poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Jeny "Ritorno" 3

Nawet ryby przystanęły na chwilę i wbiły we mnie swoje duże, okrągłe oczy. Wyobrażałam już sobie co myślały w takiej chwili...
"Pff... kolejny nieszczęśnik". Wtem znów nabrałam sił i zaczęłam się odpychać od wody, aż wreszcie wybiłam się do góry ciężko dysząc i nabierając łapczywie powietrze, którego tak mi brakowało. Okazało się, że jestem już prawie przy drugim brzegu i osiągnę chociaż połowę długiej podróży. Bez dalszych niedogodności weszłam na brzeg i położyłam się na piachu po czym zaśmiałam się pod nosem uświadamiając sobie, że byłam o krok od śmierci. Wiedziałam, że to dziwne śmiać się w takiej chwili, ale nie mogłam się powstrzymać. Nadal ciężko było mi złapać oddech i wypluwałam resztki wody, ale byłam mimo to zadowolona. Powoli wstałam i otrzepałam się z resztek wody i piachu, który osiadł na moim futrze i się do niego przykleił. Straciłam zbyt wiele czasu, a po drugie byłam głodna. Przyszedł już czas na obiad, a ja byłam daleko od swojej jaskini i od polan na, których znajdywała się zwierzyna. Cóż, pozostało tylko zjeść coś na mieście. Teraz weszłam na pagórkowaty teren, który dzielił sforę od terenu ludzi, którzy jakoś się tu nie zapuszczali i nie zamierzali nic zrobić z faktem, że obok miasta żyje sfora psów. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Monotonnie wchodziłam na pagórek i z niego schodziłam, a potem powtarzałam tą czynność z jakieś trzynaście razy dopóki nie ujrzałam z jednego z pagórków oddalonego miasta. Poczułam jak kamień spada mi z serca po czym odczułam głęboką ulgę, że to już tu. Teraz tylko pozostaje zejść, znaleźć cudem Federico, zmierzyć się z niedogodnościami dalszej podróży i oczywiście znaleźć rodzinę. Plan wymyślony na szybko okazał się planem doskonałym. Powoli i ostrożnie zeszłam z pagórka i dumnie stawiając każdy krok weszłam do miasta.
- Nigdy nie okazuj strachu i niepewności... oni to wyczują. Masz zaskakiwać swojego przeciwnika i czekać, aż nadarzy się okazja by skutecznie uderzyć w jego słaby punkt. - Zawsze tak powtarzał ojciec gdy szliśmy na spacer. Wtedy żyła jeszcze mama... zawsze karciła ojca spojrzeniem gdy ten mówił takie rzeczy i mówiła, że nadejdzie na to czas. Nadszedł zbyt szybko... Nagle na drogę wskoczył jakiś kundel, który przypominał by zdumiewająco Owczarka Niemieckiego. Był tylko trochę od niego większy i wyglądało na to, że agresywniejszy.
- Dokąd się wybierasz, ślicznotko? - Zakpił po czym rozstawił się na chodniku.
- Do domu. - Odparłam obojętnie próbując wyminąć kundla, ale ten znów zastawił mi drogę.
- Nigdzie nie idziesz, mała. - Warknął i zaczął się do mnie zbliżać, a ja zaczęłam się nerwowo odsuwać od niego.
- Odwal się zboczeńcu. - Rzuciłam oschle w jego stronę, ale ten tylko zaśmiał się szyderczo i nawet się nie zatrzymał.
- Uspokój się lala. - Znów się zaśmiał, ale ja w odpowiedzi drapnęłam go w nos. Owczarek ryknął z bólu i szybkim ruchem powalił mnie na chodnik. Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać odpychając przy tym pysk kundla, który przytrzymywał mnie coraz mocniej.
- Zostaw tą damę. - Usłyszałam nagle bardzo znajomy głos dochodzący zza moich pleców. Federico! Gdyby ten palant mnie wtedy nie trzymał to skoczyłabym na niego i przytuliła jak najmocniej.
- To nie twoja sprawa, odczep się. - Wycedził kundel, ale Federico uśmiechnął się tylko szelmowsko w jego stronę i puścił do mnie oko co chociaż trochę uspokoiło moje nerwy. Kiedy kundel skupił swoją uwagę na Federico ja odepchnęłam go tylnymi łapami i zadałam mocny cios w brzuch. Kundel wiedział, że z dwoma psami nie wygra więc uciekł czmychając przez wąska uliczkę.
- Jak zawsze, w dobrym miejscu i w dobrym czasie. - Zaśmiał się przyjaciel po czym pomógł mi wstać z chodnika i pomógł również mi się otrzepać z ziemi.
- Bez łaski. - Oburzyłam się. - Sama bym sobie poradziła. - Dodałam z wyższością.
- Wierz w co chcesz, ale ja dałem ci pewien punkt zaskoczenia. - Odpowiedział, ale widziałam na jego pysku cień uśmiechu. W pewnym momencie zmieniłam się z młodej i buntowniczej Jeny w troskliwą Jenę i przytuliłam Federica, który był miło zdziwiony. Wtuliłam się w jego futro i poczułam ciepło. W pewnym momencie Federico odepchnął mnie lekko od siebie i wyciągnął na długość swoich łap.
- Masz oczy...
- Po matce, wiem. Wszyscy mi to mówią. - Przerwałam mu, a ten zaskoczony zaśmiał się ciepło.
- Nie dziwię się... - Odparł. - No, a teraz powiedz mi dziecko. Co cię tu sprowadza?
- Po pierwsze to chciałabym przekazać serdeczne pozdrowienia od Élise, a po drugie to przyszłam tu by znów podjąć próbę szukania rodziny.
Pies uśmiechnął się słabo i wbił posmutniały wzrok w chodnik.
- Jena, dziecko, znów chcesz się rozczarować? - Spytał ciepło, ale widziałam, że było mu ciężko. - Przecież szukasz ich odkąd się rozstaliście... nigdy ci się nie udało i zawsze byłaś zawiedziona. - Dodał i podniósł wzrok licząc, że sobie odpuszczę.
- Przepraszam, Federico, ale ja...
- Mów mi Fred. - Przerwał mi. - Jesteś już dorosła i nie musisz się do mnie zwracać jak mały szczeniak.
- Wiem, ale zawsze będziesz dla mnie Federico. - Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Rzeczywiście, popularnym zdrobnieniem od Federico było dla jego przyjaciół właśnie Fred, ale ja za bardzo się przyzwyczaiłam by mówić do niego pełnym imieniem i zwracać się do niego jak mały, kulturalny szczeniak jakim była jeszcze rok i pół temu.
- Podziękuj Élise za to, że jeszcze o mnie pamięta. - Przerwał zmieniając temat.
- Podziękuję.
- Cóż, a teraz chyba znów przyjdzie się nam rozstać...
- Chyba tak...
- No, pamiętaj tylko o tym żeby być ostrożna, bo na następny raz może mnie nie być w pobliżu, a wtedy sprawy potoczą się zupełnie inaczej. - Przestrzegł mnie z podobnym tonem do Élise co rozbawiło mnie w środku. - Będziesz pamiętać? - Upewnił się, bo wiedział, że za pierwszym razem może do mnie nie dotrzeć.
- Tak. - Przytaknęłam, a Federico ukłonił się nisko na pożegnanie i tak jak kundel zniknął na zakręcie. Ja zostałam sama... Uśmiechnęłam się z niewiadomego powodu odprowadzając psa wzrokiem. Byłam mu wdzięczna, że mnie uratował, bo chociaż trudno było mi to przyznać to... bez niego bym sobie nie poradziła. Był dobrym przyjacielem rodziny i zawsze nam pomagał. Widzę zrobił to i dziś. Bez dłuższego rozmyślanie ruszyłam przed siebie licząc, że już jutro znajdę Killera lub ojca. Nie mogłam się doczekać... po prostu usychałam z utęsknienia i od kiedy przybyłam do sfory kusiło mnie by znów podjąć poszukiwania. No, a jeśli znów się zawiodę na sobie? Może Federico miał rację... Heh, jak zresztą zawsze. No cóż. Zostało tylko znaleźć coś na obiad lub po prostu ukraść. Wolę zdecydowanie tą drugą opcję. Ukraść jakiś wyszukany produkt. Znów dumnie uniosłam łeb i wpięłam klatkę piersiową po czym wciągnęłam głęboko zapach ulicy. Czułam się jak w domu... Kiedy przechodziłam obok jakiegoś ulicznego psa to ten pierwszy się za mną oglądał. Odczuwałam wtedy dumą i pewien rodzaj satysfakcji. Teraz to ja czułam się tu kimś ważnym i niepowtarzalnym. Ha! Okazało się, że jeszcze mnie tu pamiętają! Pamiętają tamtą młodą Jenę Fortis la Duca, która była gotowa przejść po trupach by osiągnąć swój cel. Ja też poznałam stare pyski, starych znajomych. Zmienił ich czas... Nie wyglądali już tak młodo, a kiedy obok nich przechodziłam zastanawiałam się czy to na prawdę oni. Czy nie mam już z nadmiaru dumy przewidzeń? Oddałam się podróży sentymentalnej. Widziałam przeszłość w każdej kostce wyłożonej na ulicy i dzięki niej powracały stare wspomnienia. Byłam na znajomej mi ulicy gdzie zawsze znajdował się rzeźnik, który nienawidził tak wścibskich psów jak ja, więc najczęściej wchodziłam przez okno by nie robić większego hałasu, ale dziś postanowiłam wejść przez drzwi. Nie miałam ochoty przypominać sobie właściciela. Kiedy popchnęłam drzwi swoim ciałem te od razu się otworzyły, a zza lady wychylił się mężczyzna, który znacznie posiwiał i zmienił się jak wiele osób, które znałam. Rzucił mi gniewne spojrzenie i przymrużył oczy. Ja tylko na znak fałszywej niewinności usiadłam tam gdzie stała i spuściłam po sobie uszy po czym zapiszczałam by rozmięknąć trochę tego twardego człowieka. Tan przechylił lekko głową na prawą stronę walcząc z samym sobą, ale w pewnym momencie jego twarz wykrzywiła się w grymasie, a już po chwili odwrócił wzrok i wyrzucił mi zza lady porządną i długą laskę kiełbasy.
- Zmykaj stąd pchlarzu za nim się rozmyślę. - Rzucił ostro, a ja podziękowałam spojrzeniem po czym chwyciłam z wdzięcznością swój obiad i czmychnęłam przez uchylone drzwi.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz