- Leo... Leo! Uspokój się! - krzyknęłam ale również się śmiałam.
Pies nadal skakał z radości, a po chwili stanął przede mną i pociągnął do tańca. Zaczęliśmy kręcić się wokół siebie, cały czas zbliżając się do jeziora. Śmialiśmy się jak szczeniaki, nie mogliśmy się opanować. Nagle, Leo potknął się i wpadł do jeziora, a ja za nim. W tym momencie, jak upadaliśmy, nasze pyski złączyły się. Gdy już leżeliśmy w wodzie, połączeni pocałunkiem, natychmiast spoważnieliśmy. Zeszłam prędko z Leo, i usiadłam daleko od niego. Zwiesiłam ze wstydem łeb i powiedziałam:
- Przepraszam, to moja wina.
- Twoja? Raczej moja, to ja się poślizgnąłem - odparł Leo kręcąc łbem.
- Ale to ja upadłam - upierałam się.
- Może i tak, ale gdybym się odsunął, albo wystawił łapy to...
- Leo! Nie kłóćmy się. Stało się co się stało. Kto wie? - wzruszyłam ramionami - Może tak miało być?
Pies spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili podzielił mój stanowczy wzrok.
<Leonard?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz