Obudził mnie zimny powiew wiatru - oznaka nadejścia jesieni. Coś połaskotało mnie w nos. Otworzyłam oczy i ujrzałam... liść klonu. Zdjęłam go łapą i leniwie wstałam z posłania. Wyszłam z jaskini i podbiegłam do strumyka nieopodal. Mieszkanie w górach ma swoje zalety! Napiłam się i postanowiłam zapolować, do lasku idzie się mniej więcej kwadrans.
-Jeleń. - szepnęłam, gdy dotarł do mnie zapach zwierzyny. Zaczęłam skradać się do ofiary. Skoczyłam, ale jeleń odszedł i zderzyłam się z jakimś psem.
-Auć. - jęknęłam.
-Przepraszam. - usłyszałam zakłopotany głos. Zdecydowanie nie należał do suczki.
-Nie twoja wina, ja też cię nie zauważyłam. - powiedziałam cicho i podniosłam wzrok. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Terriera, myślałam, że to będzie większy pies. Chyba zauważył moje zaskoczenie.
-Pewnie spodziewałaś się kogoś większego. - zaśmiał się.
-Tak, ale rozmiar nie jest najważniejszy. - uśmiechnęłam się nieśmiało. -Czekaj... Ty jesteś Alfą tej sfory, prawda? - dopiero skojarzyłam.
Kiwnął głową nadal uśmiechnięty.
-A tak w ogóle jestem Margaret. -wystawiłam nieśmiało łapę.
<Maxwell?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz