Szedłem tuż przy granicy sfory. Rozciągał się tam mroczny las, nikt do niego nie wchodził, bo podobno straszyły tam demony. Nie zważałem jednak na to, bo nie wierzyłem w istnienie demonów. Usłyszałem za sobą ciche kroki skracającego się psa. Suki dokładniej. Stąpanie było zbyt delikatne, jak na samca. Udałem, że nie słyszę i szedłem dalej. Nagle stąpanie ustało. Błyskawicznie się odwróciłem i skoczyłem. Złapałem sukę w locie i przygwoździłem łapą do drzewa tak, że jej łapy wisiały bezwładnie. Zaczęła się szarpać i warczeć:
-Puszczaj! Masz mnie puścić!- warczała.
-Bo co? Bo Pani śledczy każe mi iść do kąta?- zadrwiłem.
-Puszczaj, bo pożałujesz!- warknęła.
-Nie mam zamiaru...- syknąłem.
-Słuchaj... Proszę cię... Puść mnie... Proszę cię...- prosiła. W oczach miała strach. Zaczęła się dusić.- Błagam...- wysyczała szarpiąc się.
-Czemu miałbym to zrobić...?- prychnąłem.
-Proszę...- syczała.- Błagam...- miotała się.
-Puszczę cię, ale tylko dlatego, że nie chce mi się tracić na ciebie czasu...- mruknąłem i puściłem ją. Upadła na ziemię łapczywie chwytając w płuca powietrze.
<Madlen?>
środa, 1 października 2014
Od ßosco Do Madleny
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz