wtorek, 30 września 2014

Od Jaty C.D. Maxwell

Położyłam uszy. Nie byłam pewna, czy spytał czy o szóstej dla tego, że był przyzwyczajony do takiej godziny pobudki, czy dlatego, że jego wizja pracy w jednostce była taka, że wstaje się o szóstej...
-Mi... Mi obojętnie... Przyzwyczaiłan się do wstawiania jeszcze przed słońcem...- szepnęłam.
-Czyli jak? Szósta to za wcześnie?- spytał.
-Nie... Po prostu myślałam, że... Że...- zaczęłam się jąkać.- Nie ważne... Szósta jest dobra...- zakończyłam tą błazenadę.
~Jaki obciach!~ skarciłam się w myśli.
-Jasne. Może chcesz czegoś jeszcze? Jak ci przeszkadzam to mogę iść. Może pomóc ci jakoś zaaranżować twoją jaskinię?- dopytywał z uśmiechem.
-Nie, nie... Nie przeszkadzasz.... Dziękuję... Poradzę sobie...- odwzajemniłam uśmiech.
-Skoro tak sądzisz... To jutra w takim razie.- uśmiechnął się i pocałował moją łapę. Zarumieniłam się i szepnęłam:
-Do jutra...- uśmiechnęłam się blado, a pies odszedł do o obowiązków.
Reszta dnia minęła mi ciężko. Cały właściwie czas biegałam po lesie polując na zające oraz układając ich skóry przed swoją jaskinią w oczekiwaniu, aż będą gotowe do użytku. Poszłam spać późno, ale mimo to wstałam wcześnie i już o 5:30 byłam w wyznaczonym miejscu. Max wyszedł z krzaków punkt 6.
-Och... Czekałaś widzę...?- stropił się.
-Przyszłam za wcześnie... Nie ma co... Idziemy?- spytałam cicho.
<Max?>
<Max?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz