-Ciekawe jak długo wytrzyma.
- Kto? - prychnęła patrząc na mnie jak na wariata. Uśmiechnąłem się kpiąco.
- Lód.
Podszedłem bliżej i stanąłem na lodzie. Wartki strumień wody płynął pode
mną. Tupnąłem nogą. Lód pękł. Zszedłem z niego i stanąłem na
oszronionej trawie. Zauważyłem, że lód pod nogami Jagary również zaczął
się kruszyć.
- No i co? - szydziłem z niej. - Zapomniałaś, że deszcz przyniósł ocieplenie powietrza, które z kolei roztopiło lód?
- Myślisz, że się boję? - odcięła się. - Jeśli tak to wiedz, że jesteś w
błędzie. Nie obchodzi mnie... - nie skończyła. Lód pod jej łapami
gwałtownie się załamał, a rzeka wciągnęła pod wodę. Nie wiedziałem co
mam robić. Z jednej strony najchętniej zostawiłbym ją w wodzie, z
drugiej czułem, że nie mogę tak postąpić. Po chwili jej głowa pojawiła
się z powrotem nad taflą wody. Machała dziko łapami, próbując chwycić
przepływającą obok krę. Po chwili wyczerpana suczka zemdlała. Nie mogłem
jej tak zostawić. Rzuciłem się do wody, mimo tego, że była lodowata.
Podpłynąłem do suczki, chwyciłem ją za kark i wyciągnąłem z rzeki.
Położyłem ją delikatnie na trawie. Z przerażeniem dostrzegłem, że jest
nieprzytomna i nie oddycha. Jednak zaraz zaczęła się krztusić i kaszleć.
Uchyliła powieki i rzuciła mi zamglone spojrzenie. Gdy wzrok jej się
wyostrzył i mnie rozpoznała, wychrypiała tylko:
- To ty...
- Tak... Przynieść ci coś? Dobrze się czujesz? Iść po lekarza? -
zmartwiony patrzyłem na Jagarę. No tak... Mimo tego wszystkiego co
zrobiła, naprawdę się o nią bałem. Może nikt kogo by tak traktowała, nie
zachował się w ten sposób. Ale ja to zrobiłem... Uratowałem jej życie.
Może chociaż to doceni...
<Jagara?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz