-Jak wam się podobało? - spytałam po swym "koncercie".
Cisza. Westchnęłam. Znów gadam do siebie... Może samotność nie jest aż tak dobra...
-Mi się podobało. -usłyszałam. Podskoczyłam ze strachu. Na prawdę myślałam, że jestem sama.
Przybrałam pozycję bojową.
-Wyłaź! -warknęłam.
Zza krzaków wyszedł.. Wyszedł Golden Retriver. W dodatku ładny Golden Retriver. Gapiłam się na niego z otwartym pyskiem.
-Jestem Alma Libre. -jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
-J...jestem M...Margaret. -poczułam, jak się rumienię. Nigdy wcześniej nie znałam tego uczucia... Czy... Nie! Nie, nie nie! Ja się nie mogłam zakochać! Nie nie nie nie! Chociaż on jest taki... Nie! Margaret ogarnij się!
-Ładnie śpiewasz. -powiedział.
-Dzięki. -uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Może chciałabyś się przejść? - zaproponował.
-Jasne.
Ruszyliśmy w stronę morza. Usiedliśmy przy brzegu i patrzyliśmy na wodę.
-Alma Libre, to nie imię polskie. Z kąd jesteś? -odważyłam się spytać.
<Alma Libre? Mogę Ci mówić Alma? :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz