Nie wiem co się stało ale wszyscy mnie unikają .... Boją się mnie czy mi się tylko wydaje?
Nagle usłyszałam tupot nóg i łap a później nawoływania ...
Ludzki tupot zbliżał się a ja stałam jak wryta. Byłam dziwna. Strasznie dziwna. O czym ja w ogóle myślałam!? Że co mogę sobie tak po prostu siedzieć i gapić się na ludzi!?
W końcu jednak głosy i szczeki zbliżyły się tak że ujrzałam cienie sprawców dźwięku.
Nagle wrócił do mnie rozum ale było za późno. Wielki owczarek niemiecki przygniótł mnie łapami.
Jednak pies zrobił coś co nie spodziewałam się po żadnym z pomocników ludzi
- Przepraszam .. - szepnął mi do ucha po czym podniósł głowę i zaczął szczekać.
Po chwili przyszli ludzie a za nim kilka innych psów. Jeden z człowieków zatarł ręce, zaśmiał się i podszedł do mnie.
Gdy ukucnął zaczęłam udawać że nie żyje.
- Co to ma być!?- wrzasnął na innych człeków. - Nie żywa!
- Jak to - warknął drugi i podszedł do mnie. Położył rękę na mojej klatce piersiowej i znowu się odezwał ze złością - Żyje idioto!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam się w przyczepie . Było tam kilka innych psów w klatkach.
Potoczyłam po nich gdy nagle spostrzegłam ..
- Shiroli! - pisnęłam. Widziałam kilka razy tego psa lecz on chyba też mnie unikał.
Wzdrygnął się na dźwięk swojego imienia ale spojrzał na mnie.
- River ...? - zmarszczył brwi. Zamerdałam ogonem. Nie wiem skąd go znam ale jest!
- Gdzie jedziemy? - skuliłam się nagle.
- Do schroniska - odezwał się jeden z psów. Był to jakiś włochaty mieszaniec.
- CO!? - odezwaliśmy się chórem jednak ja za słyszalna nie byłam.
Pies westchnął i potaknął głową po czym położył ją na łapach.
Nagle przyczepa zatrzymała się i usłyszeliśmy dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi.
Później wszystko potoczyło się szybciej.
Ludzie otworzyli drzwi i wzięli wszystkie klatki. Wyjrzałam zza prętów i ujrzałam psy gończe biegnące do wielkiego budynku w którym ruszyliśmy i my.
Gdy weszliśmy przez bramę nie ruszyliśmy dalej do wielkiego domu-cokolwiek to jest, tylko skręciliśmy w bok. Naszym oczom ukazał się trochę mniejszy ale równie wielki budynek do którego weszliśmy. Jeden z człowieków z klatką z jakąś borderką zaczął gadać do recepcjonistki a moja klatka ruszyła ku wyjściu skąd dobywały się szczeki.
- Widzisz? - zadrwił ludzki głos gościa który mnie trzymał. - Twój nowy domek. He he ...
Wszyscy weszli do korytarza gdzie w na prawo było zasypane klatkami zwierząt zaś z lewej - tylko stare pomalowane spadającą farbą ławki. Na ogół było tu szaro i tylko z małych wysoko położonych okien spływało światło. Ruszyliśmy dalej to drugiego takiego samego korytarza tylko trochę ciemniejszego. Kilka ludzi zatrzymało się przy pustych klatkach i włożyło tam psy a reszta w tym ja i Shiroli ruszyliśmy trochę dalej. W końcu jednak człowiek rozmyślił się i wrócił do pierwszego korytarza. Włożyli nas do sąsiednich klatek i poszli.
- I co? - spytał ze smutkiem Shiroli.
- Nic ... - szepnęłam i zwinęłam się w kłębek.
<Shiroli? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz