Stałem przed krzakami. Nagle poruszyło się w nich coś. Wybiegł...Tytan...
- Ja. Przyszedłem aby wyrównać rachunki. - warknął pokazując mi odgryziony do połowy ogon.
- Może chcesz stracić drugą połowę? - warknąłem.
Tytan wyraźnie się zdenerwował i rzucił na mnie. Odepchnąłem go w przepaść. Jednak spadł na półkę skalną pod nami.
Astrid zaczęła dyszeć z przerażenia.
- Nic ci nie jest? - zapytałem.
- Wiesz...chodźmy do domu...
Od razu zrozumiałem i zaprowadziłem Astrid do jaskini...
<Astrid? Ni ma weny...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz