- Ach zazdroszczę ci rodziny. - Jęknęłam przewracając się najedzona i zmęczona na plecy.
- Przecież masz mnie i swoją Panią... - Uśmiech nie znikał z pyszczka psa.
- PANI! Zapomniałam ci ją przedstawić! - Skoczyłam wesoła. Max przechylił tylko łebek na prawą stronę. Wybiegłam z jaskini a Maxwell biegł za mną. Dreptałam po mieście. W końcu ujrzałam sporawy, zielony dom z zasypanym ogródkiem. Na zewnątrz leżało pełno zabawek którymi się bawiłam. Weszłam do środka przez drzwiczki dla psa. Pod schodami spała sobie Merlin. Obudziłam ją.
- Mamy gościa. - Zamerdałam lekko ogonem.
- Hej... Merlin. Jesteś?
- Maxwell... Przyszywany brat Bety. Wiesz, dawny alfa Pack Loco Paws...
- Ach tak. Idziemy do Martyny? - Teraz to suczka zamerdała ogonem i wyskoczyła z koszyka. Ruszyłam po schodach. Nagle...
BUM
Leżałam na ziemi. Pani znów pastowała stopnie...
- Beta!? Żyjesz?! - Dziewczynka wybiegła z pokoju i kucnęła koło mnie. Polizałam ją po ręce wstając. - Ach, a to kto? Przyjaciel?
Pokiwałam przecząco głową.
- Partner?
Jeszcze mocniej.
- Spokrewnieni?
Tu zgodziłam się z nią. Wystawiła lekko rękę w stronę Max'a.
<Max? Co zrobisz? Tylko mi jej nie ugryź >:C >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz