- Jasne, zrobię co w mojej mocy - uśmiechnęłam się lecz po chwili chwyciłam bandaż, maść i kilka ziół. Kazałam położyć się Despero na stole obserwacyjnym i wzięłam do łap stetoskop. Uciszyłam psa, i nakazałam głębokie oddychanie. Zbadałam pracę serca i płuc. Wszystko było w normie. Zabrałam się do oględzin łapy, zrobiłam też USG. Nie było złamania łapy, ale było delikatne przestawienie.
- Cóż - powiedziałam odkładając stetoskop - nie ma złamania, ale owszem, miałeś rację. Kulawizna jest nieunikniona. Nie martw się... powinno Ci przejść za jakieś dwa tygodnie... dotychczas nałożę Ci bandaż z maścią, złagodzi to ból. Będzie dobrze - uśmiechnęłam się nikło do psa i wzięłam bandaż z maścią do łap. Nałożyłam trochę maści na bandaż i związałam go na łapie Despero.
- Powinieneś się oszczędzać, zwłaszcza w bieganiu i wspinaniu się. Jednak możesz dużo chodzić, pomoże to w odpowiednim nastawieniu kości - wytłumaczyłam.
Pies kiwnął głową i powiedział:
- Mogę iść do jaskini?
- A mogę Cię odprowadzić? - odparłam pytaniem na pytanie.
- Tak, jasne - uśmiechnął się lekko.
- Masz tam jakieś resztki jedzenia?
- Coś się znajdzie.
Ruszyliśmy przez las. Gdy doszliśmy do jego jaskini, rozpaliłam ogień, a Dess wyjął ze skrytki zwłoki jelenia.
- Chcesz trochę? - spytał pochylając się nad padliną.
- Nie, nie, smacznego - uśmiechnęłam się do psa, który natychmiast zatopił kły w mięsie.
<Despero?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz