- Proszę, nie idź! - krzyknęłam za nim, a do oczu znów napłynęły mi łzy.
- Bo co!? - warknął. Milczałam. - No, właśnie.
Znów zaczął odchodzić. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Gdy zniknął mi z pola widzenia, padłam na ziemię, bo nogi się pode mną ugięły. Zaczął lać deszcz. W jego strunach, leżałam na chodniku i co chwila mijali mnie przechodnie mówiąc:
- Biedna sunia...
Lecz zaraz ruszali dalej, zupełnie nie obchodząc się mną. Tak, jak Bradoo, już się mną nie interesował. Po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy, i po upadku na ziemię mieszały się z kałużami deszczówki. Życie straciło dla mnie sens. Straciłam tego jedynego. Nie chciałam wracać ani do domu ani do sfory. Nagle podniosłam się, tak po prostu. Jestem w końcu TYLKO psem. Poszłam w jakąkolwiek stronę. Doszłam do dużej, szerokiej, głębokiej rzeki z mostem. Usiadłam na moście i wpatrywałam się w wodę. Pośród tych smug deszczu, woda była zniekształcona. Wszelki obraz, był rozmazany. Nie wiedziałam czy to przez łzy czy przez deszcz. Wtem miałam wrażenie że słyszę w głowie głos Bradoo:
"Nie Iris ... Dlatego , że Cię kocham ... Od dawna kiedy tylko widzę Twoje przenikliwie czułe spojrzenie , Twój ciepły delikatny uśmiech , moje usta same się uśmiechają , a łapy idą w Twoją stronę"
Jeszcze więcej łez popłynęło mi z oczu. Już tak nie mogłam. Pobiegłam czym prędzej w stronę sfory. Zrozumiałam coś. Kiedy przeszłam przez granicę sfory, natychmiast wpadłam na Bradoo.
- Co tu robisz? - warknął.
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Przytuliłam go i powiedziałam przez łzy:
- Przepraszam! Kocham Cię, i nikt, nawet moja pani tego nie zmieni!
<Bradoo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz