok? Namówimy ich! Pogadamy, ale delikatnie. Nie możemy zdradzać prawdziwych powodów, co Ty na to? - zamerdałam energicznie ogonem.
- Cóż... to dość dziwne. Co najmniej. Ale ok. Nie zaszkodzi spróbować - odparł.
Położyliśmy się obok siebie, przy ogniu. Zasnęliśmy...
*następnego dnia*
Obudziłam się z samego rana i lekko szturchnęłam nosem Bradoo.
- Czas wstawać! - zawołałam i podeszłam do wyjścia jaskini.
- Już, już... - przeciągnął się pies i podszedł do mnie.
- Operacja "Stary nowy związek" rozpoczęta - przymrużyłam oczy.
- Stary nowy? - Bradoo stłumił śmiech.
- A czy nazwa jest aż tak ważna? - przechyliłam łeb - oby się udało. To się liczy - tupnęłam energicznie łapą i zabawnie wykręciłam usta, jakby w geście milczenia.
<Bradoo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz