Wyszłam z Karoliną na spacer. Jak zwykle udany , pełen energii i zabaw. W pewnym momencie usłyszałam psie piski... Wycie... Od razu pomyślałam o swojej sforze , czy z żadnym z członków nic się nie dzieję. Zatrzymałam sie przed opiekunką.
- No choć...! - zawołała mnie machając ręką - Keyra...? - uniosła brew.
Po chwili przykucnęła naprzeciwko mnie.
- Dzika natura wzywa? - uśmiechnęła się pytająco, w odpowiedzi pokiwałam łebkiem - Leć Ty mój dzikusie... - westchnęła odpinając mi smycz - Leć mała... - szepnęła a kąciki jej ust się zakrzywiły ku górze.
Polizałam ją wdzięcznie po twarzy i pobiegłam w kierunku odgłosów. Po kilku wąchnięciach ziemi dokładnie wiedziałam skąd wydobywają sie piski. Chwilę później byłam na miejscu... To co zobaczyłam to był szok...
To on... Ten co mi to zrobił... Ten ... Ten, który mnie wykorzystał... Przerośnięty, biały dog argentyński. On przewalał już inną suczkę...
Chciałam uciekać... Ale mam pozwolić, żeby zniszyczył jej zycie tak samo jak mi? Mam pozwolić mu na to... Może i zginę, ale nawet największemu wrogowi nie życzę, żeby ktoś zrobił to co on mi...
- Agresivo... - szepnęłam.
Pies się odwrócił.
- Kolejna panienka, która odda się w moje ręce? - zasmiał się szyderczo.
Poczułam strach... Ale... Ale coś we mnie się przełamało... Wiedziałam, że muszę to zrobić...
- Nie będzie już ani jednej... Ani jednej, którą skrzywdzisz... - warknęłam.
- A co takie maleństwo jak Ty może zmienić...? Nie masz nic do gadania... - spojrzał na mnie oschle.
- Zaatakowałeś mnie jako szczeniaka... I mówisz mi, że nie mam z Tobą szans? - uniosłam brew.
Pies tylko parsknął śmiechem.
- Jak chcesz być pierwsza, proszę bardzo... - westchnął i zaczął iść w moją stronę.
Już miał na mnie naskoczyć... Wyślizgnęłam się... Jednak złapał mnie za kark.
- Myślisz, że rana mnie zatrzyma? - spojrzałam mu w oczy wyrywając się z jego kłów, tym samym oderwał mi kawałek skóry nie był duży, ale było widać kawałki tkanki mięśniowej odpadające z mojego grzbietu.
Ból był okropny. Nie mogłam jednak na to zwarzać, tu liczylo się życie moje i wielu innych suk. Zaczęłam biec w stronę drzewa, przed nim było kilka poprzewracanych, wykorzystałam to. Uczona do agility zręcznie przeskakiwałam każdą przeszkodę, Agresivo według mojego planu potykał się o nie, raz nawet przewrócił. Wzięłam rozbieg i przebiagłam kawałek po pionowym drzewie, gdy dog stanął metr od rośliny zeskoczyłam mu na kark. Miotał się i prubował zrzucić, ale właśnie przez taki ruch zabiłam już nie jednego dzika.
Kiedy pies miał całą zakrwawioną szyję zaczął zwalniać, męczył się co raz bardziej, w końcu padł... Żył, ale leżał wykończony... Z daleka widziałam uliczne psy... Zagwizdałam. Od razu przyleciały.
- Zajmijcie się nim - rzekłam oschle wskazując pyskiem na psa.
Nie wiem czy został zabity, zjedzony, czy po prostu dalej żyje, ale mam świadomość, że nawet jeśli przeze mnie zmarł i tak uratowałam życie wielu innym sukom... Nie żałuję tego co zrobiłam, wręcz przeciwnie - jestem z siebie dumna. Odchodząc usłyszałam za sobą kroki...
- Dziękuję... - usłyszałam cichy szept suczki.
Spojrzałam na nią.
- Taka kolej żeczy - spojrzałam na nią.
- Juz to raz przerzyłaś, prawda... ? - spojrzała na mnie pytająco.
Kiwnęłam głową. W tym momencie coś we mnie się zmieniło... Coś we mnie pęknęło... Poczułam pewność siebie, dumę i zarazem odwagę... Ale... Ale... Nie czułam tyle radości...
Spojrzałam jeszcze raz na suczkę, przelotnie, ale ciepło. Płynnym ruchem odwróciłam się i zaczęłam iść. Myślałam o tym co właśnie się stało. Poczułam spokój... Wolność... Satysfakcję... Satysfakcję z tego, że dzięki mnie on nie zrobi już nigdy tego żadnej suczce...
~ Kilka godzin później ~
Stanęłam przy furtce. Tym razem zamist szczekać pchnęłam nosem dzwonek do drzwi. Do domu wpuściła mnie mama Karoliny.
- Jest na górze - kobieta uśmiechnęła się do mnie.
Weszłam wolnym krokiem do pokoju mojej opiekunki, czytała księżkę. Weszłam jej na kolana i ułożyłam się w kłębek. Moje wszystkie ruchy były inne niż zawsze, takie delikatne...
- Coś jest z Tobą nie tak... - spojrzała na mnie.
Tylko wbiłam wzrok w jej oczy...
- Idziemy potrenować... ? - uniosła brew.
Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Dziewczyna wstała i poszłą po saszetkę z przysmakami. Gdy brała przedmiot do rąk wzięłam go w zęby i odłożyłam na szafkę. Zdziwiła się. Ale wzruszyła ramionami. Nie potrzebuję przysmaków do motywacji... W końcu i tak ona mi tyle daje... Wzięła tylko zabawkę, lubiła się nią ze mną przeciagać. W końcu po kilkunastu minutach byliśmy na podwórzu, na torze.
- Bijemy dzisiaj rekordy co? - spojrzała na mnie zachęcająco.
Postawiła mi przeszkodę na wysokości 140 cm.
- Idziesz! - usłyszałam głos wskazujący na to aby zacząć terning. Przeszkoda była wysoka... Byłm tuż przy niej... Chciałam się zatrzymać, ale... Dzisiaj jest ten dzień w którym staje się innym psem. ~ Dasz radę! ~ powiedziałam do siebie i skoczyłam. Po chwili poczułam na sobie dłonie Karoliny czochrające moją sierść.
- Brawo... - spojrzała na mnie ciepło.
Dzisiaj zaczynam nowe życie... Nowe lepsze, bez ograniczeń... Od dzisiaj jestem wolna i niezależna... Bo granice są po to, żeby je przekraczać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz