wtorek, 23 grudnia 2014

UWAGA!!!

Pack Loco Paws zostaje zamknięty. Miałam wam to napisać w święta, ale niech już będzie dzisiaj.

Powody:
Jak zauważyliście wasza Omega jest całkiem inna niż przy zakładaniu Pack'u... Powstawał on na całkiem innych zasadach, niż teraz mam w głowie... Więc postanowiłam zamknąć go, bo nie pasuje on do mnie i powoli zaczyna mnie ta sfora denerwować... Ale jeśli zatęsknicie za wredną Omegą i jej wredną atmosferą to zapraszam tutaj:

[Klikamy na banner]
Sfora oficjalnie zostanie otwarta w święta.

Życzeń z okazji świąt nie będę wam składać, bo złożę je wam na PoC :3

P.S. : Już wiecie dlaczego nie wstawiałam nowych psów, ani opków...
~ Omega

Od Leonarda C.D Shiroli

- Najlepiej będzie jak ją zszyje. - Powiedziałem spokojnie.
- Zszyjesz? - zdenerwował się Shiro.
- Muszę. Jest na tyle wielka... dziw, że jeszcze się nie wdała infekcja. Jeśli jej nie zszyję, możesz nawet umrzeć. - westchnąłem.
Pies jakby stracił zaufanie.
- Narkoza czy znieczulenie? - zapytałem po chwili...
<Shiro? XD ja też...>

Od Shiroli'ego Cd. Leonarda

- Leonard? Mógłbyś mu pomóc? Wiesz... Mam taką bliznę. Niby wszystko okej, ale ostatnio strasznie boli. - mruknąłem odkrywając prawą łapą, futro z lewej. Ukazała się wielka blizna ciągnąca od łapy do barku. Leo spojrzał na nią zdziwiony. Po chwili po coś poszedł.
- Od kiedy ją masz?
- Kiedyś, jak byłem nastolatkiem, w mojej rodzinnej sforze był napad wilków. Musiałem je przegonić ale alfa mnie okaleczył. - powiedziałem kładąc się. Leo przyszedł z kocem. Obciął mi futro na łapie. To było dziwne uczucie - zimno. Mając długie futro nie czułem go tak dobrze... Chwile przyglądał się czerwonej szramie.
- Niezła...
- Tak. Największa moja blizna.
<Leo? Temat byle jaki, nie wiedziałam co napisać>

niedziela, 21 grudnia 2014

Od Mangi CD Nike'a

(Wybacz, że tak długo musiałeś czekać)

Wpadłam jak petarda do jaskini,wciąż zakrywając łapą krwawiące oko, odpychając medyków. Dokopałam się do legowiska Nike'a. Nie wyglądał dobrze. Tragicznie. Zapytałam się najbliższego medyka:
- Wyliże się? - prawie warknęłam. Suczka trochę speszona moim tonem wyjąkała:
- Eee... Tak..tak! Musi solidnie wypoczywać, nie opuści "kliniki" przez około 5 dni.. Będzie spożywać leki...
- To już nie moja sprawa co będzie brać - ucięłam krótko. Medyczka speszyła się bardziej i odeszła. Nachyliłam się nad Nikem.
- Ile widzisz palców? - wyciągnęłam wolną łapę.
- Eeeee.... pięć? - wyjąkał słabo. Westchnęłam z ironią.
- Psy mają cztery palce.
Nike przyglądał się mi chwile po czym zapytał:
- Co się stało z tym wilkiem?
- Wypędziłam go... - ucięłam krótko. Obawiałam się, że przejdzie dalej...
- Co ci się stało? - zapytał próbując odsłonić moje krwawiące oko. Odsunęłam się.
- Eeee... Nic poważnego. - unikałam jego wzroku.
- To ON ci to zrobił, prawda?
Milczałam. Po chwili podszedł do nas pies - medyk.
- Pani, do pacjenta, czy w sprawie problemu? - przyglądał się z wahaniem mojej łapie zakrywającej oko. - Może zbadam panią?
- Nic się nie stało.
- Nalegam.
W końcu dałam się zbadać. Prędzej czy później tak będzie. Odsłoniłam łapą oko. Przez powiekę sunęła długa szrama aż do policzka. Krwawiła, przykrywając krwią połowę twarzy. Nike wpatrywał się w nią z przerażeniem.
- Zostanie blizna. - mruknął.
- Takiego typu ran mam sporo - zaśmiałam się krótko. Medyk obmył mi pysk, dał znieczulenie w postaci jakiegoś gorzkiego korzenia, po czym zaszył ranę i zabandażował. Wyglądałam jak mumia. Bandaż ciągnął się od ucha, zasłaniając oko i pół policzka, i łączył się z drugim końcem. Taka opaska.
< Nike?>

Od Leonarda "Wiewiór Trou" cz.3

Trou wszedł w moją sierść. Nagle za kotką przybiegło więcej kotów.
Warknąłem na nie i je odstraszyłem. Wszystkie uciekły. Prócz tej angory.
- Nie boję się ciebie. - syknęła. Pobiegłem do niej, lecz ona mnie drapnęła w ucho.
- Nie zadzieraj ze mną!- warknąłem.
Kotka jednak się nie bała. Skoczyłem na nią, lecz ta sprytnie mi się wywinęła. Skoczyłam mi na plecy i złapała Trou'a. Uciekła z nim. Pobiegłem za nią. Jednak była zbyt szybka, więc szłem za jej zapachem. Doszłem do kamiennego budynku. Był w części w ziemi. Taka piwnica. Wyjrzałem przez okno. Widziałem związanego na krześle Trou'a i naokoło niego koty...
<C.D.N>

sobota, 20 grudnia 2014

Od Leonarda "Wiewiór Trou" cz.2

- O koty? - popatrzyłem na niego, tak jak się targuje. - Ciekawie...
- Tak... koty. Sieją tu wiele zniszczeń. - westchnął Trou. - Zjadają nas, niszczą tymi pazurami nasze domy...Jest ich tu pełno!
- Kotów? - zmieszałem się z lekka.
Wiewiór popatrzył na mnie z irytacją.
- A czego? Kangurów?
- No tak... - westchnąłem. - Opowiadaj dalej.
Trou chrząknął i zaczął ponownie:
- Jest tu gang kotów. Znam każdego z nich. Wiele razy ich słyszałem. Ich szefem jest pewna kotka. Angora, z resztą. Dlatego jej usługują. - powiedział Tro. - O nie! Idzie tu!
Odwróciłem się, lecz niczego, ani nikogo nie widziałem poza mną i wiewiórem Trou.
Nagle zauważyłem biały kłębek sierści. Był blisko. Przeobraził się w sylwetkę kotki.
- To ona... kryj mnie! - szepnął Trou i schował się w mojej sierści...
<C.D.N>

Od Leonarda "Wiewiór Trou" cz. 1

Ni z tąd, ni z owąd znalazłem się w lesie. Nawet nie wiem kiedy tam wszedłem... no cóż. Jestem i tyle. Nagle zobaczyłem wiewiórkę. Normalna wiewiórka. Lecz coś wzbudziło w niej moje zainteresowanie. Nagle wiewiórka odwróciła się w moją stronę.
- I co się tak gapisz? - zirytowała się wiewiórka, a raczej wiewiór.
- Ja? - spytałem nieco oszołomiony. - Ja.. ten.. nic...ja, nic...
- Ta... gadaj skądś przyszedł. - zdenerwował się rudy futrzak.
- Nie wiem! - krzyknąłem.
- Dobra... nie gadaj już.... Jestem Trou. - popatrzyła na mnie wiewiórka i podszedła bliżej.
- Leonard.
Trou przypatrzył mi się uważnie.
- Skoro już tu jesteś, to musisz mi pomóc. - powiedział. Spojrzałem więc na niego z zaciekawieniem.
- Chodzi o koty... - dodał po chwili.
<C.D.N>

Od Leonarda C.D Shiroli

- Możesz zostać? - zapytałem.
Pies odwrócił się do mnie.
- Pewnie. - odpowiedział.
Wszedł do mojego gabinetu. Wskazałem na skóry jelenia, gdzie można było usiąść. Usiedliśmy.
- Czyli dzik dźgnął cię i wpadłeś w ciernie. - zapytałem, choć wiedziałem jaka była prawda.
- No... przecież mówiłem. Tak...
Pomyślałem chwilę. Podałem mu mały słoik z ziołami.
- Jak rany będą szczypać czy boleć, posmaruj je tym. - powiedziałem. Shiro zabrał słoik. Jednak...
<Shiroli?>

Od Ender'a "Odejście"

Dziś wieczorem pobiegłem do Amigi. Jak widać spała, i ją obudziłem.
- Tak? - popatrzyła na mnie ziewając.
- Przepraszam... - westchnąłem.
Goldenka popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Odnalazł się mój stary kumpel z walk. - westchnąłem. - Zaprosił mnie do nowo otwartej areny. Chyba wiesz, że nie mogę odpuścić takiej okazji...
- Co?! - krzyknęła. - Czyli odejdziesz?!
- Tak... - popatrzyłem. - Jednak byłaś dla mnie jedyną, najlepszą przyjaciółką.
Gdy biegłem w stronę granicy krzyknąłem jeszcze do Ami:
- Nie zapomnę cię!

Od Shiroli'ego Cd Leonarda

- Em... - Mruknąłem. - Dzik... Taki przypadek...
Z moich ran ciekła krew. Pies wskazał na kamienne łóżko. Położyłem się z bólem. Rozcięta łapa była najgorsza...
- Jeśli... Ci przeszkodziłem... To przepraszam... Shiroli...
- Leonard. Spokojnie, nudziłem się. - Uśmiechnął się lekko. Zaczął coś grzebać w skrzynce. - Opowiesz mi dokładnie jak to się stało?
- Szukałem zwierzyny w lesie. Akurat na górce stał sobie jeleń. Gdy się do niego zakradłem, wyskoczył dzik, spłoszył go, a mnie mocno dźgnął przy tym spychając z górki prosto na ciernie...
- Dobrze... - Leo zdjął z półki jakieś lekarstwa i maść. Maść nałożył mi na rozcięcia. Na łapę także. Potem zawinął ją bandażem. Na koniec dał mi lekarstwa.
- Dziękuje. - Lekko się uśmiechnąłem i już chciałem wyjść gdy usłyszałem głos Leonarda.
- ...
<Leo?>

Od Leonarda

Siedziałem w jaskini. Kaja usztywniała nogę beczącemu szczeniakowi, który se ją złamał.
Myślałem co tu robić. Zacząłem mieszać różne leki i zioła ze sobą.
Potem, gdy to nic nie dało, zacząłem z nudów sprzątać swój gabinet.
No... może to nie był gabinet. Taka jaskinia z półkami, gdzie były zioła i leki. Także skrzynki na podłodze. W nich były bandaże, plastry, spirytus i środki odkażające. Były tam też noże, scyzoryki, nożyczki, mini kamerki i takie inne potrzebne do operacji narzędzia. Narkoza była w tajnym pokoiku, by nikt jej nie zabrał. Tylko ja, Kaja i może pielęgniarze/niarki wiedziały gdzie on jest. Tekla miała dziś akurat wolne. W końcu, gdy skończyłem postanowiłem pomóc Kai. Lecz gdy wszedłem do jej gabinetu, ona skończyła. Zapłakany szczeniak szedł z gipsem do wyjścia. Kaja miała jeszcze jednego pacjenta. No cóż... ja byłem skazany na nudę. W końcu wpadłem na pomysł. Skoro już znam większość roślin leczniczych, to pójdę poszukać. A z resztą... śnieg... rośliny pewnie zamarzły pod nim...a mamy duży zapas. Nie ma po co. Nagle wszedł do mojego gabinetu bardzo poraniony pies/suczka...
<Ktoś?>

piątek, 19 grudnia 2014

Od Endera C.D Amiga

- Sam nie wiem... - mruknąłem.
Suczka kiwnęła głową. Po chwili doszliśmy do miejsca, które starałem się ominąć, jednak Ami się zatrzymała...
Amiga stanęła na deskach. Chciałem krzyknąć "stój!", lecz nie zdążyłem. Deski były spruchniałe i zawaliły się pod Amigą...
<Ami?>

Od Amigi CD Ender

-Co złego w spacerach? Przyjaciele też mogą chodzić na spacery. - powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
-Ale... - pies chwilę myślał, co ma mi powiedzieć.
-Nie musimy, jeśli nie chcesz... - westchnęłam.
-Nie chodzi o to, że nie chcę, ale... A z resztą nie ważne, chodź. - machnął łapą lekceważąco.
-Gdzie idziemy? - spytałam.
<Ender? Brak weny ;/>

Od Kai CD Despero

 Uśmiechnęłam się i spojrzałam na małego szczeniaka.
- A kto to jest? - spytałam lekko trącając szczeniaka nosem.
- To Nero, jestem jego opiekunem - wyjaśnił Despero.
- Miło mi poznać - uśmiechnęłam się do szczeniaka.
- Mnie również - odwzajemnił gest Nero - to ja już lecę.
 Z uśmiechem powiodłam wzrokiem za wychodzącym malcem, a potem przeniosłam stanowczy wzrok na Despero.
- Jak to nie jesz od tygodnia? - zapytałam ostro.
- Oj, jak nie muszę to nie jem - odparł pies z zakłopotaniem.
- Przecież na goły rzut oka widać, że jesteś wychudzony!
- Bez przesady...
- Widzę że muszę się wziąć za Twoją formę! - machnęłam ogonem. - Przyjdę jutro, o ósmej rano i zaczniemy pracować.
- Co? - pies przeciągnął całe słowo. '
- Tak. Do zobaczenia jutro - powiedziałam i truchtem wyszłam z jaskini. Wróciłam do siebie i położyłam się na skórze. Czekałam na Leo. Gdy przyszedł, oboje zasnęliśmy.
<Następnego dnia>
 Wstałam z samego rana, i ruszyłam do Despero. Stanęłam w progu jaskini i zawołałam:
- Dess? Jesteś?

<Despero?>

Od Iris CD Bradoo

- Bradoo... - szepnęłam - bo Cię kocham. Wiem, podróż Cię zmieniła, ale nie zmieniła moich uczuć do Ciebie. Teraz wiele suczek, jest w Tobie zakochanych, bo jesteś Alfą. Ale ja kocham Cię tak jak kochałam, kocham i kochać będę. Nie żałuję żadnej chwili, którą spędziłam z Tobą. Ja nie potrafię bez Ciebie żyć, i nie odpuszczę.
 Pies spojrzał na mnie jakby z litością. Położyłam się u wyjścia jaskini i wpatrywałam się w sufit.
- Nie idziesz? - spytał.
 Pokręciłam przecząco głową. Znowu położyłam łeb na łapach i spojrzałam na Bradoo. On również się położył, ale plecami w moją stronę. Łza spłynęła mi po policzku. Gdy usłyszałam że Bradoo zasnął, wyszłam z jaskini i oderwałam kawałek kory od jakiegoś drzewa. Pazurem wydrapałam na niej wiadomość:

"Wyszłam. Jestem w swojej jaskini. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to śmiało do mnie przyjdź lub po mnie poślij kogoś".

 Położyłam ją przy samcu i prawie bezgłośnie, tak że miałam pewność, że się nie obudził cmoknęłam go w policzek. Potem wyszłam, a u wyjścia jeszcze raz odwróciłam łeb w stronę Bradoo. Potem, już wyszłam i ruszyłam w stronę jaskini. 

<Bradoo?> 

czwartek, 18 grudnia 2014

Od Kolumbo C.D. Siempra

- A no widzisz... - Przekrzywiłem łeb.
Suka zaśmiała się.
- Zabawnie tak wyglądasz! - Śmiała się nadal.
- A wracając do tematu... - Położyłem mocny nacisk na słowo "temat". Suczka z trudem przestała się śmiać. Dałem jej sygnał, by poszła za mną. Biegliśmy truchtem przez lasek, ale nagle Siempra się zatrzymała.
- Czekaj... - Zatrzymała mnie.
- O co chodzi?
- Czujesz? Zapach krwi...
- Może jakieś zwierzę się skaleczyło. - Jęknąłem obojętnie, chcąc już iść.
- Ale... - Mruknęła niepewnie - sprawdźmy to. Może komuś się coś stało.
- To tam! - Usłyszałem krzyk Siempry, która ponaglała mnie do pójścia ze sobą. Suczka pobiegła przez zarośla, podążałem za nią. Gdy usłyszałem pisk, wyprzedziłem ją i po kilku minutach znalazłem się przy drzewie, do którego przyczepione były sidła. W sidłach tkwił... szczeniak. Maluch miał czerwoną obrożę, która świadczyła, że ma właścicieli. Siedział i piszczał.Po chwili przybiegła Siempra. Widząc pieska,
zapytała:
- Co to za maluch? To on piszczał?
- Tak. Znalazłem go...
( Siempra?)

Zmiana!

Leeloo zmienia maść. Teraz jest podpalanym czekoladkiem ;p ( czekoladowy podpalany z rudym ).


Od Despero C.D. Kaja

-Dawno nie byłem w tej jaskini...-Powiedziałem rozglądając się.
-Czemu?-Spytała Kaja.
-Większość czasu spędzam na drzewach.Czuję się tam bezpiecznie...nie ufam ziemi.-Powiedziałem.Po chwili do jaskini wszedł Nero.
-Buenos días.-Przywitał się z Kają.
-Co ci jest?-Spytał patrząc na bandaż.
-Nic...-Odpowiedziałem.Wtedy Nero podszedł bliżej i szepnął mi do ucha:
-Kto to?
-Kaja.-Odszepnąłem.
Nero westchnął ciężko.
-Dzisiaj w jaskini co?-Spytał z uśmiechem.
-Tak.-Odpowiedziałem.-Skończyłem trening?-Spytałem.
-Tak,upolowałem Ci nawet małą sarnę.-Powiedział z dumą i podsunął mi mięso.
-Nie jestem głodny,zjedz sam.
-Ty nigdy nie jesz!Ja nie chcę żebyś umarł!
-Przecież jem.
-Tak,ale pierwszy raz od tygodnia!-Powiedział i podsunął mi bliżej sarnę.

(Kaja?)

Od Leonarda C.D Kaja

Przytuliłem ją mocno.
- Kocham cię... - szepnąłem.
- I ja ciebie też... - szepnęła Kaja. Położyliśmy głowy i wtuleni do siebie zasnęliśmy...
(...)
 Rano. Ja jeszcze zdezorientowany (słońce zaświeciło w oczy XD) popatrzyłem na Kaję. Przez chwilę myślałem co ona tu robi... gdy się otrzepałem to sobie przypomniałem, że jesteśmy partnerami. Szturchnąłem lekko suczkę.
- Wstajemy... - szepnąłem łagodnie.
Kaja ziewnęła i popatrzyła na mnie. Liznąłem ją w nosek...
- Musimy się zbierać. Nie wiadomo kiedy komuś się coś stanie. - uśmiechnąłem się...
<Kaja? Będzie czas do pracy!>

Od Lauren " Odchodzę"

Nie miała, po co żyć. Psy mnie odrzucały, z resztą suczki też.
Postanowiłam pójść na klif. Skakałam. Lecz zawsze morze pod klifem wyrzucało mnie... chyba nie chciało bym się zabiła. Postanowiłam więc... że odejde.
Pobiegłam od jaskini Alfy. Zawołam:
- Halo?!
Wyszedł Bradoo.
- Ja... odchodzę... - wyszeptalam. Pobiegłam do miasta. Postanawiam zamieszkać u Damiana. Tak będzie najlepiej..

Od Kai CD Leonard

 Zatkało mnie. Byłam zaskoczona pytaniem psa. Jednak po chwili, do oczu napłynęły mi łzy i wykrzyknęłam radośnie:
- Oczywiście! - rzuciłam się psu na szyję i popchnęłam znowu do wody.
- Naprawdę? - spytał niedowierzająco.
 Pokiwałam głową i przycisnęłam ją do piersi Leonarda. Pies również mnie przytulił i liznął mnie po policzku. Odwzajemniłam gest i spojrzałam mu w oczy.
- Trzeba powiedzieć Bradoo - powiedziałam schodząc z psa. - Kocham Cię.
 Pies posłał mi łagodne spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się do niego. Ruszyliśmy w górę wodospadu, aby dotrzeć na tereny sfory. Gdy weszliśmy na górę, zaczęło zachodzić słońce. Spojrzałam, nadal idąc, na Leonarda, który uśmiechał się patrząc w dal. Gdy stanęliśmy przed jaskinią Bradoo, myśl przemknęła mi przez głowę: "To dobra decyzja". Gdy omówiliśmy z Bradoo całą sprawę, ruszyliśmy do jaskini Leosia. Położyliśmy się na skórze, a ja przytuliłam się do niego. Po chwili, pies zapytał:
- Zadowolona?
- Nawet bardzo - odparłam jeszcze mocniej wciskając się w sierść psa.

<Leo?>

Od Bradoo C.D. Iris

Wszedłem obojętnie do jaskini, tak jakby jej tu nie było. Ułożyłem się w rogu.
- Nie musisz mnie pilnować... - westchnąłem.
Suczka spojrzała tylko na mnie. Dziwiło mnie to, że nie dała sobie ze mną spokoju... Jak na razie każda szanująca się suczka, która zobaczyła moje towarzystwo i środowisko omijała mnie dalekim łukiem...
- Dlaczego... ? - spojrzałem na nią z zirytowanym niedowierzaniem.
Uniosła uszy pytająco.
- Dlaczego nie zostawisz mnie? Przecież nic w sobie nie mam. Jestem pokręconym kundlem, który ma wyjebane na wszystko i czasami stawia innych na równi ze śmieciami... Dlaczego akurat ja... ? - pytałem patrząc w ścianę.

<?>

Od Carybuu " Odchodzę" (Cd Lauren)

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. To co mówiła, nie mogło być prawdą. Po prostu nie mogła. Utkwiłem w niej nic nie rozumiejący wzrok. Proszę, niech ona żartuje... proszę, niech to żart.. Jeszcze chwile patrzyłem na nią z nadzieją, że wykrzyknie " Prima Aprillis!". Jednak tak się nie stało.
- Lau... Ja... - zacząłem z rozpaczą jednak na mój pysk przeszła mina nic nie wyrażająca. - Twoje słowa, są dla mnie rozkazem.
 Lauren zalała się płaczem, kiedy powoli sunąłem w stronę wyjścia.
- Carybuu, dokąd idziesz? - zapytał Daniel. Jednak zignorowałem go i wyszedłem przez otwarte drzwi. Znalazłem sie na ogrodzie.  Rzuciłem ostatnie spojrzenie na dom, dom mojej rodziny, po czym przeskoczyłem furtkę.
 Nie ruszyłem w stronę sfory. Ba, nawet na nią nie spojrzałem.  Po prostu biegłem przed siebie. Bez odwrotu. Osiedle znikało powoli. Stało się niewyraźnymi plamkami na tle. Karmelowo - perłowa smuga zagrodziła mi przejście. Zdałem sobie sprawę, że to Manga. Na jej twardym pysku wyrażało zaciętość.
 - Dokąd idziesz!? - warknęła. Mimo jej bojowego nastroju, uśmiechnąłem się ciepło i z lekką ulgą.
- Wracam do domu - powiedziałem przypatrując się jej. Manga uniosła pysk zdziwiona po czym znowu warknęła.
- Nie odejdziesz, nie pozwolę ci. To za daleko dla ciebie.
- Dla mnie?! - mój głos lekko się uniósł. - To niby jakim cudem tu jestem.? Przyjechałem stamtąd!
- Nawet jeśli odjedziesz, wrócisz.
- Nie wrócę - powiedziałem to z taką stanowczością, z jaką nigdy jeszcze nie mówiłem. Zaskoczyłem się. Mangę też.
- To... chociaż uważaj na siebie...
Przytuliłem ją.
- Dzięki. Byłabyś wspaniałą przyjaciółką - a raczej przyjacielem - uśmiechnąłem się, a po jej pysku wywnioskowałem, że ostatnie słowo pochlebiło jej.
 Jednak nie od razu wdałem się w podróż. Musiałem nazbierać sił. Zamieszkałem niedaleko sfory, jednak na tyle daleko by nie móc patrzeć na szczęśliwe psy... razem...
 Jednak czasami widywałem  Lauren. Spotykała się z innymi psami. Oni jej współczuli i zachowywali się jakbym to ja popełnił przestępstwo. Bolało. Ile razy ich widziałem, czułem smutek i złość. Lauren jest moja! Znaczy się... była...
Pewnego razu, gdy odpoczywałem pod swoim drzewem, Lauren i jakiś pies zawędrowali na moją łąkę. Nie zdawałem sobie sprawy, że tu są, dopóki nie wyszedłem z cienia. Lauren przyglądała się mi z niepokojem, a jej "kumpel" obrzucił mnie srogim spojrzeniem. Miałem ochotę rzucić mu się do gardła jednak powstrzymałem się,
- To była twoja decyzja, Lauren - powiedziałem. I nagle zdałem sobie sprawę, że już czas.  Jutro odlatuje samolot.  Aby na niego zdążyć muszę biec teraz. I jeszcze znaleźć nocleg... i mapę... musiałem już iść. Odwróciłem się do Lau. Spojrzała na mnie z rozpaczą. Chciałem się pożegnać jednak.... Ona by tego nie chciała. Ona już nie chce mnie znać. Odwróciłem się i pobiegłem. Na zawsze.
 Wskoczyłem do najbliższego sklepu turystycznego, po czym ukradłem mapę. Rozłożyłem ją na tyłach ulicy.
A więc tak. Lotnisko znajduje się niedaleko Manhattanu. Czeka mnie sporo drogi. Wsadziłem rolkę papieru za apaszkę. Australio, nadchodzę.
< Lauren, jeśli chcesz możesz dokończyć>

Od Leonarda C.D Kaja

Uśmiechnąłem się. Gdy "kac" już przeszedł i otrzeźwiałem, popatrzyłem na suczkę ze spokojem.
- Kaja, znamy się już dość długo. Więc... - nie dokończyem.
- Więc? - zapytała suczka.
- Więc chce się o coś zapytać... - popatrzyłem ze spokojem na Kaję. Słońce błysnęło w jej oczach.
- Tak? - popatrzyła zdziwiona na mnie.
- Może ... nie wiem jak na to zareagujesz... walnę prosto z mostu...
Kaja popatrzyła na mnie z niecierpliwością.
- Ja...ten... chciałabyś być... no wiesz... - zmieszałem się. - Moją partnerką...?
<Kaja?>

Od Elvis'a C.D Lauren

-Może można je reanimować?-zapytałem i rzuciłem się biegiem w strone jej jaskini. Gdy dobiegłem nic nie zobaczyłem niczego.
-Gdzie...one...i partner?!-zapytałem nie wiedząc o co chodzi.
-Gdzieś.
-Czyli
(Lori?)

Od Amigi C.D. Siempra

-Dziękuję, ale to nie prawda... - spuściłam łeb, a z oka wyleciała mi łza.
-Dlaczego tak myślisz? - spytała.
-On sam mi tak powiedział... Powiedział, że nie jest zdolny do miłości i nigdy nikogo nie pokocha... Mówi się trudno... Ja też już nikogo nie pokocham, nikogo innego, ale jeśli on chce być tylko przyjaciółmi... Nie będę się narzucać...
<Siempra?>

Od Iris CD Bradoo

- Och, Bradoo! - wykrzyknęłam i podbiegłam do psa - Wróciłeś! - dodałam przytulając go lekko. Jednak pies syknął, więc natychmiast się odsunęłam. - Co Ci jest? - spojrzałam ze strachem na jego brzuch i ucho.
- Nic... - odparł. - A więc co? Wiesz już jaki jest mój świat?
- Wiem... - szepnęłam siadając przed nim.
- I?
- I jeśli sprawia Ci to przyjemność, jeśli uważasz że dobrze się tam czujesz, to dobrze. Nie mam nic przeciwko - odparłam patrząc mu w oczy.
 Bradoo spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- A i wiesz co? - spytałam entuzjastycznie, chcąc poprawić atmosferę - Ten Twój kumpel, co mnie tu przyprowadził, to całkiem fajny gość.
- Wiem - odparł, a w jego głosie poczułam obojętność. 
- A, ten, no... jak się czujesz? - spytałam stawiając uszy.
- Już lepiej - odpowiedział Bradoo.
- A czemu nie było Cię tak długo? Coś się stało?
- A... nie ważne.
- Ach, rozumiem - powiedziałam prawie bezgłośnie.
- A co się tu działo?
- Nic wielkiego. Cały czas tu siedziałam i temu kto przychodził, spytać "Gdzie samiec Alfa?", odpowiadałam tylko "Sprawy sfory". A Leeloo, kręcił się na terenach sfory i czekał na Ciebie żeby...
- Spytać czy może dołączyć, wiem mówił mi już - dokończył za mnie Bradoo.


<Bradoo?>

Od Kai CD Despero

- Jasne, zrobię co w mojej mocy - uśmiechnęłam się lecz po chwili chwyciłam bandaż, maść i kilka ziół. Kazałam położyć się Despero na stole obserwacyjnym i wzięłam do łap stetoskop. Uciszyłam psa, i nakazałam głębokie oddychanie. Zbadałam pracę serca i płuc. Wszystko było w normie. Zabrałam się do oględzin łapy, zrobiłam też USG. Nie było złamania łapy, ale było delikatne przestawienie.
- Cóż - powiedziałam odkładając stetoskop - nie ma złamania, ale owszem, miałeś rację. Kulawizna jest nieunikniona. Nie martw się... powinno Ci przejść za jakieś dwa tygodnie... dotychczas nałożę Ci bandaż z maścią, złagodzi to ból. Będzie dobrze - uśmiechnęłam się nikło do psa i wzięłam bandaż z maścią do łap. Nałożyłam trochę maści na bandaż i związałam go na łapie Despero.
- Powinieneś się oszczędzać, zwłaszcza w bieganiu i wspinaniu się. Jednak możesz dużo chodzić, pomoże to w odpowiednim nastawieniu kości - wytłumaczyłam.
 Pies kiwnął głową i powiedział:
- Mogę iść do jaskini?
- A mogę Cię odprowadzić? - odparłam pytaniem na pytanie.
- Tak, jasne - uśmiechnął się lekko.
- Masz tam jakieś resztki jedzenia?
- Coś się znajdzie.
 Ruszyliśmy przez las. Gdy doszliśmy do jego jaskini, rozpaliłam ogień, a Dess wyjął ze skrytki zwłoki jelenia.
- Chcesz trochę? - spytał pochylając się nad padliną.
- Nie, nie, smacznego - uśmiechnęłam się do psa, który natychmiast zatopił kły w mięsie.

<Despero?>

Od Kai CD Leonard

- Leo... Leo! Uspokój się! - krzyknęłam ale również się śmiałam.
 Pies nadal skakał z radości, a po chwili stanął przede mną i pociągnął do tańca. Zaczęliśmy kręcić się wokół siebie, cały czas zbliżając się do jeziora. Śmialiśmy się jak szczeniaki, nie mogliśmy się opanować. Nagle, Leo potknął się i wpadł do jeziora, a ja za nim. W tym momencie, jak upadaliśmy, nasze pyski złączyły się. Gdy już leżeliśmy w wodzie, połączeni pocałunkiem, natychmiast spoważnieliśmy. Zeszłam prędko z Leo, i usiadłam daleko od niego. Zwiesiłam ze wstydem łeb i powiedziałam:
- Przepraszam, to moja wina.
- Twoja? Raczej moja, to ja się poślizgnąłem - odparł Leo kręcąc łbem.
- Ale to ja upadłam - upierałam się.
- Może i tak, ale gdybym się odsunął, albo wystawił łapy to...
- Leo! Nie kłóćmy się. Stało się co się stało. Kto wie? - wzruszyłam ramionami - Może tak miało być?
 Pies spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili podzielił mój stanowczy wzrok.

<Leonard?>

Od Kai CD Ender

 Z oszołomieniem patrzyłam na biegnące przede mną byki. Gdy przebiegły, podniosłam się i spojrzałam wdzięcznie na Ender'a. Nawet nie myślałam, że kiedykolwiek się tak do niego uśmiechnę. Gdy szok mnie opuścił, powiedziałam tylko do psa:
- Dziękuję, no... uratowałeś mi życie...
- Eee... - zdziwił się lekko pies - nie ma za co - dokończył i lekko podniósł kąciki ust.
 Teraz wstałam z ziemi i odwróciłam się od Ender'a. Jednak stałam dalej w miejscu. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam łeb do samca. Po chwili spytałam łagodnie:
- Wszystko w porządku?
- Tak - odparł krótko.
- Może lepiej spojrzę - podeszłam do niego. Chwyciłam go za pierwszą łapę, którą miałam pod łapą i chciałam ją obejrzeć, ale pies natychmiast ją zabrał. - Pokaż - uparłam się i spojrzałam na niego twardo i stanowczo. Znowu złapałam go za łapę i obejrzałam ją. Miał spore rozcięcie. Mocno krwawiło, sierść zabarwiła się na czerwono. Spiorunowałam wzrokiem łapę jeszcze raz i powiedziałam:
- Dasz radę dojść do mojej jaskini?
- Spokojnie - odparł i podniósł się.
 Gdy doszliśmy, kazałam mu się położyć i poczekać chwilę. Wzięłam bandaż z jednej z półek skalnych i podeszłam do psa. Trzymałam bandaż w pysku i dokładnie opatrywałam ranę. Nagle usłyszałam głos psa:
- Dzięki... Kaja...
 Nadal trzymając w pysku bandaż, zatrzymałam pracę i uniosłam wzrok na oczy psa. Nie dostrzegłam w nich ironii, a nawet nutę uśmiechu. Kontynuowałam dalej swoją pracę, po czym powiedziałam:
- Nie ma za co.
 Uniosłam kąciki ust.

<Ender?>

Od Lauren C.D Elvis

- Nic... nic poza tym, że moje szczeniaki nie żyją, zerwałam z partnerem i życie mi się niszczy... - westchnęłam. Poczułam ból kiedy mu to mówiłam. - Jednak... i tak nic nie zrobisz... - dodałam po chwili. Jedna łza skapnęła na ośnieżoną ziemię. Otarłam łapą mokry policzek, nie chciałam byElvis widział, że płaczę....
<Elv?>

Od Endera C.D Amiga

- No i tego od ciebie oczekiwałem! - uśmiechnąłem się i poklepałem suczkę po ramieniu.
Ami trochę posmętniała. Jednak widać było, że się uśmiechnęła.
- No chodź! - uśmiechnąłem się i zacząłem iść w przeciwną stronę.
Amiga wstała i poszła za mną. Obawiałem się jednego...
- A ... co jak ktoś przyjdzie i pomyśli, że ... ten no... jesteśmy na spacerze? - zmieszany spytałem Amigę...
<Ami?>

Od Elvis'a Do Lauren

Dzień był pochmurny i zimny. Nagle na mojej drodze stanęła ruda suczka. Zaszkoczony zapytałem niepewmie
-Kto ty?-zapytałem i przechyliłem łeb.
-Pies.
-Jestem Elvis a ty?-spojrzałem na nią pytająco.
-Lauren...-powiedziała cicho.
-Co się stało? Mogę pomóc.
(Lauren?)

Od River Do Shiroli

Nie wiem co się stało ale wszyscy mnie unikają .... Boją się mnie czy mi się tylko wydaje?
Nagle usłyszałam tupot nóg i łap a później nawoływania ...
Ludzki tupot zbliżał się a ja stałam jak wryta. Byłam dziwna. Strasznie dziwna. O czym ja w ogóle myślałam!? Że co mogę sobie tak po prostu siedzieć i gapić się na ludzi!?
W końcu jednak głosy  i szczeki zbliżyły się tak że ujrzałam cienie sprawców dźwięku.
Nagle wrócił do mnie rozum ale było za późno. Wielki owczarek niemiecki przygniótł mnie łapami.
Jednak pies zrobił coś co nie spodziewałam się po żadnym z pomocników ludzi
 - Przepraszam .. - szepnął mi do ucha po czym podniósł głowę i zaczął szczekać.
Po chwili przyszli ludzie a za nim kilka innych psów. Jeden z człowieków zatarł ręce, zaśmiał się i podszedł do mnie.
Gdy ukucnął zaczęłam udawać że nie żyje.
- Co to ma być!?- wrzasnął na innych człeków. -  Nie żywa!
 - Jak to - warknął drugi i podszedł do mnie. Położył rękę na mojej klatce piersiowej i znowu się odezwał ze złością - Żyje idioto!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obudziłam się w przyczepie . Było tam kilka innych psów w klatkach.
Potoczyłam po nich gdy nagle spostrzegłam ..
 - Shiroli! - pisnęłam. Widziałam kilka razy tego psa lecz on chyba też mnie unikał.
Wzdrygnął się na dźwięk swojego imienia ale spojrzał na mnie.
-  River ...? - zmarszczył brwi. Zamerdałam ogonem. Nie wiem skąd go znam ale jest!
- Gdzie jedziemy?  - skuliłam się nagle.
 - Do schroniska - odezwał się jeden z psów. Był to jakiś włochaty mieszaniec.
- CO!? - odezwaliśmy się chórem jednak ja za słyszalna nie byłam.
Pies westchnął i potaknął głową po czym położył ją na łapach.
Nagle przyczepa zatrzymała się i usłyszeliśmy dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi.
Później wszystko potoczyło się szybciej.
Ludzie otworzyli drzwi  i wzięli wszystkie klatki. Wyjrzałam zza prętów i ujrzałam psy gończe biegnące do wielkiego budynku w którym ruszyliśmy i my.
Gdy weszliśmy przez bramę nie ruszyliśmy dalej do wielkiego domu-cokolwiek to jest, tylko skręciliśmy w bok. Naszym oczom ukazał się trochę mniejszy ale równie wielki budynek do którego weszliśmy. Jeden z człowieków z klatką z jakąś borderką zaczął gadać do recepcjonistki a moja klatka ruszyła ku wyjściu skąd dobywały się szczeki.
- Widzisz? - zadrwił ludzki głos gościa który mnie trzymał. - Twój nowy domek. He he ...
Wszyscy weszli do korytarza gdzie w na prawo było zasypane klatkami zwierząt zaś z lewej - tylko stare pomalowane spadającą farbą ławki. Na ogół było tu szaro i tylko z małych wysoko położonych okien spływało światło. Ruszyliśmy dalej to drugiego takiego samego korytarza tylko trochę ciemniejszego. Kilka ludzi zatrzymało się przy pustych klatkach i włożyło tam psy a reszta w tym ja i Shiroli ruszyliśmy trochę  dalej. W końcu jednak człowiek rozmyślił się i wrócił do pierwszego korytarza. Włożyli nas do sąsiednich klatek i poszli.
- I co? - spytał ze smutkiem Shiroli.
- Nic ... - szepnęłam i zwinęłam się w kłębek.
<Shiroli? ^^>

środa, 17 grudnia 2014

Od Despero C.D. Ender

-Co?Jak?A,mięso.No mogę zjeść.-Powiedziałem i podszedłem do jelenia.
-Co się stało?-Spytał Ender.
-A zapatrzyłem się.-Odpowiedziałem odgryzając kawałek mięsa.
-Coś długo.-Zaśmiał się.
Przełknąłem ten kawałek.
-No ładna dziś pełnia.-Odpowiedziałem.

(Ender?)

Od Siempry C.D. Amiga

-Przeciwieństwa się do siebie zbliżają...-Powiedziałam obojętnie.-Ale nie wiem czy on też Cię darzy tym samym uczuciem.-Dodałam smętnie.
Suczka też posmutniała.
-Wiem.-Powiedziała.
-Ale nie martw się...na pewno kiedyś też będzie Cię darzył tym samym uczuciem.-Uśmiechnęłam się lekko.

(Amiga?)

Od Amigi C.D. Ender

-Rób se co chcesz... - szepnęłam. Położyłam łeb na łapach. Czyli to znaczy mieć zrójnowane życie przez miłość... -Pieprz*ne serce! - krzyknęłam. Nagle z niewiadomych powodów poczułam wściekłość. Wyszłam na zewnątrz i ruszyłam do klifu. Przypomniałam sobie własne słowa "zabijają się ludzie słabi". Taka właśnie jestem? Słaba? Zatrzymałam się. Centymetry dzieliły mnie od przepaści. Moim kremowym futrem szarpał wiatr.
-Dlaczego właśnie on?! - krzyknęłam. Znów poczułam, że się rozpłaczę, jednak tego nie zrobiłam. Echo rozniosło mój głos po całym lesie, a ja spojrzałam w dół. Jest szansa, że niczego nie poczuję?
-Ty znowu tutaj? - usłyszałam znajomy głos.
-Jestem idiotką, wiem... Posłuchaj... Przepraszam... - spojrzałam na psa. -Posłuchaj, możesz zapommieć, że cokolwiek mówiłam? -wzięłam głęboki wdech. -Czy możemy być przyjaciółmi?
<Ender?>

Wyrzucone

Terra i Arkadia zostają wyrzucone za chamstwo i brak szacunku do alfy, oraz do niektórych członków sfory.

Od Terry C.D. Despero

Rano , a raczej po południu wstałam i przed sobą zobaczyłam mięso . Zjadłam je , ale nie domyślałam się kto to mógł być .
- Ciekawe . Darmowe mięso ? Od kogo ? - powiedziałam do siebie zastanawiając się
- Despero ? Nie . - dodałam
Poszłam do jaskini Despera , ale go nie zastałam . Czekałam i w końcu pzyszedł .
- Wiesz coś o mięsie w ojej jaskini ? - spytałam
-...
<Dess? brak weny>

Od Despero C.D. Terra

-Dziękuję?-Spytałem sam siebie.Dość fajne słowo.Uśmiechnąłem się i wyszedłem z jaskini wdrapując się na drzewo.Położyłem się na gałęzi i zasnąłem.Rano obudziłem się bardzo wcześnie i postanowiłem coś upolować,chociaż trudno dziś było o nawet jakiegoś małego zająca.Kiedy szedłem przez las zauważyłem jelenia.Była to moja szansa.Szybko go zabiłem i zacząłem zaciągać do swojej jaskini.Przechodziłem akurat obok jaskini Terry.Chciałem iść dalej,ale po chwili zawróciłem do jej jaskini.Położyłem obok niej jelenia starając się żeby jej nie obudzić.Potem zacząłem wychodzić cicho z jej jaskini.

(Terra?)

Od Endera C.D Amiga

- Sam nie wiem... - westchnąłem.
Amiga leżała na posłaniu. Słyszałem jej łkanie.
- I tak mówię ci, nie zakocham się. - popatrzyłem na nią ze współczuciem. - Jak już, to na pewno nie w tobie. Nie chcę być twoim partnerem. Chcę być przyjacielem. Dlaczego tego nie pojmiesz?
- Bo cię kocham. - wyszeptała.
Wzbudziło się we mnie coś. Nie wiem co.
- Żegnam. - powiedziałem oschle i zostawiłem suczkę w jaskini...
<?>

Od Endera C.D Despero

- Skoro jej nie obchodzisz to... zapewne ma cię w czterech literach. - popatrzyłem. - Może... daj se spokój. Z resztą nie będę ci podpowiadać, bo to twoja decyzja. - urwałem żołądek jelenia.
Despero patrzył w horyzont. Była piękna pełnia. W końcu ja też ( z niewiadomego powodu ) zacząłem się gapić na ten księżyc. Po chwili jednak się opamiętałem.
- Dokończysz jelenia? Ja i tak już nie mogę. - wyrwałem z transu Dessa.
<Despero el Diablo XD?>

Od Amigi C.D. Ender

-Kiedyś... Kiedyś to Ty poznasz kogoś, do kogo będziesz miał takie same podejście. Pospędzasz z nią trochę czasu, pośmiejecie się razem, poznacie lepiej... A Twoje serduszko będzie coraz cieplejsze i nawet się nie zorientujesz, gdy będziesz chciał z nią spędzać cały wolny czas, gdy bez niej będziesz czuł w sobie pustkę, gdy najpiękniejsze chwile w Twoim życiu będą polegały na patrzeniu jej w oczy... Zrozumiesz wtedy, co to znaczy się zakochać, jednak jeśli ona odmówi zrozumiesz, co to znaczy mieć złamane serece. Takie jest gorsze od lodowatego. - powiedziałam i powoli ruszyłam w stronę jaskini. Obejrzałam się na moment. Ender siedział w tej samej pozycji. Może próbował zrozumieć sens moich słów? Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam wchodząc do jaskini było rzucenie się na legowisko. Łez mi już nie starczyło, wszystkie wylałam.
Czułam dokładnie to, o czym mu mówiłam. Na początku po prostu nie chciałam, żeby skoczył z klifu, później go polubiłam i zaczęłam chcieć spędzać z nim więcej czasu... A teraz? Teraz, gdy go nie ma czuję w sobie pustkę... Pustkę i ból. Ból złamanego serca.
Przymknęłam na chwilę oczy, gdy poczułam jego zapach i usłyszałam kroki.
-Po co przyszedłeś? - spytałam nie otwierając oczu. Miałam nadzieję, że nie zabrzmiało to jak oschłe wygonienie, lecz zwykłe pytanie z ciekawości, które z resztą nim było.
<Ender?>

Od Despero C.D. Ender

-Nie dzięki...a co Ty taki miły się zrobiłeś?-Zaśmiałem się.Ender popatrzył się na mnie z ironią.
-Moje serce już zostało skradzione.-Zaśmiałem się patrząc na horyzont.Ender aż zadławił się kawałkiem mięsa.
-Co?-Wykrztusił.-Jaka to?
-Crying,ale ja ją nie obchodzę...nie wiem czy nie dać se spokoju...-Spuściłem łeb.

(Ender?)

Od Leeloo C.D. Lauren

- Możesz ryczeć gdzieś indziej? - spojrzałem na nią sarkastycznie - Bo jesteś na terenie mojej jaskini, a moje uszy nie tolerują desperatek... - mruknąłem.
Zawróciłem do swojej jaskini, miałem nadzieję, że ta suka wróci do siebie, ale stała jak wryta i ryczała... Ta sfora powoli zaczyna mnie irytować.

<?>

Od Endera C.D Amiga

- Nie musisz z tąd iść. - zatrzymałem ją. - Jednak muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham. - nastawiła uszy Ami.
- Ja nigdy się nie zakocham. Zrozum. Moje serce jest lodowate, a umysł zabójczy. - westchnąłem i usiadłem na kamieniu. Goldenka podszedła i usiadła obok mnie.
Chciała coś powiedzieć. Popatrzyłem na nią jednak takim wzrokiem, że spuściła głowę.
- Nie... nie zdołam cię pokochać. Ani nikogo innego. - popatrzyłem na nią po raz drugi...
<Ami?>

Od Amigi C.D. Ender

-Nie wybierasz, w kim się zakochasz... - wzruszyłam ramionami.
-Nie próbujesz właśnie teraz ode mnie uciec z krzykiem? - upewniła się suczka.
-Nie. To serce wybiera, nie umysł... Widziałam już tyle psów, a wciąż myślę o tym jednym... - spuściłam łeb.
-Mogę wiedzieć o kim? - spytała.
-O Enderze... Zauważ, że jesteśmy tak inni, a i tak chciałabym, żeby mnie pokochał... - westchnęłam głośno.
<Siempra?>

Od Lauren C.D Leeloo

-Wiem trochę dziwne... - powiedziałam zbliżając się do psa. - Ja... poroniłam.
Pies popatrzył na mnie pytająco.
- Urodziłam szczeniaki... nie żywe.
- No wiem przecież co to znaczy, że poroniłaś. - westchnął Lee i popatrzył na mnie ironicznie.
- Na dodatek zerwałam z partnerem... - zaczęłam łkać.
<Leeloo?>

Od Amigi C.D. Ender

-Myślisz, że się wybiera, w kim się zakochuje? - westchnęłam cicho.
-No nie wiem... - powiedział lekko zmieszany.
-To działa tak: poznajesz psa, gdy nagle serce podpowiada Ci, że go kochasz. Jeśli zdecyduje umysł związek nie będzie udany... Problem w tym, że te pi*przone serce wybiera najczęściej idiotów...
-Ej!
-Najczęściej, nie zawsze... Nigdy przenigdy nie nazwałabym obraźliwie przyjaciela idiotą. - spojrzałam na psa.
-Moje serce chyba tak nie działa. - powiedział po długim namyśle.
-Jeszcze kiedyś się zakochasz... Znając moje szczęście w kimś innym. - odwróciłam wzrok. -Ja już będę się zbierać. Myślisz, że dużo będzie po mnie sprzątania? Nie chcę, żeby ktoś musiał tam na dole krew czyścić... - spojrzałam na przepaść.
<Ender? Za bardzo kocham goldeny, żeby je zmieniać XD>

Od Leeloo C.D. Lauern

Ta sama suka, ale bez szczeniaków? O co tu kurwa chodzi?! Ja to jebie... Spojrzałem na nią zdezorientowany i ruszyłem dalej. Ja się w to nie mieszam.
- Ciao... - mruknąłem pod nosem.
~ Kilka godzin później ~
Leżałem w jaskini. Nagle ujrzałem tą suczkę, która... Tą dziwną, o tak. Szła w moją stronę?

<?>

Od Terry C.D. Despero

- Boże , jak boli ... - wyjąkałam
- Uff ! - dodał Despero i odkrył skórę którą byłam przykryta
- Co się stało ? - spytałam psa
- Nie wiem jaki pies , ale ktoś rzucił w twoją głowę kawałkiem (sporym) lodu . Straciłaś przytomność i przyniosłem Cię tutaj . - odparł pies
- A , co tak śmierdzi ? - spytałam ponownie
- Emmm ... Jakby Ci to powiedzieć ... Moje specjalne zioła lecznicze . - odpowiedział Dess
- Już się boję co to było ... - dodałam i wyszłam z jaskini Despera
- Dzięki ! - krzyknęłam i poszłam dalej , jednak Despero nie odpowiedział
<Despero?>

Od Lauren C.D Leeloo

Popatrzyłam na psa. Poszłam.
(...)
Urodziłam. Szczeniaki nie żyły. Ja byłam zrozpaczona. Pobiegłam przed siebie nie zważając na przeszkody. Nagle wpadłam na Leeloo. Nadal płakałam.
- Przepraszam! - krzyknęłam co nie było w moim stylu.
Pies spojrzał na mnie i po chwili...
<Leeloo?>

Od Lauren "Nie mogę tego dłużej ciągnąć...'' (do Carybuu)

Pewnego wieczoru leżałam na skale.. Nagle usłyszałam szelest liści. Zignorowałam to. Przymknęłam oczy. Po paru chwilach stanął przede mną pies. Przestraszyłam się i spadłem ze skały.
Okazało się, że to Cary.
- Wielkie dzięki! - zaśmiałam się i zaczęłam otrzepywać się ze śniegu. Carybuu zaczął się śmiać.
Jednak po chwili poszliśmy spać.
~~~~
Dzień jak dzień kolejny... Pochmurne niebo sprawiało,że chciało mi się spać...Tego dnia postanowiłam pójść do Lasu pobiegać.Gdy tam dotarłam tam od razu zaczęłam biegać. Jednak...
- Cary! ... - krzyknęłam mocno. Już po minucie Carr był przy mnie.
(...)
 4 godziny męczarni... lecz urodziłam. Niestety... nie żyły. Moje szczeniaki po raz kolejny zdechły.
- Cary! - krzyknęłam przez łzy. - Nie mogę tego dłużej ciągnąć... Ja... odchodzę od ciebie...
<Cary?>

Od Leeloo C.D. Lauren

~ Moja? Ta szczególnie z tym brzuchem bachorów... ~ Uśmiechnąłem się tylko od niechcenia.
- Przepraszam, ale nie mam czasu na rozmowy... - uniosłem się dumą - Moje stanowisko wymaga pracy, jestem głównym dowódcą, a to duże poświęcenie - wstałem i popatrzyłem z góry na suczkę. Na dziewięćdziesiąt procent byłem pewien, że suka zorientowała się o tym jakie mam zdanie, ale co ja będę tracił czas na coś z czego nie skorzystam?

<Lori? ( Te "coś" to nie chodzi o Lori xd )>

Od Terry C.D. Marvel

- Może nad wodospad ? - zaproponowałam
- Może być . - powiedział Marvel
Ruszyliśmy . Pytał o wiele spraw . Niektóre były jednak lekko wstydliwe dla mnie . Normalny pies odpowiedziałby od razu , ale ja nie . Gdy dotarliśmy nad wodospad rozmawialiśmy dalej . Było mi miło . Rozmowa o nas obojgu zamieniła się w miłą pogawędkę . Rozmawialiśmy długie godziny , aż się ściemniło . Zaprosiłam Marvela do jaskini na dalszą część rozmowy . Niesety było już późno .
- Do zobaczenia ! - powiedziałam do odchodzącego psa
- To do jutra ! - odpowiedziała
<Marvel?>

Od Lauren do Leeloo

Chodziłam uśmiechnięta po łące, co jakiś czas patrząc na mój brzuszek. Nagle natknęłam się na dobermana. Wystraszyłam się nieco. Pies miał kilka ran i blizn. Struchlała zapytałam:
- Czy... nie powinien tego obejrzeć medyk?
Pies popatrzył na mnie. Nie było to złe spojrzenie. Normalne...
- Poradzę sobie. - mruknął. - Jestem Leeloo.
Uśmiechnęłam się. Już się go nie bałam.
- Lauren. Miło mi cię poznać. - podałam mu łapę...
<Lee?>

Od Endera C.D Despero

- Na serio słyszałeś? - powiedziałem odgryzając kawał mięsa.
- No... tak mi się zdaję. - powiedział obojętnie.
- Ja tam wole być kawalerem ! - zaśmiałem się. Po chwili dodałem. - A jeśli chcesz ... to możesz wziąć trochę mięsa.
<Dess? Ni mam weny XD>

Od Despero C.D. Ender'a

-Ej!-Krzyknął.
-A to było twoje?Sorka.-Powiedziałem ukrywając uśmiech.
-Ha,ha,a teraz oddaj.-Powiedział Ender.
Podsunąłem mu jelenia którego chciał upolować.Zaczął jeść.
-Dopiero co dołączyłeś do sfory,a już lecą na Ciebie suki.-Przerwałem ciszę.
-Co masz na myśli?-Spytał.
-No Amigę,ale moim zdaniem dobrze zrobiłeś.-Zaśmiałem się.
-Skąd ty o tym wiesz?
-Jestem duchem,a tak na poważnie to lubię czasem sobie pochodzić po lesie no i widzi się to i owo.-Odpowiedziałem.
Ender zabrał się za jedzenie.

(Ender?)

Nowy Pies - Leeloo!



Imię : Leeloo [czyt. Lilu]
Pseudonim : Raczej mało kto w ogóle się do niego w jakikolwiek sposób zwraca, ale jeśli już to czasami wyjdzie "Lee" [czyt. Li].
Płeć : Pies
Wiek : 4 lata.
Stanowisko : Główny Dowódca
Charakter : Leeloo. Kim on jest? Spytaj się swojej panienki, może Ci opowie ze szczegółami... No jest to oczywiście podrywacz, który nie poprzestanie na jednej, jednej? Na pięciu nawet, a co dopiero mowa o jednej. Młody, świrnięty samiec, któremu w głowie tylko jest pieprzenie się z suką. Tak, to jest Leeloo. Za nic ma innych. Pierdoli to co ktoś o nim myśli, bo pierdoli wszystko i dobrze się bawi. Żyje chwilą i nie myśli o przyszłości, ani nie patrzy w przeszłość. Jest cwanym " charakternym ulicznikiem " , który wie jak zdobyć najwięcej a zrobić najmniej. Niektórzy mówią, że przyjaciół i śmieci stawia na równi. No cóż taki jest, chamski, cięty na innych, pokręcony. Ale nie ma zamiaru się zmieniać, kilka razy próbował, ale nie wyszło mu to na lepsze, więc postanowił pozostać takim idiotą jakim jest. Łatwo wytrącić go z równowagi, ma to po ojcu. Nie zawsze ma nad sobą kontrolę, czasami robi coś czego nie chce a później swoją frustrację rozładowuje na innych. Jest nieobliczalny. Litość uważa za oznakę słabości, ale cóż wychował się na ringu, tych poglądów uczyli go od pierwszych dni życia. Ma trudny charakter. Dobrze o tym wie. Ale taki właśnie jest i taki pozostanie.
Umiejętności : Ten doberman jest idealnym psem ringowym. Od szczeniaka uczył się jak walczyć. Jest zwinny, szybki i nieobliczalny. W trakcie walki nie zna litości. W głowie ma jedną myśl " dobij go! ". Ale, również jest dobrym łowcą. Choć nie idealnym, lecz dobrze sobie radzi na polowaniach.
Partnerstwo : Nie będę wymieniać. Bo zajęło by mi to więcej niż cała reszta formularzu. Ale w tym tygodniu już z 15 było...
Spokrewnieni : W sforze nie ma nikogo.
Wygląd zewnętrzny :
  • Rasa : Doberman
  • Maść : Czarny Podpalany z Rudym
  • Sylwetka : Lee to pies średniej wielkości, silnie zbudowany, muskularny o eleganckiej sylwetce. Jego budowa sprawia wrażenie kwadratowej, tak jak u każdego dobermana. Szyja Leeloo trzymana jest prosto i wykazuje wiele szlachetności. Ten pies jest posiadaczem wysoko sadzonych uszu. Ma zwinny i obszerny chód.
  • Znaki szczególne : Idealna dla wzorca sylwetka.
Historia : Leeloo tak praktycznie urodził się na arenie. Ojcem był champion podziemi, a matką pewnie jakaś suka przeznaczona do rozrodu, ale także była dobermanem, bo Leeloo jako jeden z niewielu psów walczących jest rodowodowy, ale mniejsza z tym. Do walk szkolił go ojciec. W wieku 2 miesięcy odbył swoją pierwszą szczenięcą walkę. Kolejne wygrywał. Po woli stawał się jak ojciec. Wyrabiał sobie chamski charakter i respekt wśród ulicznych psów. Ludzie bili się o niego, każdy chciał mieć go wśród swoich. W wieku 2 lat, gdy był już idealnie wyszkolony został przekazany temu samemu facetowi co szkolił Bradoo  {czyli samca alfę PLP}. Lee wygrywał wiele walk, ale pewnego dnia na podziemia wparowała policja. Była wielka akcja z ucieczką, dobermana przetransportowali ciężarówką niedaleko sfory. Bradoo zlecił mu, aby zaprowadził jedną z członkiń Pack Loco Paws do sfory, bo także groziło jej niebezpieczeństwo. Zamiast od razu uciec postanowił dołączyć do sfory, ale dalej spędza czas na walkach, a w sforze go prawie nigdy nie ma.
Kieruje : Omega.

Od Endera C.D Kaja

- A co ty taka zamulona? - popatrzyłem na nią pytająco.
- A co cie to... - warknęła lekko suczka.
Nagle usłyszałem tupot.
- Co do...? - popatrzyłem na suczkę ze zdziwieniem. Po chwili chwyciłem ją odskoczyłem z nią, bo przed nami przebiegało stado byków...
<Kaja? Nadal nie odpowiedziałaś Leo!>

Od Endera C.D Despero

- Dobra. Lecz dla mnie to jak poddanie się. - zaśmiałem się lekko. - No to stoi. Koleżko!
- No i git. - powiedział pies. Przybiliśmy sobie piątkę.
- Idziemy na polowanie? Nudam... - powiedziałem po chwili.
Despero westchnął i wskazał mi zdobycz.
- Skoro jesteś taki znudzony to sobie upoluj...
Bez słowa wstałem i zacząłem biec. Już miałem skoczyć na zdobycz gdy Despero skoczył i dobił zwierzę!
<Dess?>

Od Despero C.D. Kaja

-Ciężko być medyczkę?-Spytałem.
-Czasami...-Odpowiedziała.
-Właśnie chciałem iść do medyka no,ale jakoś nie miałem okazji.
-Z czym?-Spytała Kaja.
-No bo kiedyś spadłem z drzewa przy jakimś wybuchu no i kuleję na jedną łapę.-Powiedziałem.-Pomogła byś mi?-Spytałem z nadzieją.

(Kaja?)

Od Wichury C.D. Avenger

-Mam tylko jedno pytanie które o wszystkim zaważy.-Zaczęłam.Av patrzył się na mnie z zaciekawieniem,ale i jednocześnie z nie pokojem.Wreszcie wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić:
-Powiedz tylko,że nie chcesz ze mną być,a ja odejdę i już nigdy mnie nie zobaczysz...Nie chcę Cię dręczyć więc powiedz tylko czy jeszcze Ci na mnie zależy?
Av spojrzał się w ziemię i powiedział:
-....

(Avenger?)

Od Bradoo C.D. Iris

- Tylko... - zacząłem niepewnie - Wątpię, żebym był dobrym partnerem dla Ciebie... - spuściłem zawiedziony wzrok.
- Dla mnie jesteś idealnym... - szepnęła.
Spojrzałem na nią łagodnie, ale tak jakbym mówił " przepraszam... ".
- Bo znasz mnie od innej strony... Bo nie znasz mnie na prawdę... - odwróciłem pysk, patrząc w dal i zagryzając wargi ze złości.
- To daj mi się poznać... - spojrzała mi w oczy.
- Nie chcę zawodzić kolejnej osoby... - westchnąłem - A co mi tam... - burknąłem do siebie.
Wstałem i zacząłem iść. Suczka została.
- Chcesz zobaczyć kim jestem... To chodź... - wbiłem w nią ponury wzrok.
Ruszyłem w stronę miasta. W stronę areny. Na podziemia. Do mojego prawdziwego domu... Już na obrębie połowy kilometra od ringu wszędzie chodziły psy. Nie raz dało się usłyszeć jak psy zaczepiają Iris, tekstami typu: " Hej piękna... Może poznamy się bliżej...? ". Czasami warknięcia nic nie dawały. Jednak nie wkraczałem w momencie kiedy nic nie zagrażało jej życiu. Chciałem jej pokazać jaki jest mój świat... Bez jakichkolwiek zasad...
Po kilkunastu minutach weszliśmy na te "moje podziemia".
- Bradoo... - naszym oczom ukazał się mój znajomy, był to doberman Leeloo.
- Cześć stary... - westchnąłem.
Pies zaczął krążyć na około Iris...
- A co do za maleństwo... - wbił w nią wzrok - Może się zabawimy? - zaśmiał się unosząc brew - No chyba, że to Twoja... - skierował się do mnie - W sumie mi to nie przeszkadza... - mruknął pod nosem.
- Zostaw... Prędzej zdechnie niż cokolwiek z Tobą zrobi... - pokręciłem pyskiem - Tak po za to ile mi dzisiaj zarezerwowali walk ? - spojrzałem na niego pytająco.
- Pewnie z 5 będzie, ale nie jestem pewien... - przewrócił oczami - Ale wracając do tematu... - zaczął spoglądając na Iris.
- Nawet o tym nie myśl... - przerwałem mu karcącym spojrzeniem - Widzimy się później... - mruknąłem.
Ruszyłem dalej. Iris szła za mną spięta i wystraszona. Było widać, że to nie jej bajka.
- Brady... ! - zawołał mój " ringowy opiekun", nazwał mnie tak.
Zaszczekałem tylko do niego. Ruszył w moją stronę, kolejny dzień w którym próbował mnie dotknąć... Ale wystarczyło moje jedno warknięcie i się cofnął... Chyba zapamiętał ostatnie zszywanie ręki... Po chwili ruszył do Iris.
- Ooo... Przyda nam się... - wziął ją na ręce.
- Bradoo! Zrób coś! - zapiszczała.
- Niech Cię weźmie... Po walce Cię wypuszczę... - westchnąłem.
- Ale...
- Nie panikuj - powiedziałem stanowczo i ruszyłem na walkę.
Najpierw wypuścili kundla. Kilka minut wystarczyło i było po walce. Potem doberman, pit bull, no i oczywiście bez amstaff'a by się nie odbyło. W ostatniej walce pies poważnie mnie poranił. Miałem rozszarpane ucho i otwartą ranę na brzuchu, mimo to zwyciężyłem. Szedłem powoli otworzyć bramkę Iris... Ale to nie był koniec. Okazało się, że czekała mnie jeszcze jedna walka z przerośniętym buldogiem amerykańskim... Szczerze mówiąc pierwszy raz w życiu przygotowywałem się na śmierć, ale cóż... Tak się żyje na podziemiach... Tu nie ma litości.
Wpuścili mnie na ring... Nagle zgasły światła... Siedziałem przygotowany na najgorsze, a po chwili... Syrena policyjna... Światła się zapaliły, połowę ludzi i psów od razu zgarnęli. Facet, który mnie wypuszczał zdążył wszystkie klatki z psami schować do ciężarówki, Iris także zabrał.
- Wchodzisz czy nie?! - spojrzał na mnie otwierając drzwi samochodu, potem chciał mnie włożyć siłą.
Zacząłem warczeć i obnażać kły.
- To wejdź sam! Masz 15 sekund! Nie to schronisko Cię przywita! No już! Idziesz! - spojrzał na mnie wściekły.
Warcząc wskoczyłem i ułożyłem się obok klatki Iris. Zamknął drzwi i szybko odjechał.
- Co się dzieje? - suczka spojrzała na mnie szklistymi oczami.
- Mówiłem, to mój świat, trzeba było nie pakować się w to... - warknąłem wściekły.
- Sam mnie zaprowadziłeś! - fuknęła.
- Bo się pchałaś! Chciałaś poznać mnie?! To masz! Proszę bardzo! Taki jestem! Chamski i egoistyczny. Coś jeszcze?! - spojrzałem na nią wściekły - To jest mój świat, a Ty zamiast panikować zamknij się, chyba, że chcesz zawitać w schronisku...
Iris ucichła. Ja zaś skierowałem się do kumpla, który przywitał nas przy wejściu na tereny wokół areny.
- Jak otworzą bramy zaprowadzisz ją do mojej sfory... Wiesz gdzie jest... Jak nie to ona Cię zaprowadzi... - powiedziałem do niego cicho, żeby suczka nie usłyszała.
- A Ty... ? - spojrzał na mnie z niespotykanym u niego spokojem.
- Ja tu się na razie najmniej liczę... Poradzę sobie... A jak dobrze pójdzie to do końca tygodnia spotkamy się tam gdzie zawsze...
- Jasne... - westchnął, a po chwili drzwi ciężarówki się otworzyły, a ja otworzyłem klatkę Iris - Trzymaj się stary... - poklepał mnie po ramieniu i wziął suczkę na plecy.
- Brado! Co on robi?! - krzyczała do mnie.
- Później Ci to wytłumaczę... Trzymaj się go... - wskoczyłem do drugiego samochodu.
Jechałem cały czas z tym samym gościem, tylko tyle, że teraz już nie z 10 psami, a sam z człowiekiem. Ułożyłem się na tylnym siedzeniu. Oczy same mi się zamykały...
~ 3 godziny później ~
- Wysiadaj... - obudził mnie głos mężczyzny, a raczej 22 letniego chłopaka.
Wyszedłem z samochodu.
- Za mną - zamknął klapę bagażnika i ruszył do domu.
Ruszyłem za nim niepewnym krokiem. Nagle otworzył drzwi, gwałtownie się zatrzymałem. Czy on chciał wpuścić mnie do swojego domu... ? Ja się na to nie piszę!
- Chodź... - westchnął.
Mruknąłem tylko pod nosem i siedziałem twardo.
- Ty myślisz, że długo przeżyjesz z tymi ranami? - spojrzał na mnie zirytowany, dalej nie ruszałem się z miejsca - A rób co chcesz... - machnął ręką.
Wtedy wstałem i poszedłem za nim dalej...
Mieszkał w małym domku. Miał dwa pokoje, łazienkę, kuchnię i przedpokój.
- Wskakuj na kanapę - wskazała obojętnie sofę.
Wszedłem powoli na obiekt i położyłem się na nim. Facet podszedł do mnie z nićmi, wyglądały jak te do szwów. Usiadł obok mnie, zacząłem wystawiać kły i warczeć.
- Daj te ucho! - spojrzał na mnie oschle.
Opuściłem wargi i ucichłem. On pociągnął mnie za ucho i zaczął je zszywać, miałem chyba na nim z jedenaście szwów... Potem zabrał się za ranę na brzuchu.
- Za kilka dni wydobrzejesz... Na razie zostajesz u mnie... - westchnął wychodząc z pokoju.
Mruknąłem od niechcenia, teraz najchętniej bym zwiał... Ale on ma racje, długo nie przeżyje w takim stanie na samowolce.
~ Kilka dni później ~
Po woli co raz bardziej pozwalałem na kontrolę moich ran. Codziennie dostawałem miskę karmy, czasami zdarzył się plaster świeżego mięsa. Dzisiaj przyszedł do mnie z kolczatką i skórzaną smyczą. Próbował mi ją przełożyć przez łeb, ale znów obnażałem kły. Lecz po dwu godzinnych próbach w końcu na moim łbie znalazła się żelazna obroża. Wyszliśmy na miasto. Ten facet spotkał się z jakimiś ludźmi, wołali na niego Michał.
- A to co, nowa bestyjka? - zaśmiała się jakaś dziewczyna oglądając mnie.
- Wyjątkowo oporna... - spojrzał na mnie - Ale za to zdolna - próbował mnie podrapać po łebku, ale kłapnąłem mu zębami - Dobra, mniejsza z tym... Macie działkę na dzisiaj... ?
Kiwnęli głowami i jeden z nich wyciągnął coś z kieszeni... Doszło do mnie, że chodzi tu o Marihuanę... Siedziałem tylko obok nogi Michała słuchając co gadają. Po chwili znów wrócili do tematu ringowego psa, czyli mnie.
- Skąd go masz?
- Przypałętał się na podziemia... Podejrzewam, że jest dziki. Pewnie dlatego mu to tak wychodzi - znów skierował wzrok na mnie - Chcesz bucha? - zaśmiał się i skierował joint'a na mnie. Kichnąłem. - Odmawia współpracy - znów zaśmiał się pod nosem.
Rozmawiał jeszcze z nimi trochę. Później wróciliśmy. Przy furtce odpiął mi smycz, mimo to nie zwiałem. Poszedłem za nim. Co raz bardziej mu ufałem... Gdy weszliśmy do domu włączył telewizor i usiadł na kanapie, ja wskoczyłem na fotel.
- A Ty nie wracasz do swoich? - uniósł brew - Jeśli chcesz, leć. Pamiętaj tylko drogę, kiedyś musisz do mnie wrócić, takiego psa nie oddam bez walki. Po za tym ktoś Ci musi zdjąć te szwy - uśmiechnął się i podszedł do drzwi po czym je otworzył.
Wyszedłem i od razu poleciałem do sfory. Na granicach spotkałem Leeloo.
- Ty jeszcze nie wróciłeś? - spojrzałem na niego zdziwiony.
- Stary... Wiesz... Bo ja mam do Ciebie sprawę... - jego wzrok wędrował po ziemi.
- No, jedziesz... - westchnąłem.
- Przygarniecie mnie? - uniósł brew.
- Ciebie zawsze! - zaśmiałem się - Tylko powiedz mi co w tej sforze chcesz robić?
- Rządzić oczywi! - roześmiał się.
- Ok. Omega podzieli się stanowiskiem - westchnąłem - Ja lecę, a Ty nie narób nic.
Po zakończeniu rozmowy poszedłem do swojej jaskini. Nie chciałem, żeby ktoś zobaczył szwy... Lecz gdy stanąłem przed jaskinią nie byłem sam. Była tam Iris...

<Iris? Sorry, że tak długo>

Od Kai CD Ender

 Spojrzałam psu w oczy. Groźne spojrzenie? Bez jaj...
- Ej, daj sobie spokój. Nie boję się Twojego spojrzenia - przewróciłam oczami - nie mam zamiaru się kłócić, bić czy Bóg wie co jeszcze... chcę tylko zapytać o coś.
- To pytaj, byle szybko - odparł poddenerwowany pies.
- Czy Ty, zawsze jesteś taki obojętny?
- A masz z tym problem? - warknął.
- Czyli tak - zaśmiałam się pod nosem. Wtedy pies doskoczył do mnie i drapnął mi nos.
- Czy Ty sobie żartujesz? - spytałam z drwiną - Możesz mnie nawet zabić. Wisi mi to - przewróciłam oczami ponownie, a po chwili spojrzałam na psa, który z wściekłością na mnie patrzył.

<Ender?>

Od Kai CD Despero

Obwąchałam dokładnie zioła, które przyniósł Dess.
- Tak, dobra robota - posłałam mu wdzięczne spojrzenie. - Dobra, możemy wracać.
- Możemy? - zdziwił się Despero.
- Ach, jeśli nie chcesz, to nie musisz iść - odparłam chowając zioła do torby.
- Nie, no, pójdę, może ci jeszcze jakoś pomogę - zastrzygł uszami pies.
 Ruszyliśmy przez ciemny las. Co chwila jakiś cień, przeskakiwał nam przez drogę. Nie zwracaliśmy na nie uwagi. Gdy doszliśmy do mojej jaskini, zrzuciłam torbę na ziemię i zaczęłam rozpakowywać zioła. Dess mi pomagał układać je na półkach. Gdy skończyliśmy, spojrzałam z zadowoleniem na nasze dzieło:
- Dzięki, całkiem dobrze to wygląda - uśmiechnęłam się do psa.
 Ten odwzajemnił uśmiech i również spojrzał na półki z ziołami i maściami.

<Despero?>

Od Despero CD Kaja

-Jasne,tylko powiedz mi co zbierać.-Powiedziałem.Suczka sięgnęła do swojego worka i wyciągnęła z niego dwa zioła.
-Zbieraj właśnie takie.-Powiedziała.
-Acha...-Odpowiedziałem z uśmiechem i wziąłem się za zbieranie.Po godzinie przyszedłem do niej trzymając parę w pysku.Położyłem przed nią.
-To te?-Spytałem nie pewnie.

(Kaja?)

Od Avenger'a C.D. Wichura

- Co?- spytałem suczę
- A nie jest tak?
- Czyli jak?
- Oj nie zgrywaj głuca- przeszła do rzeczy Wishy
- Tak? Ja go wcale nie zgrywam. Lepiej chodź do środka i mi powiedz- zaproponowałem
Weszliśmy do środka. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Suczka spojrzała mi w oczy i zaczęła:
-...
(Wishy?)

Od Marvel'a C.D. Terra

- Okey- powiedziałem niepewnie
Suczka spojrzała na mnie.
- Dobra to może mały spacerek?- zaproponowałem
- Dobra, a gdzie chcesz iść?- spytała
- Nie wiem ty lepiej znasz tereny niż ja- powiedziałem
- To chodź za mną- odparła i ruszyła
(Terra?)

Od Despero CD Ender

-Czyli jednak masz rozum jak szczeniak.-Zaśmiałem się.-No trudno tylko żebyś pózniej nie beczał,że Despero podrapał cię w łapkę.-Dodałem.
-Nie martw się,bo to ty będziesz beczał.
-Chciałbyś.
Nie miałem wyboru.Sam chciał więc postanowiłem udowodnić mu kto tu rządzi.Skoczyłem i chwyciłem go za kark.Wtedy pies zaczął się wyrywać,ale przy każdym ruchu wyrywał sobie kawałem skóry.Wskoczyłem na niskie drzewo i zacząłem z nim skakać po kolejnych co jak domyślam się sprawiało mu ból.Potem kiedy zeskoczyłem rzuciłem go brutalnie o drzewo.
-Posłuchaj!Przestańmy walczyć!I ty i ja jesteśmy najbardziej doświadczeni w walce!Po co walczyć między sobą?-Podchodziłem do niego.-Sojusz?Jak nie to zejdz mi z drogi i dajmy sobie spokój.

(Ender?)

Od Siempry CD Kolumbo

-Ha,ha bardzo śmieszne.-Powiedziałam i zawróciłam,ale przedtem rozejrzałam się.
-Orientujesz się mniej więcej?-Spytałam.
-No...trochę.-Powiedział.
-No to pozwiedzam trochę bez przewodnika.-Powiedziałam i zaczęłam iść na przód.
-Ty w ogóle wiesz gdzie idziemy?-Spytał.
-Nie.-Odpowiedziałam.

(Kolumbo?)

Od Kai CD Despero

Odwróciłam łeb i ujrzałam jakiegoś psa. Z zaciekawieniem podniosłam uszy, ale nie zbliżyłam się. Zapytałam z daleka, nieco przybitym z powodu siostry, tonem:
- Przyjaciel czy wróg?
- To zależy - odparł ironicznie pies. Przewróciłam oczami i podeszłam powoli do psa. Ten posłał mi groźne spojrzenie.
- Daj spokój... - powiedziałam stając przed nim - nie boję się Twojego "morderczego" wzroku. Poznaję Cię, - przechyliłam zabawnie łeb - Ty jesteś Despero. Słyszałam o Tobie.
- Ach, doprawdy? - odparł ciężko pies. - Ale ja nie znam ciebie... - w jego tonie można było poznać nutę zapytania.
- Jestem Kaja, medyczka Pack Loco Paws - podałam łapę nieco zdziwionemu psu. - Miło mi.
 Despero uścisnął mi łapę i spytał:
- Co tu robisz tak późno?
- To nie Twój interes - odparłam z żartem - ale tak na serio, to zbieram zioła. Ostatnio był napad wilków, i wszystko zabrały. Większość dało się odzyskać, ale i tak trzeba zbierać dalej.
 To mówiąc wskazałam na mały woreczek, który miałam przywiązany do grzbietu.
- Ale ciężko jest cokolwiek znaleźć, a niektóre rośliny rosną tylko po zmroku - westchnęłam - może mógłbyś mi pomóc? Oczywiście, jeśli nie masz nic do roboty - spojrzałam na psa z nadzieją.

<Despero?>

Od Nike'a CD Manga

Nie byłem tak silny jak wilk. Byłem mniejszy i słabszy. Wilk bez trudu mnie położył, lecz ja się nie poddawałem. Uchwyciłem zwierzę za kark i obaj leżeliśmy na ziemi. Wstałem, ale z wilkim bólem w łapie i w okolicach klatki piersiowej. Dookoła była roLana krew. Wilk opracował sobie taktykę- niestety groźną dla mnie. Byliśmy niedaleko klifu. Nie należał on do najwyższych, ale to zawsze klif. Zapędziłeś mnie w jego okolice. Broniłem się długo i próbowałem walczyć, lecz wilkowi nie oto chodziło. Popchnął mnie w przepaść, a sam uciekł. Przed oczami przeleciały mi najlepsze momenty życia. Myślałem, że to mój koniec, bo już i tak byłem zmasakrowany.
Odziwo obudzłem się w PLP u medyków. Miałem usztywnioną łapę i ogólnie dużo bandytyzm na sobie. (Nie rozdrabniajmy się)
Weszła do jaskini Manga.
(Manga?)

Od Raphaela CD Rain

-Nie przesadzaj.-Powiedziałem i oparłem przednie łapy o drzewo by określić jego wysokość.Wreszcie odszedłem o parę kroków i biorąc lekki rozbieg skoczyłem na drzewo wbijając się w nie pazurami.Wdrapałem się na dużą przed ostatnią gałąz.Rozejrzałem się po ośnieżonej polanie i aż przeszedł mnie dreszcz.Na horyzoncie widniało parę czarnych sylwetek.Z daleka wyglądały jak czarne plamki.Raczej nie wyglądały jak psy z naszej sfory.Zszedłem szybko z drzewa i powiedziałem wszystko Rain.

(Rain?)

Od Kolumbo CD Siempra

- Ja też... - Powiedziałem spokojnie, opierają łeb o drzewo. Pogrążony w myślach, nie zauważyłem, że Siempra podeszła bliżej, i oparła się o 2 stronę tego samego drzewa. Nagle, ni stąd i zowąd palnęła:
- To idziemy gdzieś?! Chcę coś jeszcze zobaczyć!
- Ym..Ok. - Powiedziałem trochę za kłopotany, bo sam zbyt dobrze nie zdałem sfory. Ruszyłem jednak pewnie przed siebie. Szedłem przez las, pokazując suczce rozmaite miejsca. W którymś momencie, zdałem sobie jednak sprawę, że nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy. Chciałem wrócić, ale gdy się cofnąłem, Siempra zapytała:
- Już koniec wycieczki?
Nie odpowiedziałem nic. Ruszyłem naprzód, ale suka musiała widzieć, że cos jest nie tak.
- Kolumbo... - zaczęła - czy ty na pewno wiesz, dokąd idziemy?
Nie chciałem jej okłamywać. Odparłem:
- No... Niezbyt.
- No pięknie! Zgubiliśmy się! - Krzyknęła, i przeszła przez krzaki. Znaleźliśmy się nad Jeziorem Te Amo.
- Chodźmy stąd, bo pomyślą, że jesteśmy parą... zaśmiałem się nie swojo.
( Siempra?)

Od Despero CD Terra

-Jeśli robisz sobie ze mnie żarty to...-Nie dokończyłem.
Podszedłem do Niej i kopnąłem ją lekko łapą.Nie ruszała się.
~O jedną suczkę miej~Pomyślałem i zacząłem się oddalać.
~Na prawdę jesteś taki bez uczuciowy?
~Tak.
~Przecież to twoja wina.
~No dobra.
Zawróciłem do Terry.Wziąłem ją na plecy i wziąłem do swojej jaskini.Położyłem ją na skórze niedzwiedzia i przykryłem jeszcze jedną.Potem wyciągnąłem zioła z mojej "szafki" i pomachałem nimi przed nosem Terry.Ona zaczęła powoli otwierać oczy.
-Oooo kamień z serca.-Westchnąłem i poszedłem odłożyć zioła.

(Terra?)

Od Despero

Słońce zachodziło za wielką ośnieżoną górą daleko stąd.Wyglądało to nieziemsko i niesamowicie,a w dodatku było tak cicho.W skróci "Doskonałe miejsce dla mnie".Szedłem powoli prawie nie robiąc śladów na grubej warstwie śniegu.Lubiłem zimę.Zero groznych zwierząt,zero psów,cisza i spokój.Chciałem teraz znalezć jakieś drzewo na którym mógł bym spokojnie usiąść.Kiedy tak szedłem po białym od śniegu lesie zauważyłem ciało martwego psa.Nie ze sfory.Spuściłem tylko nad nim łeb i zapadła chwila ciszy.Potem ominąłem go i kierowałem się nie ugięcie dalej.Słońce było coraz niżej,a przed nocą chciałem się gdzieś przespać.No a czemu nie na drzewie?Rozglądałem się i wreszcie wypatrzyłem duże drzewo,które nadawało by się genialnie.Zacząłem się na nie wspinać,ale utrudniała to śliska od resztek lodu i śniegu kora.Siedziałem już na wysokim drzewie na grubej gałęzi,która spokojnie mogła mnie utrzymać.Słońce było już nisko,a niebo przyjmowały różne kolory.Wypukiwałem rytm o korę z zamkniętymi oczami wczuwając się w wybijany rytm.Wreszcie zacząłem śpiewać:

Nagle coś się poruszyło w liściach,których już prawie nie było.Wstałem i nastawiłem uszy nasłuchując.Na drzewo wdrapała się mała wiewiórka.Weszła mi po ramieniu na drugą stronę.Drugą łapę przestawiłem tak żeby mogła wejść do swojej dziury w drzewie.Przypominało to jakąś norkę.
-Charlie miał rację,powinienem się rozluźnić.-Zaśmiałem się i usiadłem spokojnie na gałęzi patrząc się w dół.Nikt nie przechodził,nic się nie działo...nudno trochę.Wreszcie zobaczyłem jakąś sylwetkę najwyraźniej był to wilk.Zeskoczyłem z drzewa z dziecinną łatwością i zacząłem śledzić te stworzenie.Oglądało się na boki co chwila,a ja wtedy chowałem się za drzewo.Wreszcie kiedy zwierzę stanęło w blasku księżyca okazało się,że to nie wilk!Był to jakiś pies/suczka.

(Ktoś?)

wtorek, 16 grudnia 2014

Od Granita cd Arkadia

-No dobrze.. skinąłem łbem i wstałem.Czułem się dużo lepiej.Rany zniknęły i zostały tylko malutkie blizny.Podążałem za suczką zaciekawiony.Szliśmy kawałek i dotarliśmy do takiego miejsca.
http://hdw.datawallpaper.com/nature/beautiful-place-hd-wallpaper-496744.jpg 
-No no,całkiem tu ładnie.. zamruczałem zachwycony 
-Granit.. spojrzała na mnie poważnie 
-Tak?O czym chciałaś pogadać? otrząsnąłem się
<Arkadia?>

Od Bety Cd. Maxwell'a

-  Ach zazdroszczę ci rodziny. - Jęknęłam przewracając się najedzona i zmęczona na plecy.
- Przecież masz mnie i swoją Panią... - Uśmiech nie znikał z pyszczka psa.
- PANI! Zapomniałam ci ją przedstawić! - Skoczyłam wesoła. Max przechylił tylko łebek na prawą stronę. Wybiegłam z jaskini a Maxwell biegł za mną. Dreptałam po mieście. W końcu ujrzałam sporawy, zielony dom z zasypanym ogródkiem. Na zewnątrz leżało pełno zabawek którymi się bawiłam. Weszłam do środka przez drzwiczki dla psa. Pod schodami spała sobie Merlin. Obudziłam ją.
- Mamy gościa. - Zamerdałam lekko ogonem.
- Hej... Merlin. Jesteś?
- Maxwell... Przyszywany brat Bety. Wiesz, dawny alfa Pack Loco Paws...
- Ach tak. Idziemy do Martyny? - Teraz to suczka zamerdała ogonem i wyskoczyła z koszyka. Ruszyłam po schodach. Nagle...
BUM
Leżałam na ziemi. Pani znów pastowała stopnie...
- Beta!? Żyjesz?! - Dziewczynka wybiegła z pokoju i kucnęła koło mnie. Polizałam ją po ręce wstając. - Ach, a to kto? Przyjaciel?
Pokiwałam przecząco głową.
- Partner?
Jeszcze mocniej.
- Spokrewnieni?
Tu zgodziłam się z nią. Wystawiła lekko rękę w stronę Max'a.
<Max? Co zrobisz? Tylko mi jej nie ugryź >:C >

Od Merlin CD Red'a

- A ładnie to tak, oskarżać o przypadek? - Mruknęłam odpychając go. - Poślizgnęłam się.
Otrzepałam się ze śniegu.
- Red.
- Merlin. - Uśmiechnęłam się lekko. - Muszę nałowić ryb... Pomożesz?
Pies chwilę się zastanawiał. Zamerdałam wesoło ogonem i usiadłam na lodzie. W końcu pies podniósł kąciki ust i zaśmiał się.
- Spoko.
Pobiegłam na środek jeziora. Krótkim ruchem pazurów wycięłam spory okrąg i z Red'em wyciągnęliśmy go. Potem wsadziłam tam łeb. Starałam się złapać rybę, ale czułam, jakbym miała tam zamarznąć. W końcu się udało i złowiłam ich 6. Starczyło...
- Red? - Mruknęłam taszcząc ryby na plecach. - Chcesz przyjść do mnie na kolacje?
- Do ciebie? W jaskini?
- Znaczy... Nie do mnie, ale tam gdzie mieszkam, bo mieszkam z Betą. - Uśmiechnęłam się.
<Redzie? :D>

Od Terry C.D. Despero

- Tak zawsze , ale z takimi jak Ty prędzej czy późnej i tak sobie z takimi radzę . - odparłam z dumą
- Chyba zawsze później . - zachichotał rozbawiony Despero
- Ha ha ha , bardzo śmieszne ... - dodałam z ironią w głosie , miało to być tak samo aroganckie jak on
Więc odeszłam kawałek od drzewa , na którym siedział Despero . Zaczęłam tarzać się w śniegu . To była przednia zabawa , ale KTOŚ musiał ją zepsuć . Kto inny niż Dess ? Pies zszedł z drzewa i zaczął obrzucać mnie kulami ze śniegu , które chyba były wcześniej ulepione , bo były twarde jak skała . Dostałam jedną z nich w głowę . Despero zaczął się ze mnie śmiać . Chyba nie zauważył , ale jego zabawy stawały się niebezpieczne . Zemdlałam .
<Despero? czytałam charakter >

Od Terry C.D. Marvel

- Więcej nie wracaj ! Chyba , że chcesz stracić oczy ! - krzyknęłam nie zważając na słowa
- Skoro chcesz ... - powiedział obojętnie , choć czułam , że to przeżywa
- Choć ... jeżeli chcesz możesz zostać ... - dodałam , żeby go pocieszyć
Nagle pies odwrócił się i uśmiechem na pysku dotruchtał do mnie . Widać było , że chce mnie bliżej poznać . A , może po prostu podobam się Marvelowi , ale to nie możliwe , jednak wybaczę mu to pytanie .
- Mógłbym cię bliżej poznać ? - spytał z większym dystansem do tego co mówi
- Poza rodzina pytaj o co chcesz . - otarłam łzy i zaczęłam nasłuchiwać
-...
<Marvel?>

Od Lauren C.D Carybuu

Nagle wybuchłam śmiechem. Carybuu nie mógł się powstrzymać i także.
Nagle nieznajomy pies zagwizdał. Zaczęłam słyszeć tupot.
Po chwili zobaczyliśmy, że przybiegło tu więcej chichuaua.
- Eeee... Mamy się bać? - zapytałam Carra.
-Nie wiem... - patrzył wielkimi oczami Carybuu.
Nie wiedziałam co robić. Zaczęłam myśleć. Nagle Cary podsunął pomysł:
- ...
<Carybuu?>

Od Endera C.D Amiga

- Masz, Ami. Masz wspaniałych przyjaciół którzy cię ratują. Otaczali cię opieką od ... wtedy z Margaret. Czy to, że są psy które pomogły by ci zawsze, nie jest powodem do życia? - popatrzyłem na suczkę. Udawała, że nie słucha. - Nie pozwolę ci umrzeć. Jeśli ty mnie uratowałaś, to ja ciebie też. - dodałem po chwili. 
- Może i mnie lubią. Jednak nikt mnie nie kocha... - wyszeptała.
Westchnąłem.
- Na pewno znajdzie się taki pies, którego pokochasz. - powiedziałem ze spuszczoną głową.
- Już się znalazł... - wyszeptała.
- I taki, który pokocha i ciebie. Ja nie potrafię... Nie jestem do tego stworzony... - westchnąłem. Popatrzyłem na suczkę. Jej oczy błyszczały od łez...
<Amiga? Plis... jak już to zmień rasę XD>

Od Wichury C.D. Avenger

Wszystko się sypało...wszystko traciło sens.Szłam samotnie przez las i tak się złożyło,że obok była jaskinia Ava.
~Wejdz
~Idz dalej
Mówiły mi myśli.Obejrzałam się za siebie i poszłam do jego jaskini.
-Cześć.-Powiedziałam cicho.
-Cześć.-Odpowiedział.
-Av...ja nie chcę ci być ciężarem.Powiedz tylko,że nie chcesz ze mną być,a ja odejdę i już nigdy mnie nie zobaczysz...-Powiedziałam,bo musiałam wreszcie znać odpowiedz.

(Av?)

Od Endera C.D Despero

- Byłem na ringach mistrzem. Pokonałem wiele dobermanów i rottwailerów. Amstaffy także. Wiele innych niedoświadczonych psów, które myślały, że mnie pokonają. - warknąłem.
- Jakby co, to ja też byłem mistrzem. - odwarknął Despero.
- Hah! - krzyknąłem krążąc wokół niego. - Lecz nie na MOJEJ arenie. To była światowa arena walk psów. Wygrywałem z psami z innych kontynentów. - dodałem po chwili.
Nadal krążyliśmy. Czekałem na niewłaściwy ruch psa. Zaatakował mnie. Chciał na mnie skoczyć, lecz położyłem się, nastawiłem łapy i trafiłem go w brzuch. Raczej on trafił we mnie. Potem podbiegł, lecz ja mu podciąłem nogi i upadł. Jednak z zaskoczenia na mnie skoczył i wywrócił. Po minucie wyrywania się odepchnąłem go w końcu...
<Dess?>

Od Carybuu CD Lauren

  

Ziewnąłem szeroko, wyginając grzbiet.
To tylko sen.- mruknąłem przyjaźnie. Jednak sam nie byłem tego taki pewny.
- Jednak nie bez powodu pojawił się w  twoim śnie - snuła teorię Ruda - Podobno postacie w snach, kiedyś spotkało się w rzeczywistym życiu... mógł to być zwykły przechodzień lub coś.... Spotkałem Monte?
- Nigdy kogoś takiego nie widziałem... - mruknąłem wzruszając ramionami. Lauren znowu zamyśliła się.
- Chodźmy na spacer! - zaproponowała nagle.
- Że co?
 -Chodź - pociągnęła mnie ze sobą. Byłem trochę zdziwiony ale śmiało ruszyłem. Lauren prowadziła mnie przez różne ulice. Sam nie wiedziałem gdzie idziemy, jednak ona widocznie miała gdzieś pożądany cel.
- Emm... Jesteś pewna gdzie idziemy?
 Nie odpowiedziała. Zaczęliśmy się poważnie oddalać. Nagle drogę zagrodziła nam wiewiórka. Chwila... to była chihuahua.  Miała wielkie sterczące uszy i wypukłe gały. Stanęliśmy zdziwieni.


- Dalej nie przejdziecie! - pisnęła cienkim głosem - To moja granica.
- Hej, kolego, tutaj każdy może sobie chodzić - burknąłem. - To miejsce publiczne.
- Wcale nie, to moja ulica! - warknęła. Spojrzeliśmy po sobie.
<Lau?>

Od Mangi CD Nike;a

Westchnęłam ironicznie i wepchnęłam się obok wystawiając głowę przez otwór. Zaczęłam nasłuchiwać.Cisza.
- Mówiłem, że nic...
- Ciii! - uciszyłam go dalej nasłuchując. Nike pokręcił przecząco głową i miał już zamiar schować się gdy , przez leśną ciszę przedarło się wycie. Uniosłam łapę w górę, z miną satysfakcji. Nike zignorował mnie i także zaczął nasłuchiwać. Wycie było gdzieś niedaleko. Nagle bez ostrzeżenia wyleciałam z nory i pobiegłam w stronę dźwięku.
- Co ty robisz!? - krzyknął za mną Nike. - Manga!!
Zignorowałam go i biegłam dalej. Szybciej i szybciej... Nagle wyskoczyłam z znienacka na coś co wyło. Nawet nie spojrzałam kim był. Pęd powietrza i nadlatujące gałęzie zasłoniły mi widok.  Po prostu wbiłam pazury w jego sierść. Kiedy zawył z bólu, wykonałam zwrot pod nogi, uniemożliwiając ucieczkę, a sam się potknął.  Przeleciał nade mną, a ja wyskoczyłam i przygwoździłam go stabilnie do ziemi następnie ugryzłam w kark. Teraz wiedziałam, że to wilk. Wił się i gryzł, jednak nie mógł się odpędzić od moich szczęk. Nie chciałam go zabijać dlatego nie uderzyłam od razu w krtań. Turlaliśmy się po liściach w końcu, kiedy wilk uwolnił się z moich pazurów uciekł z podwiniętym ogonem.
 Dobiegł do mnie Nike. Był zdyszany. A kiedy zobaczył krew na moich pazurach, westchnął.
- Manga... - westchnął błagalnie. Wzruszyłam ramionami żartobliwie.  Coś warknęło. Odwróciliśmy się. Wilk powrócił. Jednak nie ten sam. Ten był silny i umięśniony o potężnym karku i obniżonych kłach. Rzucił się.. ale nie na mnie.
 Na Nike'a
< Niku? >

Od Delgado CD Arkadia

- Czekaj!- krzyknąłem za suczką
Jednak ona pobiegła przed siebie. Nie biegłem za nią.
Poszedłem, nad jezioro. Usiadłem nad brzegiem. jezioro nie było w całości zamarznięte. Wskoczyłem na jedną krę. Nagle coś popchnęło mnie od tyłu, kra niebezpiecznie obróciła się w tył, a ja wpadłem do lodowatej wody. Szybko się wynurzyłem. szukałem oparcia. W lodowatej wodzie nie wytrzymuje się długo.
Usłyszałem głos znad brzegu. spojrzałem w tamtą stronę- była to Arkadia.
- Delgado!- krzyknęła

(Arkadia? Nieoczekiwana zmiana akcji xD>

Od Despero CD Terra

Czekałem jeszcze chwilę i popchnąłem ją prosto do rzeki,która była obok.
-A ty pamiętaj,że mi się nie ufa.-Zaśmiałem się.-Mnie nie zmienisz.-Dodałem i podszedłem do brzegu.Wtedy Terra wciągnęła mnie do jeziora,a sama wyszła.
-No i jeszcze chcesz mnie utopić.-Powiedziałem i wygramoliłem się z wody wytrzepując całą wodę na Terrę.
-Ej!-Krzyknęła.
-Notka na przyszłość:Nie zadziera się z Despero El Diablo.-Powiedziałem filozoficznie,a potem zacząłem się śmieć.Lubiłem takie suczki jak ona.Nie umiały się pogodzić z tym,że jestem od nich silniejszy i mądrzejszy.
-Jesteś chamski.-Powiedziała Terra.
-Heh,patrz na siebie.-Powiedziałem i wspiąłem się na drzewo i usiadłem na gałęzi.Terra oparła się przednimi łapami o drzewo.
-Ty zawsze jesteś taka uparta?-Spytałem.

(Terra?Przeczytaj charakter Despero)

Od Marvel'a CD Terra

- Czekaj, daj mi się wytłumaczyć....- ale nagle mi urwała
- Nie!- krzyknęła suczka
- Przepraszam, czasem palnę coś głupiego, ale ja chciałem ciebie lepiej poznać i się zaprzyjaźnić- powiedziałem i usiadłem obok suczki
- Dzięki za takie poznawanie- furknęła
- Dobra, jak tam chcesz- powiedziałem już obojętnie
Wstałem i zacząłem się oddalać.
Nagle usłyszałem głos suczki:
-...
(Terra?)

Od Rain CD Raphael

- Dziwny jesteś- powiedziałam
Raf rzucił mi tylko spojrzenie.
- No, a co nie jest tak?- spytałam w obronie- prawie każdy pies lubi śnieg
Szliśmy dalej w ciszy. Doszliśmy do ogromnego dębu. Stał na środku polany.
- Ale wielki- powiedziałam, aby przerwać ciszę
(Raphael? Brakus wenus)

Od Despero CD Crying

-Nie powiedział bym tego...-Powiedziałem po chwili i posmutniałem.-Jest bardzo inteligentnym i cwanym psem.-Dodałem patrząc w dal na dach pewnego domu na którym siedział Charlie.
-Najlepszy przyjaciel,ale i jednocześnie najgorszy wróg.-Powiedziałem i wstałem idąc.
-Gdzie idziesz?
-Za chwilę wracam...-Powiedziałem tajemniczo i wszedłem w ciemność.Wdrapałem się na dach tego domu na,którym siedział sobie Charlie i wtedy niespodziewanie naskoczyłem na niego.On krzyknął przestraszony,a ja w tym czasie powaliłem go na ziemię przybijając do płaskiego dachu.
-P-puść m-m-mnie.-Wyszeptał ledwo.
-A ty przypadkiem nie musisz być w sforze?-Spytałem.
-Nie...Kiro rządzi pod moją nie obecność.
-O proszę,nie dawno co dopiero uczył się chodzić.-Zaśmiałem się złowieszczo i puściłem go odwracając się w inną stronę.
-A jak tam z Nero?-Spytał Charlie.
-Niestety,ale omijają go z daleka tak samo jak mnie i ci też radzę to samo.-Powiedziałem oschle i zeskoczyłem z dachu wracając do Crying.Jednak ten dureń lazł za mną.

(Crying?)

Od Amigi CD Ender

Wiedziałam, że tak będzie... Powoli ruszyłam przed siebie z łzami w oczach... Nagle wyczułam zapach Ender'a. Gdy tylko zauważyłam psa zaczęłam biec w przeciwną stronę.
~Nie... Już nigdy się przed nikim nie otworzę... - pomyślałam. Gdy dotarłam na miejsce usiadłam na śniegu i dałam łzom wypłynąć. Nawet piękny widok nie poprawił mi nastroju. Zauważyłam, że to miejsce przestało być magiczne i chyba już nigdy nie będzie. Zaczął padać śnieg. Położyłam się na zimnym puchu. Najlepiej, żebym teraz umarła zimna.
Zamknęłam oczy, a przed oczami ujrzałam całe swoje życie, od momentu, kiedy zaadoptowała mnie Zuza, kiedy spędziłam z nią parę miesięcy i musiała wyjechać, jak trafiłam do schroniska, uciekłam, miałam zginąć w lesie, lecz znalazła mnie Margaret, gdy dołączyłam do PLP, gdy Margaret zginęła i teraz, gdy leżę na śniegu i chcę pójść w jej ślady...
-Amiga? - usłyszałam. Szłam tunelem w stronę światła, a tam... A tam stała Margaret. Zaczęłam biec w jej kierunku, gdy nagle obudziłam się w jaskini. W jaskini medyka.
-Amiga, słyszysz mnie? - nie, to nie był głos Margaret. To był Ender.
-Daj mi w spokoju umierać... Widziałam tam Margaret... Ja już chcę być tam z nią... - z oczu wyleciały mi łzy. Ruszyłam biegiem w stronę klifu.
-Amiga czekaj! - krzyknął. Był szybszy. Zatrzymał mnie metr od przepaści.
-No co? - spytałam szeptem.
-Ami... To nie jest powód...
-Widziałam tam Margaret... Była uśmiechnięta... - spojrzałam w niebo. -A tam... A tam jest lepszy świat...
-Ami... Ty mnie powstrzymałaś, teraz moja kolej...
-Nie mam po co żyć... - powiedziałam bezgłośnie. Nie byłam pewna, czy czyta z ruchu warg. Nie byłam pewna, czy zrozumie.
<Ender?>

Od Despero CD Ender

-Nero , no pierdas el tiempo y vaya a practicar.-Powiedziałem sucho do szczeniaka,a on odszedł.
-Sam się zamknij kurduplu!-Warknąłem do Endera kiedy tylko Nero odszedł.
-Widać znowu chcesz zacząć walkę.
-Widać znowu chcesz zrobić z siebie głupka i dać mi wygrać.Nie radzę szarżować na przeciwnika kiedy jest obok drzewa.-Zaśmiałem się.Ender już zaczął wokół mnie krążyć.Ja tylko przeskoczyłem go,a kiedy stanąłem na ziemi powiedziałem:
-Ender,myślę że jesteś mądrym psem na jakiego wyglądasz i nie będziemy znów się bić jak jakieś głupie szczeniaki.No chyba,że na siłę chcesz.-Powiedziałem stanowczo z poważną miną.

(Ender?)

Od Siempry CD Kolumbo

-To chodzmy.-Powiedział i poszliśmy przed siebie.Po krótkim czasie dotarliśmy do lasu.Rozejrzałam się.
-Piękny las.-Powiedziałam i próbowałam nawet się trochę uśmiechnąć.Potem poszliśmy nad jezioro.Też rozejrzałam się dokładnie dookoła.Woda przy brzegu była trochę zamrożona,a w okół leżało trochę śniegu.
-Piękniej tu chyba wiosną?-Spytałam.
-Tak.-Odpowiedział Kolumbo.
-Kocham wiosnę.-Powiedziałam z małym uśmiechem.

(Kolumbo?)

Od Siempry CD Amiga

-Nie...-Odpowiedziałam kłamiąc.Suczka od razu to przy uwarzyła.
-Jest takich paru,ale no poza sforą...
-Jacy?-Spytała ciekawa.
Przełknęłam ślinę.
-No?
-To są wilki...-Powiedziałam nie pewnie.

(Amiga?)

Od Nike'a CD Manga

-Najpierw wypadałoby znaleźć jaskinie i odpocząć- powiedziałem
- No- powiedziała zmęczonym głosem suczka
Udaliśmy się więc na poszukiwanie schronienia. Po około 30 minutach znaleźliśmy jaskinię.
- Padam z nóg- powiedziała suczka i się położyła, a ja obok.
Zaraz potem jednak zasnęliśmy.
Obudziło mnie głuche wycie.... WILKA.
~Wilki.... Znowu~ pomyślałem
Wystawiłem łeb poza jaskinię.
- Co się dzieje?- spytała zaspanym głosem Manga
- Nic, chyba- powiedziałem szeptem do siebie
(Manga?)

Od Deldago do Merlin

Byłem w trakcie polowania. Miałem na celu upolować jelenia, ale okazało się, że na to samo zwierze czatuje jeszcze jakiś pies.
- Hej, to było moje- powiedziałem
- Emm...- suczka spojrzała na mnie
- Pierwszy byłem więc spadaj- odparłem
- Śmieszny jesteś- powiedziała i odeszła
~~~Po południu~~~
Szedłem nad jezioro. Wpadła na mnie jakaś suczka.
- Oj sorry- powiedziała
- To znowu ty?!- spytałem zdziwiony
- Nom. Dziwi ciebie to?
Uznałem, że nie ma sensu roMawiać i udałem się w przeciwną stronę.
- Czekaj!- krzyknęła za mną suczka
(Merlin?)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Od Leonarda do Arkadii

W jaskini mi się nudziło, więc wyszedłem. Zacząłem truchtać wesoło w stronę mojego ulubionego miejsca. Pięknie tam było. Niektórzy nie zauważają, jak piękna może być leśna droga...
No cóż. Powróćmy do spaceru.
Chodziłem po tej ścieżce. 
Jednak w oddali zauważyłem sylwetkę psa... nie... suczki.
Podbiegłem.
- Hejunia! - wykrzyknąłem przy suczce, która okazała się być mojej rasy.
- Co? Zaś pies który będzie się do mnie zalecał? - fuknęła. - Dobra. Jestem Arkadia. - dodała po chwili.
- Leonard. - uśmiechnąłem się. - Ale... czemu niby mam się do ciebie zalecać?
<Arkadia?>

Od Arkadii C.D Granit

 - Zdążyłam to zauważyć - odpowiedziałam i położyłam głowę na łapach
Granit na mnie spojrzał . Po chwili odwrócił głowę w stronę lasu . Patrzał w dal przez dłuższą chwilę . Nie mogłam patrzeć jak Granit i Delgado się zachowują . Musiałam coś z tym zrobić, ale nie wiedziałam co .
 - Granit, muszę z tobą poważnie porozmawiać - powiedziałam
 - Słucham - odpowiedział odwracając się w moją stronę
 - Nie tutaj, chodźmy na spacer - odparłam
 - ...

<Granit ?>

Od Arkadii C.D Delgado

- Zachowujecie się jak dzieci - ofuknęłam ich
Na chwilę się odwrócili w moją stronę i się uspokoili . Ale trwało to tylko chwilę . Zaczęli się gryźć .
 - Przestańcie do cholery ! - krzyknęłam
Spojrzeli na mnie .
 - Co się tek gapicie ? - zapytałam
Nic nie odpowiedzieli . Granit poszedł w swoją stronę, a Delgado stał obok mnie .
 - Czy Ty kompletnie straciłeś rozum ? - zapytałam retorycznie
 Nie czekałam na odpowiedź i pobiegłam prędko do swojej jaskini . Delgado zaczął mnie wołać :
 - ...

<Delgado ?>

Od Terry C.D. Despero

Pies odszedł kulejąc na obie tylne nogi . Nie wyglądało to dobrze , ale żeby mówić na mnie '' naiwna ofiara '' było na prawdę dziecinne . Szczerze mówiąc Despero zachowywał się jak rozpieszczony jak dziadowski bicz szczeniak . W nim to mi się nie podobało ... Pies nagle upadł .
- Terra , pomożesz ? Proszę ... - zawołał
- No nie wiem . Ofiary chyba są naiwne i nie potrafią nic zrobić ... - wykorzystałam wcześniejsze zachowanie Dessa
- Ja tylko żartowałem . - dodał ze skruchą , sztuczną skruchą , w głosie
- No dobra , ale pamiętaj na przyszłość : ze mną się nie zadziera . - odpowiedziałam i dodałam stanowczo , a następnie podniosłam psa
-...
<Dess?>

Od Mangi CD Nike

Nike wyleciał z wody za mną. Szybko się zrównaliśmy. Huragan trawił ścieżkę za nami.
- Huragan? Tutaj? - zapytał w biegu zdyszany Nike. Posłałam mu spojrzenie co miało zastąpić wzruszenie ramionami.  Biegliśmy ile sił. Paliły mnie łapy, powoli dostawałam zadyszki. Dla ochłody wywaliłam jęzor. Ogromna trąba śledziła nas w zaskakującym trawiąc wszystko za nami, niszcząc, wysyłając w powietrze ułamane gałązki. Biegliśmy coraz szybciej.  Kiedy pojawiła się możliwość skrętu wykorzystaliśmy to. Wskoczyliśmy w krzaki, a huragan leciał dalej w przód. Zostawił nas. Dyszeliśmy zmęczeni, opadając z sił. Uniosłam lekko głowę. Znajdowaliśmy się w innej nieznanej części lasu - znowu. Wytrzepałam się, ledwo stojąc na nogach.
- Co teraz?
< Wybacz, że tak krótko, ale nie mam dużo czasu ;( )

Od Crying C.D Despero

 - Jak nic skoro widzę że coś się dzieje? - naburmuszyłam się. Nagle usłyszałam szelest i jakiś ogon zniknął w krzakach.
 - Charlie proszę nie chowaj się widzę cię - odparłam spokojnie. Ktoś przeklął cicho jednak nic innego się nie stało. Wpatrywaliśmy się w krzaki aż w końcu warknęła chłodno:
  - Wyłaź.
Pod moim tonem pies wyszedł posłusznie.
 - Po cóż ty przyszedł? - spytałam teraz spokojniejszym tonem.
Charlie obrzucił Dessa morderczym spojrzeniem po czym uciekł warcząc coś pod nosem.
  - Idiota - mruknęliśmy razem co spowodowało wybuch śmiechu.
<Dess? Brak weny ;3>

Od Ender'a C.D Kaja

- Nie. - powiedziałem spokojnie i zacząłem się oddalać.
Suczka wydała się zdziwiona i zmieszana moim słowem "nie".
Gdy byłem przy jaskini wyczułem jej zapach.
- Czego? - warknąłem.
Suczka z lekka się odsunęła.
- B..bo chcę się zapytać... - zaczęła, ale przerwałem jej groźnym spojrzeniem...
<Kaja?>

Od Kai do Ender'a

Byłam ostatnimi czasy bardzo smutna i przybita. Było to z powodu siostry. Bardzo ją kochałam, nie chciałam aby ucierpiała. Wiedziałam, że ostatnio źle układa jej się z Bradoo. Chciałam aby była szczęśliwa, ale nie znałam się na miłości. Wolałam wolność. To ją wybrałam. Nie chciałam na razie iść ścieżką miłości, bo moja dusza, nadal była wolna, niezależna. Szłam przez las, delikatnym truchtem. Rozglądałam się dookoła, czy w pobliżu nikogo nie było. Zwiesiłam łeb. Tak... wolność. To, to o czym marzyłam. Nie byłam gotowa na prawdziwą miłość. Wolałam... poczekać. Tak, to właściwe słowo. Nagle na kogoś wpadłam. Odskoczyłam do tyłu jak oparzona i spojrzałam na kogo wpadłam. Był to jakiś czarny pies, podobny do owczarka belgijskiego. Powiedziałam nieco ostro jak na mnie:
- Sorry, pewnie powiesz że to moja wina, ale Ty też uważaj jak łazisz.
 Jednak gdy pies podniósł na mnie wzrok, i gdy zobaczyłam jego twarz, natychmiast dodałam:
- Znam Cię?
 Cofnęłam się o krok. Zdziwiłam się, bo nigdy tego psa nie widziałam. Myślałam, zanim zobaczyłam jego pysk, że to jakiś pies ze sfory, których znam dużo. Jednak gdy spojrzałam mu w oczy, nie rozpoznałam w nich żadnego blasku.
- Raczej nie. Jestem Ender - odparł pies i wyciągnął łapę.
- Kaja - powiedziałam nieco łagodniej i uścisnęłam mu łapę. - Wybacz, że na Ciebie wpadłam.
 Potem powiodłam wzrokiem, szukając jakiejś drogi odejścia.
- Czegoś szukasz? - pies przechylił łeb na bok.
- Nie, nie... - odparłam i spojrzałam na psa. Na pysku nie miał uśmiechu, ale co tu się dziwić? Wiem, że jestem upierdliwa i nieco byt rozgadana, ale taka moja natura. Pies nie uśmiechał się, a każdy wyraz, który wymawiał rzucał jakby od niechcenia. W końcu, zapytałam:
- Skoro już na siebie wpadliśmy, to może pójdziemy na spacer?
 Zagryzłam dolną wargę, swoim dziwnym zwyczajem, i wpatrywałam się w Ender'a wyczekująco.

<Ender?>

Od Endera C.D Amiga

Odsunąłem się kilka kroków.
- Sory no... nie interesują mnie takie klimaty. Ja chcę być wolny. Bez obowiązków. Sam. Jako kawaler, bez pomocy przy boku. Nie lubię towarzystwa, a jakby... no wiesz. To "partnerstwo" to... to wtedy były by tu tłumy psów itd. Ja... chcę być wolny. Jeśli chcesz, to mogę znaczyć coś więcej dla ciebie, lecz ty dla mnie jesteś przyjaciółką... - popatrzyłem na nią.
Wyszedłem z jej jaskini i wrzuciłem martwego wilka do morza.
Poszedłem po woli w stronę lasu. Stanąłem przy wielkim dębie i zacząłem skrobać korę. Potem już zdrapywałem ją do gołego pnia. Nagle wyczułem zapach Ami...
<Amiga?>

Od Endera C.D Despero

- Sorka, Nero, Dess. - powiedziałem i przeszłem na środek nich co jakiś czas patrząc na szczeniaka, a co jakiś na Despero. - Też chcę coś powiedzieć.
- To gadaj. - warknął Despero.
Popatrzyłem na niego z wściekłością. Potem zacząłem:
- Ten świat jest mały, bardzo mały. Więc morze... ZAMKNIJCIE SIĘ DO JASNEJ CHOLERY! - wrzasnąłem do psów, aż odskoczyły...
<Dess?>

Od Lauren C.D Carybuu

- Cary? - podbiegłam. Gdy spał zachowywał się dziwnie. - Nic ci nie jest?
- N..Nie... tylko znów ten sen. - otrzepał się i wstał.
- Coś dośniłeś? - zapytałam przytulając go.
- Tak... słyszałem siebie. Mówiłem do siebie...Morto... - wyszeptał.
Nagle zaniepokoiłam się. Skądś mi się to imię przypomina...
- Matko! - krzyknęłam.
Carr popatrzył ze zdziwieniem.
- Monte przezywali Morto!
- Monte?
- Stary przyjaciel. Kundel. Był też Darlet. On był owczarkiem belgijskim.
Przypomniałam sobie teraz wszystkie chwilę spędzone z nimi. Jak mnie nazywali "ruda"...
<Carybuu?>
Darlet  
Monte