sobota, 27 września 2014

Od Jaty C.D. Maxwell

Szłam za nim w ciszy. Wspomnienia były we mnie świeże i bolały. Bardzo. Po policzkach co chwila spływały mi łzy, ale ocierałam je szybko, by Maxwell ich nie zobaczył. Minął może z kwadrans, kiedy Max się zatrzymał. Stanęłam trochę za nim i wyjrzałam przez jego ramię. Przede mną stała nieduża "jaskinia" utworzona między korzeniami ogromnego dębu. Były tak gęste i poplątane, że tworzyły ściany. Było jedno, bardzo małe wejście - coś jak nieduży podkop, a za okna robiły szpary między korzeniami.
-Dziękuję... Jest idealna...- szepnęłam i delikatnie się uśmiechnęłam. Jednak obudzony w moim sercu żal, sprawiał, że uśmiech wcale nie był wiarygodny...
<Max?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz