-Nie ma sprawy.- wzruszyłem ramionami.- Tylko uprzedam z góry, że nie gwarantuję, że przeżyją.- zastrzegłem.
-Nie chodzi o zabicie, ale o pokonanie. Czyli, że masz sprawić, że w ciągu 5 minut, nie będziesz atakowany. Oni mają być albo unieszkodliwieni, albo przerażeni. Nie możesz im przy okazji zrobić większej krzywdy. Jasne?- powiedziała patrząc mi w oczy. Była przy mnie taka mała! Sięgała mi zaledwie do połowy łap. Czułem się co najmniej głupio musząc jej słuchać, ale cóż... Jeśli miałem tu zostać - musiałem dać coś od siebie, a tego nienawidziłem.
Stanąłem po środku polany z opuszczoną głową. Cztery samce zaczęły mnie okrążać powarkując. Odwarknąłem. Pierwszy zaatakował.
Skoczył na mnie i chciał wylądować mi na plecach, ale złapałem go zębami za kark i rzuciłem nim o pobliskie drzewo. Dał się słyszeć głuchy dźwięk uderzenia i cichy pisk.
~Jeden szczeniak z głowy~ pomyślałem i zmierzyłem wzrokiem pozostałą trójkę.
Dwa silniejsze rzuciły się na mnie jednocześnie. Zrobiłem szybki unik i w rezultacie psy zderzyły się ze sobą w powietrzu. Upadły na ziemię. Jeden wstał, a drugi uciekł poza pole bitwy. Stanąłem oko w oko z ostatnimi dwoma.
Byłem od nich dużo większy, chyba największy w całej sforze zresztą. Warknąłem głucho.
Zaatakowały z dwóch stron. Od północy i południa. Tylna łapą trzasnąłem pierwszego w pysk, a drugiego złapałem w zęby i podrzuciłem wysoko do góry. Zaczął spadać, a drugi podniósł się. Chciał zaszarżować, ale pod skoczyłem i cisnąłem w niego drugim psem. Minęły zaledwie dwie na pięć minut wyznaczonego czasu. Stanąłem nawet nie draśnięty po środku polany i spojrzałem Omedze głęboko w oczy. W końcu powiedziała:
-...
<?>
niedziela, 7 września 2014
Od ßosco C.D. Omega
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz