Chodziłam po terenach sfory z nosem przy ziemi. Złapałam obiecujący trop... Średniej wielkości sarenka z późno-urodzonym młodym... Idealnie jak na obiad i kolację, oraz śniadanie na następny dzień. Byłam na polanie, a trop był już naprawdę świeży. Zobaczyłam swój przyszły posiłek na skraju lasu... Naukę podbiegł do mnie jakiś nowy pies i spłoszył mi zdobycz...
-Ech... Dzięki... To był mój posiłek na następną dobę...- powiedziałam z westchnieniem. Ruszyłam truchtem w stronę, gdzie pobiegły sarenki.
-Hej! Czekaj!- krzyknął za mną pies. Podbiegł do mnie. Nacisnęłam mu kark, żeby się ustawił w pozycji jak na skradanie, bo była jeszcze szansa, że nie spłoszył ich dalej.
-Ciii....- uciszyłam go kładąc palec na ustach.
-Okay...- szepnął.- Jestem Witer. A ty, śliczna suczko?- spytał. Normalnie bym się zarumieniła, ale teraz jestem z Maxem i tylko jego komolementy oblewają mnie rumieńcem. Odpowiedziałam więc tylko cicho:
-Jaty...- powiedziałam szeptem i zaczęłam się cicho skracać do saren nakazując Winterowi zostać na miejscu, gdzie stał. Usłuchał i cicho położył się na ziemi śledząc każdy mój ruch. Trochę mnie to dekoncentrowało, ale byłam głodna, więc ogarnęłam się i zbliżyłam do zdobyczy... Byłam już bardzo blisko. Mała sarna stała za swoją matką... Postanowiłam wyskoczyć na dorosłą z zaskoczenia i wgryźć się jej w tchawicę, a ta przywracając się, powinna unieruchomić młode... Podkradłam się jeszcze bliżej... Byłam zaledwie parę kroków od nich... Skoczyłam. Stało się tak jak przypuszczałam - dorosła padając przygniotła swe młode. Kiedy sarna już nie żyła , chciałam zabrać się za młode, ale żal mi się go zrobiło. Był to mały jelonek, już nie na mleku, miał już małe różki... Puściłam go wolno. Patrzyłam jak biegnie w stronę stada... Kiedy zniknął mi z pola widzenia, wzięłam swój posiłek za gardło i zaczęłam ciągnąć do swojej jaskini. Winter podbiegł i zaproponował:
-Może pomogę....?- spojrzał na mnie pytająco.
-Nie, nie... Dzięki. Dam radę.- uśmiechnęłam się.
-A może jednak? To dość ciężkie zwierzę...- nalegał.
-Nie ma potrzeby. Naprawdę.- mrugnęłam oczami na znak, że na serio nie potrzebuję pomocy. Winter westchnął i szedł dalej za mną w ciszy. Kiedy dociągnęłam zdobycz do jaskini, położyłam ją w "spiżarni", będącej oddzielną jaskinią, której wejście było w kącie, zasłaniane głazem. Schowałam tam sarnę i widząc, że Winter siedzi i czeka przed jaskinią, weszłam do niego.
-Może... Może chciałabyś...- zaczął jąkając się.
-No co...? Nie krępuj się! - zachęciłam go.
-Może chciałabyś pójść... Pójść ze... Ze mną... No tak, tak... Ze mną... Na... Na... Spacer....?- spytał w końcu. Zastanowiłam się. Dzisiaj nie miałam w planach już żadnych obowiązków, więc czemu nie...?
-Okay.- odparłam po chwili z uśmiechem.- To gdzie idziemy?
<Win?>
czwartek, 30 października 2014
Od Jaty C.D. Winter
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz