czwartek, 25 września 2014

Od Jaty

Szłam przestraszona jakimś obcym lasem. Byłam zestresowana, głodna i czujna. Bacznie się rozglądałam i zważałam na każdy dźwięk czy ruch. Trwało to już kilka tygodni. Błąkałam się samotnie, goniona przez chycli i inne psy, uważana za intruza i szkodnika. A miałam takie cudowne życie w Los Angeles... Może i dopiekały mi inne psy z jednostki, ale przynajmniej byłam komuś potrzebna... Teraz byłam tylko zbędnym elementem, ułożonej układanki. Spuściłam smutno głowę i podeszłam do rzeki. Powąchałam wodę i napiłam się, po czym ruszyłam dalej...
Zbliżał się wieczór. Było już zimno i bardzo bolały mnie łapy. Znalazłam się w lesie. Z każdym krokiem zdawał się być rzadszy i rzadszy, aż w końcu moim oczom ukazało się ślicznie jezioro i mostek. Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam wodę. Podeszłam do mostku i stanęłam na jego krańcu. Rozejrzałam się. Nic. Położyłam się więc i zaczęłam obserwować nartniki, delikatnie sunące po tafli jeziora. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Zasnęłam....
*Jakiś czas później...*
Otworzyłam powoli oczy i przeciągnęłam się. Po swojej prawej usłyszałam głos:
-Długo spałaś.- gwałtownie odwróciłam się. Za mną siedział spokojnie pies. Wyglądał na teriera irlandzkiego, ale miał w sobie coś innego... Tak się przestraszyłam i zdziwiłam, że aż podskoczyłam. Omsknęła mi się łapa i wylądowałam połową ciała nad wodą. Zaczęłam się szamotać. Po nocy jednak deski były wilgotne i prawie spadłam, ale pies błyskawicznie mnie złapał i wciągnął z powrotem na górę.
-Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. Maxwell.- podał mi łapę z uśmiechem.
-Ja... Ja... Ja jestem... Jaty...- odwzajemniłam gest i dodałam szybko: - Dziękuję. Spadłabym.
<Maxwell?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz