środa, 5 sierpnia 2015

Od Ice'a C.D. Omega

- Nie. - Uśmiechnąłem się ironicznie. - Koniecznie, ale to koniecznie musisz mi pomóc.
W jej oczach widać było zdenerwowanie. Spodziewałem się jakiejś sarkastycznej odpowiedzi, jednak suczka tylko wzruszyła ramionami (no wiem, anatomia psa). Kiwnęła na mnie głową na znak,  że mam iść za nią. Szybkim, energicznym krokiem suczka poprowadziła mnie do centralnej części lasu, w której znajdowały się jaskinie. Zobaczyłem kilka innych psów, w tym kilka ładnych suczek. Puściłem oczko do złotej Goldenki, która szeroko się do mnie uśmiechnęła. Omega spojrzała w niebo i pokręciła głową.
- No, jest wolna jaskinia. Pasuje? - Powiedziała suczka wbijając we mnie wzrok.
- Tak, pasuje. - Powiedziałem szybko. - Miłego dnia, żegnam. - Odwróciłem się. Suczka jednak nie zdawała się zabierać do wyjścia. Wręcz przeciwnie. Stała w progu.

< Omega?>

Od Ice'a C.D. Manga

- Witaj - Uśmiechnąłem się lekko patrząc na suczkę. - Ice. - Podałem jej łapę.
- Moje imię już znasz - Odwzajemniła uśmiech.
- Należysz do Pack Loco Paws? - Zapytałem. W sumie, bez sensowne pytanie, przecież inaczej nie mogłaby znajdować się tych terenach...
- Tak. Ty zapewne też.
- Jasne.
Staliśmy chwilę, przyglądając się sobie bezwiednie. Żadne z nas nie wiedziało, co mogłoby powiedzieć. Wreszcie Mana przełknęła ślinę i odezwała się:
< Manga? >

Nowa Suczka - Izaya!





Imię: Izaya
Pseudonim: Woli gdy zwracają się do niej pełnym imieniem.W drodze wyjątków,można na nią mówić "Iza" lub "Zaya"
Płeć: Suczka
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Główny Dowódca
Charakter: Jestem sympatyczną lecz pozorną suczką. Nie lubię obcych psów lecz wszystko zaczyna się od nieznajomości, trzeba w końcu kogoś poznać, prawda? Na pierwszych spotkaniach bywam agresywna.Każdemu mogę wygarnąć w twarz co sądzę o jej/jego buźce.Za samcami, no co mam powiedzieć, rzadko dość patrzę lecz naprawdę są takie chwilę gdzie pozwalam sobie odpłynąć od zwyczajnego świata i odjechać do romantyka. Czasami, mogę być bardzo wrażliwa. Rzadko się to zdarza ale są takie chwilę, więc ostrzegam, uważaj na swoje słowa. Twoje jedno słowo, mój jeden wielki ból. Warto? Odpowiedź sobie, no proszę.Jestem również bardzo odważna.Nic,ale to nic mnie nie przestraszy.Odpowiedzialność to moje drugie imię.
Umiejętności: Izaya uwielbia pływać.Samica ten świetnie biega.W poprzednim domu była psem ,który brał udział w agility.Umie prześcignąć nawet najszybszego psa.Jest również bardzo mądra.Szybko uczy się sztuczek i komend.Opanowała już: siad,turlaj się,daj łapę,waruj,leż,hop,poproś,zdechł pies i wiele innych.Czasami również wpadała w bójki z innymi psami i zazwyczaj to ona wygrywała.
Partnerstwo: Na razie nie szuka i nie rozgląda się za samcami...uważa,że do szczęścia nie jest jej potrzebny partner.
Spokrewnieni: brak.
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Whippet
  • Maść: Błękitna (BBdd)
  • Sylwetka: Głowa jej jest dość duża.Oczy ma ciemne,błyszczące,czujne,owalne.Uszy średniej wielkości.Kufa silne szczęki z równym zgryzem.Szyja jest długa,elegancko wycięta,biała i muskularna.Ogon jest długi, stopniowo zwężający się, lekko wygięty ku górze, w ruchu wzniesiony łagodnym łukiem.Łapy są zgrabne,wysoko wysklepione, opuszki grube.Szata jest delikatna,zwarta i krótka.
  • Znaki szczególne: Znamię pod lewą łapą 
Historia: Izaya urodziła się w hodowli wraz z dwójką rodzeństwa. Jej matka była zawodową czempionką, a ojciec zwyczajnym psem. Jako jedyna z hodowli miała znamię pod lewą łapką. Matka uważała ją za inną za "wyjątkową". Lubiła pomagać rodzicom. Często ratowała rodzeństwo z opałów. Ja tu gadu gadu... a na pewno chcielibyście dowiedzieć się jak Izaya tu dotarła. Otóż... Pewnego dnia suczka wraz z ojcem poszli na polowanie do lasu. Zapowiadało się fajnie... Gdy Iza zauważyła sarnę pobiegła za nią nie powiadamiając o tym ojca. Nagle wpadła do dziury z której nie umiała się wydostać.Dziura była wielka i pełna pająków.Dość długo wyła z jakieś trzy godziny. Gdy miała skończyć wyć jej oczom ukazała się suczka (terier),która w magiczny sposób pomogła się jej wydostać się. Okazało się, że jest Alfą sfory Pack Loco Paws.Po dłuższej rozmowie z suką okazało się,że jest dość fajna.Izaya bez żadnych sprzeczek dołączyła do sfory Omegi.Myśli,że zostanie w jej na długo.I kto wie..może spotka tam kogoś wyjątkowego z którym spędzi resztę życia?
Kieruje: kinia 800

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Od Katsuyuki'ego C.D. Omega

Spojrzałem na Omegę i pokiwałem głową.
-Moja historia jest nieco inna... i nie bardzo lubię o tym mówić... Więc jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, to powiem w bardzo dużym skrócie... Nie wiem w jaki sposób znalazłem się jako ślepy szczeniak na statku, gdzie znaleźli mnie marynarze. Tak się spodobałem Kapitanowi, że mnie przygarnął. Minęło trochę czasu, zdążyłem podrosnąć i wtedy zdarzył się "wypadek"... Na morzu rozpętała się burza, po kilku dniach zmagania się z nią, Kapitana zmyło z pokładu. Skoczyłem za nim w wodę i starałem się jakoś mu pomóc. Maszt spadł mi na łopatkę doszczętnie ją miażdżąc... Nie minęło wiele czasu, kiedy straciłem przytomność... Ocknąłem się na brzegu, Kapitan był nieprzytomny, oboje straciliśmy dużo krwi i nie byliśmy w najlepszym stanie. Ruszyłem najszybciej jak mogłem w stronę, gdzie wyczułem ludzi, ale utrudniał mi to zmiażdżony bark. Kiedy w końcu sprowadziłem pomoc, dla Kapotana było już za późno, a ja padłem. Trafiłem do schroniska, gdzie przeprowadzono opierację, w trakcie której wstawiono mi implant łopatki. Dlatego teraz kuleję. Trochę tam wytrzymałem, ale w końcu uciekłem i po jakimś czasie trafiłem tutaj...- powiedziałem odwracając głowę w drugą stronę. Bolesne wspomnienia wciąż były dla mnie ciężkie i nie umiałem mówić o nich ze swoim stałym uśmiechem...


<?>

czwartek, 30 lipca 2015

Od Omegi C.D. Katsuyuki

- Opowiesz mi coś o sobie? - spytałam z delikatną niepewnością.
- Po co? - przekrzywił łeb.
- Chciałabym wiedzieć coś o psach z mojej sfory - uśmiechnęłam się.
- Może zaczniesz?
Usiadłam na przeciw i z delikatnym uśmiechem zaczęłam:
- Urodziłam się w hodowli Terierów Irlandzkich. Za szczeniaka jednak zwyczajnie zgubiłam się na spacerze. Była, za mała na to, żeby odnaleźć dom węchem. Tułałam się kilka dni po lesie. Potem znaleźli mnie ludzie, którzy akurat spacerowali w okolicy. Oddali mnie do schroniska, przebywałam tam do 1 roku życia. Nawet dobrze tam było. W końcu jednak zaadoptowali mnie. Zamieszkałam na farmie. Kochałam tam pracować. Mój pan się o mnie troszczył, naprawdę go pokochałam. Jednak ta sielanka nie trwała długo... Farma spłonęła.. I tak znalazłam się tutaj...

<Katsuyuki, sorry, że aż tak długo :/>

poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Jeny "Ritorno" 3

Nawet ryby przystanęły na chwilę i wbiły we mnie swoje duże, okrągłe oczy. Wyobrażałam już sobie co myślały w takiej chwili...
"Pff... kolejny nieszczęśnik". Wtem znów nabrałam sił i zaczęłam się odpychać od wody, aż wreszcie wybiłam się do góry ciężko dysząc i nabierając łapczywie powietrze, którego tak mi brakowało. Okazało się, że jestem już prawie przy drugim brzegu i osiągnę chociaż połowę długiej podróży. Bez dalszych niedogodności weszłam na brzeg i położyłam się na piachu po czym zaśmiałam się pod nosem uświadamiając sobie, że byłam o krok od śmierci. Wiedziałam, że to dziwne śmiać się w takiej chwili, ale nie mogłam się powstrzymać. Nadal ciężko było mi złapać oddech i wypluwałam resztki wody, ale byłam mimo to zadowolona. Powoli wstałam i otrzepałam się z resztek wody i piachu, który osiadł na moim futrze i się do niego przykleił. Straciłam zbyt wiele czasu, a po drugie byłam głodna. Przyszedł już czas na obiad, a ja byłam daleko od swojej jaskini i od polan na, których znajdywała się zwierzyna. Cóż, pozostało tylko zjeść coś na mieście. Teraz weszłam na pagórkowaty teren, który dzielił sforę od terenu ludzi, którzy jakoś się tu nie zapuszczali i nie zamierzali nic zrobić z faktem, że obok miasta żyje sfora psów. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Monotonnie wchodziłam na pagórek i z niego schodziłam, a potem powtarzałam tą czynność z jakieś trzynaście razy dopóki nie ujrzałam z jednego z pagórków oddalonego miasta. Poczułam jak kamień spada mi z serca po czym odczułam głęboką ulgę, że to już tu. Teraz tylko pozostaje zejść, znaleźć cudem Federico, zmierzyć się z niedogodnościami dalszej podróży i oczywiście znaleźć rodzinę. Plan wymyślony na szybko okazał się planem doskonałym. Powoli i ostrożnie zeszłam z pagórka i dumnie stawiając każdy krok weszłam do miasta.
- Nigdy nie okazuj strachu i niepewności... oni to wyczują. Masz zaskakiwać swojego przeciwnika i czekać, aż nadarzy się okazja by skutecznie uderzyć w jego słaby punkt. - Zawsze tak powtarzał ojciec gdy szliśmy na spacer. Wtedy żyła jeszcze mama... zawsze karciła ojca spojrzeniem gdy ten mówił takie rzeczy i mówiła, że nadejdzie na to czas. Nadszedł zbyt szybko... Nagle na drogę wskoczył jakiś kundel, który przypominał by zdumiewająco Owczarka Niemieckiego. Był tylko trochę od niego większy i wyglądało na to, że agresywniejszy.
- Dokąd się wybierasz, ślicznotko? - Zakpił po czym rozstawił się na chodniku.
- Do domu. - Odparłam obojętnie próbując wyminąć kundla, ale ten znów zastawił mi drogę.
- Nigdzie nie idziesz, mała. - Warknął i zaczął się do mnie zbliżać, a ja zaczęłam się nerwowo odsuwać od niego.
- Odwal się zboczeńcu. - Rzuciłam oschle w jego stronę, ale ten tylko zaśmiał się szyderczo i nawet się nie zatrzymał.
- Uspokój się lala. - Znów się zaśmiał, ale ja w odpowiedzi drapnęłam go w nos. Owczarek ryknął z bólu i szybkim ruchem powalił mnie na chodnik. Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać odpychając przy tym pysk kundla, który przytrzymywał mnie coraz mocniej.
- Zostaw tą damę. - Usłyszałam nagle bardzo znajomy głos dochodzący zza moich pleców. Federico! Gdyby ten palant mnie wtedy nie trzymał to skoczyłabym na niego i przytuliła jak najmocniej.
- To nie twoja sprawa, odczep się. - Wycedził kundel, ale Federico uśmiechnął się tylko szelmowsko w jego stronę i puścił do mnie oko co chociaż trochę uspokoiło moje nerwy. Kiedy kundel skupił swoją uwagę na Federico ja odepchnęłam go tylnymi łapami i zadałam mocny cios w brzuch. Kundel wiedział, że z dwoma psami nie wygra więc uciekł czmychając przez wąska uliczkę.
- Jak zawsze, w dobrym miejscu i w dobrym czasie. - Zaśmiał się przyjaciel po czym pomógł mi wstać z chodnika i pomógł również mi się otrzepać z ziemi.
- Bez łaski. - Oburzyłam się. - Sama bym sobie poradziła. - Dodałam z wyższością.
- Wierz w co chcesz, ale ja dałem ci pewien punkt zaskoczenia. - Odpowiedział, ale widziałam na jego pysku cień uśmiechu. W pewnym momencie zmieniłam się z młodej i buntowniczej Jeny w troskliwą Jenę i przytuliłam Federica, który był miło zdziwiony. Wtuliłam się w jego futro i poczułam ciepło. W pewnym momencie Federico odepchnął mnie lekko od siebie i wyciągnął na długość swoich łap.
- Masz oczy...
- Po matce, wiem. Wszyscy mi to mówią. - Przerwałam mu, a ten zaskoczony zaśmiał się ciepło.
- Nie dziwię się... - Odparł. - No, a teraz powiedz mi dziecko. Co cię tu sprowadza?
- Po pierwsze to chciałabym przekazać serdeczne pozdrowienia od Élise, a po drugie to przyszłam tu by znów podjąć próbę szukania rodziny.
Pies uśmiechnął się słabo i wbił posmutniały wzrok w chodnik.
- Jena, dziecko, znów chcesz się rozczarować? - Spytał ciepło, ale widziałam, że było mu ciężko. - Przecież szukasz ich odkąd się rozstaliście... nigdy ci się nie udało i zawsze byłaś zawiedziona. - Dodał i podniósł wzrok licząc, że sobie odpuszczę.
- Przepraszam, Federico, ale ja...
- Mów mi Fred. - Przerwał mi. - Jesteś już dorosła i nie musisz się do mnie zwracać jak mały szczeniak.
- Wiem, ale zawsze będziesz dla mnie Federico. - Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Rzeczywiście, popularnym zdrobnieniem od Federico było dla jego przyjaciół właśnie Fred, ale ja za bardzo się przyzwyczaiłam by mówić do niego pełnym imieniem i zwracać się do niego jak mały, kulturalny szczeniak jakim była jeszcze rok i pół temu.
- Podziękuj Élise za to, że jeszcze o mnie pamięta. - Przerwał zmieniając temat.
- Podziękuję.
- Cóż, a teraz chyba znów przyjdzie się nam rozstać...
- Chyba tak...
- No, pamiętaj tylko o tym żeby być ostrożna, bo na następny raz może mnie nie być w pobliżu, a wtedy sprawy potoczą się zupełnie inaczej. - Przestrzegł mnie z podobnym tonem do Élise co rozbawiło mnie w środku. - Będziesz pamiętać? - Upewnił się, bo wiedział, że za pierwszym razem może do mnie nie dotrzeć.
- Tak. - Przytaknęłam, a Federico ukłonił się nisko na pożegnanie i tak jak kundel zniknął na zakręcie. Ja zostałam sama... Uśmiechnęłam się z niewiadomego powodu odprowadzając psa wzrokiem. Byłam mu wdzięczna, że mnie uratował, bo chociaż trudno było mi to przyznać to... bez niego bym sobie nie poradziła. Był dobrym przyjacielem rodziny i zawsze nam pomagał. Widzę zrobił to i dziś. Bez dłuższego rozmyślanie ruszyłam przed siebie licząc, że już jutro znajdę Killera lub ojca. Nie mogłam się doczekać... po prostu usychałam z utęsknienia i od kiedy przybyłam do sfory kusiło mnie by znów podjąć poszukiwania. No, a jeśli znów się zawiodę na sobie? Może Federico miał rację... Heh, jak zresztą zawsze. No cóż. Zostało tylko znaleźć coś na obiad lub po prostu ukraść. Wolę zdecydowanie tą drugą opcję. Ukraść jakiś wyszukany produkt. Znów dumnie uniosłam łeb i wpięłam klatkę piersiową po czym wciągnęłam głęboko zapach ulicy. Czułam się jak w domu... Kiedy przechodziłam obok jakiegoś ulicznego psa to ten pierwszy się za mną oglądał. Odczuwałam wtedy dumą i pewien rodzaj satysfakcji. Teraz to ja czułam się tu kimś ważnym i niepowtarzalnym. Ha! Okazało się, że jeszcze mnie tu pamiętają! Pamiętają tamtą młodą Jenę Fortis la Duca, która była gotowa przejść po trupach by osiągnąć swój cel. Ja też poznałam stare pyski, starych znajomych. Zmienił ich czas... Nie wyglądali już tak młodo, a kiedy obok nich przechodziłam zastanawiałam się czy to na prawdę oni. Czy nie mam już z nadmiaru dumy przewidzeń? Oddałam się podróży sentymentalnej. Widziałam przeszłość w każdej kostce wyłożonej na ulicy i dzięki niej powracały stare wspomnienia. Byłam na znajomej mi ulicy gdzie zawsze znajdował się rzeźnik, który nienawidził tak wścibskich psów jak ja, więc najczęściej wchodziłam przez okno by nie robić większego hałasu, ale dziś postanowiłam wejść przez drzwi. Nie miałam ochoty przypominać sobie właściciela. Kiedy popchnęłam drzwi swoim ciałem te od razu się otworzyły, a zza lady wychylił się mężczyzna, który znacznie posiwiał i zmienił się jak wiele osób, które znałam. Rzucił mi gniewne spojrzenie i przymrużył oczy. Ja tylko na znak fałszywej niewinności usiadłam tam gdzie stała i spuściłam po sobie uszy po czym zapiszczałam by rozmięknąć trochę tego twardego człowieka. Tan przechylił lekko głową na prawą stronę walcząc z samym sobą, ale w pewnym momencie jego twarz wykrzywiła się w grymasie, a już po chwili odwrócił wzrok i wyrzucił mi zza lady porządną i długą laskę kiełbasy.
- Zmykaj stąd pchlarzu za nim się rozmyślę. - Rzucił ostro, a ja podziękowałam spojrzeniem po czym chwyciłam z wdzięcznością swój obiad i czmychnęłam przez uchylone drzwi.

C.D.N

Dziękuję!

Ostatnio przejrzałam profile kilku członków i zobaczyłam nawiązania do Pack Loco Paws... Widziałam, że są osoby, które tęsknią za tą sforą... Zobaczyłam nawet blog o tym aby PLP powróciło i... Może to dziwne, ale miałam nawet łzy w oczach... Z jednej strony dlatego, że zdałam sobie sprawę, że ten blog coś dla kogoś znaczył, a z drugiej, że go odbudowałam ale nie przyłożyłam się do tego.. Byłam często nie obecna, nie wkładałam w to serca..
Może zabrzmieć to jak moja kolejna obietnica, której nie spełnię i przyznaje się, że może tak być, dlatego potrzebuje od was motywacji, pomysłów, potrzebuję widzieć znowu, że ta sfora może być ok..
Piszcie do mnie co mogę zrobić aby było lepiej...
I jeszcze raz dziękuję :)

~Omega.

PS. Potrzebuję kilka osób, które mogłyby obrabiać mi zdjęcia.

niedziela, 26 lipca 2015

Od Jeny "Ritorno" 2

- Do miasta? Przecież to zbyt niebezpieczne... Jest tam tyle psich włóczęg, że nawet dorosły pies nie dałby sobie rady. - Zaczęła.
- Ale ja muszę. Nie będę żyła spokojnie jeśli się nie przekonam, że są zdrowi. - Odparłam jak zawsze trzymając się swego. Co miała zrobić w tym wypadku Élise? Jasne, że się zgodzić.
- Dobrze, ale obiecaj mi, że jeśli spotkasz Federico to go ode mnie pozdrowisz i, że nie będziesz się nikomu narażać.
- Obiecuję. - Odpowiedziałam pewna swoich słów, chociaż jak to ludzie mówią, "trzymałam za plecami skrzyżowane palce". Na szczęście lisica tego nie wyczuła, ale i tak widziałam na jej pyszczku zakłopotanie i wiedziałam, że gdyby miała coś do gadania to najchętniej by mnie nie puściła, ale znała mnie. Wiedziała, że posiadam w sobie za dużo temperamentu i jestem zbyt uparta by jej ustąpić i ulegnąć jej słowom.
- Bądź ostrożna. - Powtórzyła widząc moją obojętność na jej prośbę. - Przecież wiesz, że nie dasz sobie rady z hyclami lub z dobermanem, który cię zaczepi. - Dodała pewna swoich słów, a ja skinęłam głową. Resztę śniadania zjadłyśmy przy milszej i spokojniejszej atmosferze. Rozmawiałyśmy o Future, dobrym przyjacielu Élise, który odwiedzał ją co jakiś czas, a ja mimo tego, że lisica upierała się, że nic między nimi się nie dzieje byłam przekonana, że "czuje do niego mięte". Obgadałyśmy również sprawy dotyczące moich nowych znajomości i bla, bla, bla. Sprawa była jasna, że w takim tempie zostanę samotniczką, odciętą od reszty psów i suczek. Kiedy skończyłyśmy śniadanie podziękowałam za to, że lisica je przygotowała, pożegnałam się z nią ciepło i wyszłam z jaskini prosząc by zajęła się nią pod moją nieobecność. Potem skierowałam w małą, leśną dróżkę, która miała mnie doprowadzić do jaskini Omegi, Alfy sfory. Mieszkałam na granicy sfory w niskich górach, a od kiedy zawitałam w te strony i dołączyłam do sfory nie miałam okazji by dojść do centrum. Teraz poznałam jakie ciężkie będzie wchodzenie pod górę gdy oswoję się z terenami (jeśli w ogóle zechce mi się to zrobić). Alfa mieszkała prawie, że w centrum sfory, a że sfora była duża pokonanie takiej odległości zabierało mi wiele czasu i kosztowała wiele wysiłku, chociaż większość drogi się schodziło. Kiedy wyszłam z lasu postanowiłam trochę odpocząć by nabrać więcej sił do wędrówki do miasta. Usiadłam sobie pod jednym z ostatnich drzew i oparłam łeb o pień od razu odczuwając przyjemne uczucie odpoczynku i wsłuchując się w śpiew ptaków. W końcu sama zaczęłam nucić ich melodię co najwyraźniej się im spodobało, bo zaczęły śpiewać głośniej. Dodałam do tego parę klepnięć o ziemię i o drzewo by nadać więcej rytmu, ale ze smutkiem spostrzegłam się, że muszę iść dalej, bo zbliża się południe. Pożegnałam się z ptakami, a te posmutniały i odleciały do lasu na inne drzewo. Ja za to byłam coraz bliżej jaskini Alf i nie mogłam się doczekać kiedy dane mi będzie wyruszyć znów w podróż, która ma na celu odszukanie mojej rodziny. Nie mogłam się doczekać kiedy znów ujrzę znajome twarze i będę mogła opowiedzieć co przeżyłam i uderzyć Killera przyjacielsko w ramię jak za starych czasów. Idąc przez tereny sfory napotkałam wiele psów, które jednak nie zwracały na mnie uwagi. To tylko ja oglądałam się za nimi i bacznie obserwowałam ich dalsze poczynania. Zdawałam się być tylko powietrzem... duchem, którego nikt nie widzi i nie chce widzieć. Jeden z psów szturchnął mnie nawet kiedy obok niego przechodziłam i nie wyczytałam z tego gestu zbyt dobrego nastawienia. Wreszcie kiedy skręciłam ujrzałam jaskinię Alf. Była duża. Większa od mojej. Przed nią leżała ruda suczka, Omega, która miała chyba właśnie chociaż trochę wolnego czasu od członków sfory i korzystała z odpoczynku, ale kiedy zauważyła, że zbliżam się w jej stronę od razu wstała i dumnie uniosła łeb. Ja zachowałam tą samą, dość spiętą postawę. Wreszcie suczka uśmiechnęła się do mnie by trochę rozluźnić atmosferę i zaczęła:
- Witam, co cię do mnie sprowadza?
- Chciałabym pozwolenie na opuszczenia na jakiś czas terenów sfory.
Wtedy uśmiech znikł z jej pyszczka szybciej niż zdążył się pojawić, a jego miejsce zastąpiła śmiertelna powaga.
- Można wiedzieć w jakim celu? - Spytała zachowując spokój.
- A co to? Komisariat? - Spytałam z ironią, ale zostałam tylko skarcona wzrokiem. - Chcę odszukać rodzinę. Wiem, że jest gdzieś w mieście i chciałabym uzyskać pozwolenie. - Dodałam, a Omega skinęła głową.
- A więc, dobrze. - Odparła, ale domyślałam się, że nie za bardzo przypadł jej do gustu mój pomysł. Ja również skinęłam głową, a suczka dała mi znak, że mogę odejść. Tak też zrobiłam. Odeszłam szybkim krokiem z uniesionym łbem co dodawało mi pewnie więcej powagi i dumy, niż kiedy szłam przygnębiona. Teraz pozostało tylko iść prosto i ominąć jezioro lub przepłynąć przez nie. Brr... na samą myśl o wodzie przechodził mnie dreszcz. Nie za bardzo przepadałam za wodą. Może dlatego, że nie za bardzo umiałam pływać? Pff... "nie za bardzo" to za mało powiedziane. Tylko, że przejście jeziora zajęłoby mi cały lub połowę dnia, a przepłynięcie przez nie zaledwie piętnaście minut. Przygryzłam dolną wargę jak zawsze kiedy się denerwowałam i nie wiedziałam co zrobić. Czas był wtedy dla mnie jak pieniądz i liczyła się każda sekunda. Élise mówiła żebym została, ale ja i tak upierałam się przy znalezieniu rodziny która prawdopodobnie znów wyprowadziła się do Włoszech. Wtedy jednak kierowała mną determinacja i wola walki. Wtedy miałam wrażenie, że nawet jeśli by wylecieli to ja poleciałabym do Włoch za nimi. Tak ich kochałam i tak za nimi tęskniłam, chociaż spostrzegłam się kiedy wychodziłam z jaskini, że rodzinę mam też tu. Élise się o mnie troszczyła, była istnym aniołem i mimo tego, że była bardzo młoda czasem byłam przekonana, że powinnam brać z niej przykład. Wreszcie stanęłam na brzegu jeziora. Było tak mroczne i nieprzyjazne, że przez chwilę się wzdrygnęłam i nie wiedziałam co uczynić.
- Jena, przecież dasz radę. - Pokrzepiłam siebie w duchu, ale i tak najchętniej obeszłabym jezioro na około i oszczędziła sobie nerwów. Frustracja... czułam wtedy sam gniew mieszany z niezaspokojeniem potrzeby. To jeszcze bardziej mnie zdeterminowało i dało większą siłę do walki. Spojrzałam w ciemną taflę jeziora jakbym rzucała mu wyzwanie, a potem bez dłuższego wahania zebrałam się w sobie i poczyniłam pierwsze kroki. Wchodziłam coraz głębiej i głębiej prawie automatycznie unosząc łeb do góry i oddychając coraz głębiej i nerwowo. Wreszcie odbiłam się tylnymi łapami od piaszczystego dna i zaczęłam nimi przebierać jak to uczył mnie kiedyś ojciec kiedy pojechaliśmy nad rzekę by się wybiegać. Przebierałam łapami coraz szybciej i coraz wyżej unosiłam się nad wodę co chociaż trochę mnie uspokoiło. Miałam już wrażenie, że mam szansę wygrać tę walkę, ale wciąż miałam wątpliwości czy zdołam utrzymać się na wodzie przez ten kawał drogi. W pewnym momencie zapadłam się pod wodę mając wrażenie, że to koniec i, że zginę w tak żałosny sposób z niedokończoną sprawą. Znów zaczęłam machać łapami na wszystkie strony i było to tak szybkie i rozpaczliwe, że trudno było się nade mną nie ulitować.

C.D.N

Od Jeny "Ritorno"

"Dzień po dniu,
Jak w szklanym akwarium zamknięci tu,
Pełni wątpliwości pytań o klucz,
Wciąż szukamy prawdy pytając, czy już opuścił nas Bóg."

Cisza... pragnęłam jej już od kiedy posmakowałam zła tego świata. Przebudzałam się wieczorem licząc na to, że kiedy się obudzę znów będę leżała w swoim kojcu przy, którym będzie leżała mała, pomarańczowa miska z różowym napisem "Jena". Zawsze w takich chwilach ściskałam swój mały łańcuszek, który leżał bezwładnie na mojej klatce piersiowej. Dzisiejszej nocy znów nie mogłam zasnąć i wpatrywałam się bezcelowo w wysoki sufit mojej jaskini. Było zbyt ciemno bym mogła coś na nim ujrzeć, ale mimo to wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana, jak w jakimś śnie w, którym moje oczy odmówiły mi posłuszeństwa. Przymrużyłam oczy i wyciągnęłam łapę do sufitu, chociaż dzielił mnie od niego jeszcze niecały metr. Nie wiem czemu... tak jakoś zdecydowałam. Nagle usłyszałam wyraźne odchrząknięcie dochodzące z dworu gdzie panowała burza i lał deszcz. Od razu odwróciłam łeb w tamtą stronę i ujrzałam przemokniętą Élise. Była to młoda lisia, która darzyła mnie pewnym rodzajem sympatii od kiedy udało mi się ją znaleźć i uratować z potrzasku zastawionego przez kłusowników. Od tego czasu byłyśmy praktycznie nierozłączne, chociaż ja nie napawałam do niej na początku za wielką ufnością. Kiedy zobaczyłam Élise w progu swojej jaskini serce mi stanęło, a kiedy znów zaczęło bić przybrało szybsze tępo. Od razu wstałam, a raczej podskoczyłam i podbiegłam do lisicy, która wyglądała z oklapniętym futerkiem jak rudy mop. Wciągnęłam ją do jaskini za nim ta zdążyła coś powiedzieć, chociaż na początku wyraźnie chciałam zaprotestować. Cała woda ściekła z niej na skórę jelenia, która leżała na samym środku mojej dużej jaskini i wypełniała, chociaż trochę mojej podłogi. Kiedy Élise przestała już drżeć i ociekać wody usiadła już bardziej spokojna na ziemi i wbiła we mnie dość niepewne spojrzenie.
- Co się stało? - Spytałam starając się zachować spokój i pomijając fakt, że lisica przychodzi do mnie w środku nocy.
- Moja nora się zalała i prawie, że utknęłam pod ziemią kiedy ta zwaliła się na mnie. - Zaczęła nadal drżącym głosem. - Miałam nadzieję, że mi pomożesz. - Dodała bojąc się mojej reakcji, ale ja zamiast się złościć przytuliłam się do niej, a resztki wody na jej futerku przeszły na mnie.
- Nie martw się, pomogę Ci znaleźć inny dom, ale za nim to zrobię będziesz mogła u mnie mieszkać jak długo tylko chcesz. - Odparłam nadal przytulając się do Élise, ale kiedy już się odkleiłam rozejrzałam się bacznie po jaskini i usłyszałam silny grzmot gdzieś niedaleko.
- Jutro pójdę do miasta i zwinę trochę kiełbasy od rzeźnika... - Powiedziałam cicho wpatrzona w ulewę panującą wciąż na dworze.
- Czemu nie polujesz? Przecież tak dużo tu zwierzyny... No, a ty wciąż kradniesz. - Odpowiedziała dość nieśmiało Élise po czym spuściła łeb zawstydzona, że znów się mnie o to spytała. Ja tylko westchnęłam ciężko.
- Élise - Zaczęłam. - Kiełbasa jest lepsza niż jakiś tam jeleń czy zając i nie kosztuje mnie większego wysiłku. - Wytłumaczyłam jej spokojnie.
Lisica kiwnęła łbem na znak, że rozumie i nadal patrzyła się w podłogę. Skłamałam. Polowałam raczej rzadko i przychodziło mi to z trudem. Zdecydowanie łatwiej było mi kraść, niż bawić się w gonitwy. Nie miałam ochoty zwierzać się przez lisicą z swoich błędów, które zdążyłam popełnić. Kradzież to jedyna rzecz z, której żyję i gdybym tego nie umiała to chybabym już dawno leżała w jednym z rynsztoków z rozerwaną krtanią. Élise nie pytając już i bez cienia podejrzeń położyła się na skórze i zamknęła natychmiast powieki.
- Dobranoc. - Szepnęła, a ja przykryłam ją drugą skórą.
- Dobranoc. - Odpowiedziałam jej trochę głośniej i uśmiechnęłam się sama do siebie jakbym chciała podnieść się na duchu i powiedzieć, że gorzej być nie może. W tej chwili obiecałam sobie, że będę chronić Élise i nie dam jej nikomu ani niczemu skrzywdzić. Była moim jedynym wsparciem w tym zimnym świecie. Élise była jeszcze bardzo młoda... Miała dopiero rok i parę miesięcy, a matka zostawiła ją kiedy dowiedziała się, że ma problemy ze wzrokiem. Czasem po prostu lisica wychodziła z jaskini i obijała się o każdy napotkany kamień, ale ostatnio jest z nią lepiej... Kiedy przyszła do mnie wieczorem, bałam się... bałam się, że znów zanikł jej wzrok i po prostu wyszła z nory na ślepo i po znajomym zapachu doszła do mojej jaskini. Czasem słyszałam jak płacze przez sen. Pewnie miała gorzej ode mnie, chociaż trudno mi to przyznać, bo strasznie cierpię gdy tylko próbuję przypomnieć sobie matkę, której nie zdążyłam do końca poznać. Czego w tej chwili chciałam? Zemsty? Nie. Chciałam normalnego życia bez strachu. Tak, chciałam powrotu do domu. Chciałam znów zobaczyć Killer'a i uścisnąć go. Podniosłam łeb do góry i usiadłam w progu jaskini dumnie wpatrując się w deszcz, który przecinał powietrze. Przygryzłam lekko dolną "wargę" i strzeliłam oczami do tyłu patrząc na Élise, która już śniła i właśnie przewróciła się na bok. Westchnęłam cicho i przeniosłam wzrok na zamazany krajobraz, który rozpływał się w deszczu. Wreszcie sama się położyłam kładąc łeb na przednich łapach i pociągnęłam nosem. Powoli zsunęłam powieki i zamknęłam oczy oddając się snu.

~~~~

Obudziłam się na mglistej i szarej polanie gdzieś w środku lasu. Leżałam w gęstej mgle, a gdy otworzyłam oczy ujrzałam tylko wysokie źdźbła trawy. Zastanawiałam się czy nadal leżeć czy odważyć się wstać... Wybrałam drugie. Wstałam ostrożnie badając spojrzeniem całą polanę dookoła. Nie wyglądała na przyjazną, a czarna sylwetka na horyzoncie wzbudziła we mnie niepewność.
- Jest tu ktoś?! - Spytałam wciąż wpatrując się w zjawę, ale odpowiedziało mi tylko głuche echo mojego głosu. W głowie krążyło mi wiele, pesymistycznych myśli, które zaczęły mnie przerażać. Po co ja wstawałam? Może żeby coś sobie udowodnić. Pff... Jeszcze nigdy nie musiałam. Nagle zjawa poruszyła się, a potem zrobiła kolejny i kolejny krok, aż wreszcie zaczęła się do mnie zbliżać i przyspieszać. Ja za to ruszyłam pędem uciekając przed tym potworem, który wydawał się być cały czarny i nie posiadać oczu. Sylwetka za to była bardzo znajoma. Na pewno był to wilk. Czarny wilk. Odwracałam się tylko chwilami by sprawdzić czy jeszcze mnie goni czy może już odpuścił. Wyglądał jak cień... cień, który przemieszczał się coraz szybciej i przenikał przez drzewa. Nagle zniknął. Znałam taką sztuczkę więc zatrzymałam się by nie zostać zaskoczona... Nie przewidziałam jednego. Przewróciłam się, ale nie poczułam ciężaru. Ujrzałam tylko czarną postać przytrzymującą mnie lekko swoimi mglistymi, czarnymi łapami.
- Tego się nie spodziewałaś, prawda? - Spytał szyderczym, grubym tonem nie podobnym do żadnego zwierzęcia.
- Bzdura. - Odparłam pewna siebie po czym odepchnęłam wilka tylnymi łapami, a ten odleciał o metr ode mnie. Mimo to znów się zaśmiał, ale tym razem był to bardziej przerażający śmiech z, którego można było wyczytać, że ma coś jeszcze w zanadrzu. Stanął na dwóch, tylnych łapach i rozłożył łapy, a wnet przybrał ludzką postać. Również mglistą i czarną.
- A tego? - Spytał zadowolony z siebie.
- Muszę przyznać, że nie. - Wydukałam, chociaż starałam się zachować powagę i wstrzymać strach. Wtedy to człowiek skoczył na mnie, a ja zacisnęłam powieki i zasłoniłam swój pysk łapą.

~~~~

Obudziłam się... znów ujrzałam drzewa i góry, a deszcz przestał już padać i tylko ociekał z sufitu mojej jaskini dając mi znak, że pora aby wyjść. Słońce wzeszło już na niebo i nieśmiało oświecało mój pyszczek swoimi promieniami. Powoli podniosłam się i przeciągnęłam, a potem nie wiadomo czemu zaczęłam rozmyślać nad krótkim, ale znaczącym snem, który był w tej chwili dla mnie koszmarem. Spojrzałam się do tyłu i ujrzałam Élise, która szykowała już dla nas śniadanie. Wyciągnęła z mojej spiżarni trochę mięsa sarny i podzieliła je na części i położyła po równo jak to zawsze robiłam ja kiedy budziłam się wcześnie. Na końcu naśladując moje zachowanie przełożyła na moją stronę jeden ze swoich kawałków i uśmiechnęła się do mnie szeroko. Ja odpowiedziałam jej tym samym i usiadłam wraz z nią. Chciałam oddać jej kawałek, który przed chwilą mi ofiarowała, ale ona dotknęła tylko swoją łapką mojej i znów się uśmiechnęła bez słów. Ja również tak robiłam kiedy Élise zaczęła protestować i wykłócać się o jeden kawałek, który sobie odmówiłam i dałam jej.
- Jak minęła noc? - Zmieniłam temat.
- Dobrze. - Odparła.
- To dobrze, pytam się bo mam obawy, że skóra była dla ciebie zbyt twarda.
- Nie martw się, nie będę narzekać. - Odpowiedziała ciepło. Nastała cisza, której tak nienawidziłam. Następowała ona wtedy kiedy osoby nie wiedziały co powiedzieć ani jaki zacząć temat.
- Wiesz, Élise... Długo nad tym myślałam i zdecydowałam, że znów podejmę próbę poszukiwań swojej rodziny. - Zmieniłam temat lekko zmieszana. - Znów chcę się udać do miasta. - Wytłumaczyłam, a lisica spoważniała i przełknęła głośno kawałek mięsa.

Nowa Suczka - Jena!





Imię: Jena Fortis la Duca
Pseudonim: Jest co skracać, prawda? No, ale nie rozpisujmy się zbytnio. Jena nie za bardzo przepada za swoim długim nazwiskiem, więc nawet lubi gdy ktoś je trochę skróci. Mów do niej po prostu Jena, a będzie dobrze. A! Pamiętaj, że istnieją pewne granice...
Płeć: Suczka
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Szpieg, to chyba będzie najodpowiedniejsze.
Charakter: Jena Fortis la Duca to wyjątkowo zaborcza i uparta suczka, być może najbardziej uparta jaką będzie Ci dane zobaczyć lub poznać. Jak coś sobie już postanowi to nie da się tak łatwo zbić z tropu, a kiedy będziesz już próbował się do tego zabrać to stanie się jeszcze bardziej nieznośna i przyczepi się swojej teorii na zawsze! Trudno jej wpajać swoje prawdy, bo czasem ma się nawet znaczenie, że ona nie słucha i jest w swoim świecie gdzie nikt poza nią nie ma dostępu. Jednak nie dążę do tego, że jest agresywna i od razu niewychowana! Naturalnie, jest suczką miłą i otwartą, ale nie przesadzajmy. Nienawidzi gdy znajdzie się taki "ktoś" kto zacznie ją wyzywać i pomyśli sobie, że jak zadarł z suczką to ona nie będzie miała na tyle siły by oddać. Już nie jeden ryczał gdy Jena pokazała swoje pazurki. No, albo w przeciwnym kierunku. Nie za bardzo przepada za tym gdy ktoś prawi jej komplementy, które zazwyczaj są fałszywe. Rozpozna lizusa i flirciarza na kilometr, więc jeśli masz zamiar się z niej trochę ponabijać to proszę zmienić kierunek. Czasem bywa arogancka i kiedy jej się coś nie podoba musi wyrazić swoje zdanie, chociaż wie, że może przez to wpaść w niezłe tarapaty. W towarzystwie obcych jest zawsze ostrożna i trzyma innych na pewnym dystansie. Mimo młodego wieku poznała się już na psach i wie, że niektórzy potrafią być niebezpieczni. Jena ma wyjątkowo twardy charakter, a w parze z nim idzie oczywiście brak elastyczności. Zmiany nie idą jej tak łatwo. W jej towarzystwie radzę uważać na cenne przedmioty, bo Jena to taka sroka. Wszystko co się błyszczy wywołuje w niej pragnienie posiadania tego przedmiotu. Należy do suczek obdarzonych wielką inteligencją i siłą psychiczną. Walczy słowami niczym szpadą. Przyjaźnie zawiera dość szybko, ale żeby Ci zaufała musisz jej to udowodnić. Nie musi być to jakiś wielki czyn... jakiś mały, codzienny. Jest suczką czułą, a nawet współczującą. Troszczy się o każdego... może trochę tego nie widać, ale to prawda. Każdy członek sfory jest dla niej ważny. Umie się cicho przemieszczać i bezszelestnie biec gdy tylko tego trzeba. Może dlatego została szpiegiem? Może... Trzeba również dodać, że szybko odnajduje się w dużej grupie i dość szybko umie stać się jej liderem, ale oczywiście szanuje wyżej postawionych. Alfy, Bety, Gammy i inne wyżej postawione psy traktuje, a przynajmniej stara się traktować należycie, ale nie należy do lizusów. Gardzi nimi. Posiada pewien rodzaj temperamentu i coś w rodzaju odwagi. Tak, jest bardzo waleczna, a gdy coś sobie wymyśli to będzie o to walczyć. Szczególnie lubi towarzystwo ludzi, bardziej niż psów. Może to dlatego, że się z nimi wychowała...?
Umiejętności: Przede wszystkim to doskonały, psi złodziej, ale niestety nie mogę użyć tu słowa "perfekcyjny" bo według Codice złodziei...eh... Perfekcji nie da się osiągnąć po paru latach, bo ćwiczy się nią przez całe życie. Jena tego się właśnie trzyma i dąży to tak zwanej "perfekcji". Jak na złodzieja przystało Jena jest bardzo szybka i zwinna, a także umie się bardzo dobrze wspinać. Jedyna komenda jaką umie to: "Weź to!". Jej właściciel zawsze wpuszczał ją przez okno i pokazywał palcem co ma zabrać, ale już po paru miesiącach Jena sama doskonale wiedziała co ma jakąś wartość. Bardzo dobrze idzie jej także skakanie. Skacze bardzo wysoko, ale to tylko dla własnych korzyści. Nigdy jakoś nie marzyło jej się wystartowanie w zawodach...
Partnerstwo: Najpopularniejsze: "Kto pokocha taką suczkę jak ona?".
Spokrewnieni: W pamięci zapadł jej tylko ojciec Giovanni i brat Killer... resztę wymazał jej z pamięci czas.
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Najzwyczajniejszy w świecie kundel...
  • Maść: Ruda z Białym
  • Sylwetka: Jena odziedziczyła większość wyglądu po ojcu. Jest dość umięśnioną suczką o długich łapach, które ułatwiają jej szybkie nabieranie prędkości pod czas biegu. Łapy są lekko umięśnione, a pazury na ich końcu są lekko białe. Jena posiada długi i chudy ogon z bardzo krótką sierścią. Nie ma może, aż tak potężnej sylwetki jak ojciec, ale i tak można ją zaliczyć do tych bardziej zwinnych i umięśnionych suczek? Jest przecież tylko mieszańcem tej rasy. Ba dość długie uszy i raczej stojące, ale czasem oklapłe. Posiada średniej wielkości nos o czarnej barwie. Jej oczy są jakiegoś odcienia brązowego i są raczej nietypowe. To chyba wszystko...
  • Znaki szczególne: Jena sama w sobie jest szczególna, ale najszczególniejsze w niej jest chyba to, że ma w prawym uchu złote kółko, które wbił jej poprzedni właściciel, który był bandytą.
Historia: Jena urodziła się w bogatym i porządnym domu gdzie mieszkał pewien Włoch razem z swoją nastoletnią córką i o cztery lata od niej starszym synem o imieniu Leonardo. Jena była jedyną suczką z miotu i posiadała, aż czterech braci, którzy mimo wszystko traktowali Jenę jak równą sobie. Wszystkie szczeniaki dorastały pod skrzydłami ojca, ponieważ matka parę tygodni po porodzie została potrącona przez ciężarówkę na jednym ze spacerów, gdy nie została dopilnowana. Claudia, córka Włocha, zniosła to najbardziej, ale już po krótkim czasie równie pokochała Jenę. Jako jedyna z rodzeństwa suczka dostała długie nazwisko. Była z tego dumna. Kiedy szczeniaki skończyły trzy miesiące stały się wprost do niezniesienia. Killer, najstarszy z rodzeństwa był "hersztem" całej bandy i ulubieńcem Leonarda, który nadał mu takie imię ze względu na to, że posiadał największą siłę. Pewnego dnia pod dom Włocha przyjechała policja. Bez słowa zgarnęła Leonarda, który miał wtedy dziewiętnaście lat. Z tego co pod słyszała Jena, chodziło o jakiś napad na jubilera, który był zaraz za rogiem. Leonardo spędził w więzieniu tylko cztery miesiące, ponieważ jubiler był bardzo dobrym przyjacielem rodziny Włocha i nie chciał by młody chłopak "schrzanił" sobie życie. Leon wrócił do domu, ale nie został ciepło powitany. Killer, Nero, Rodrigo, Ducio, a także Jena nie spodziewali się, że już za niedługo ich życie ma się zmienić. Wieczorem Leonardo pokłócił się z ojcem i doszło do poważnej szarpaniny. Chłopak popchnął ojca na ścianę. Na szczęście sąsiad, który usłyszał przekleństwa i dźwięk bitych naczyń zareagował, a kiedy wszedł do domu Włocha zauważył tylko Leonarda i jego ojca, który leżał nieprzytomny na ziemi w kałuży krwi. Od razu zadzwonił po karetkę i policję, ale za nim wszyscy przyjechali Leonardo założył smycze Killer'owi i Jenie po czym uciekł z domu idąc w stronę jakiejś ulicy, której Jena nie znała. Tam przywitała ich piątka obcych ludzi. Jena miała wtedy zaledwie rok... Okazało się, że to przestępcy. Zaczęli szkolić Killer'a i Jenę do kradzieży i wyuczyli ich jakie rzeczy powinni kraść. Przeprowadzili masę włamań w, których zawsze ginęło złoto, srebro i inne wartościowe rzeczy. Po paru dniach do Leona doszły słuchy, że jego ojciec jest w śpiączce, a lekarze walczą o jego życie. Nie przejął się tym zbytnio. Pewnego dnia gdy Leonardo wpuścił przez okno jednego z domów Jenę włączył się alarm i przyjechała policja. Zaczęli gonić złodziei, a kiedy byli już blisko Leonardo rozkazał Jenie pobiec w drugą stronę by zmylić policję. Dwuletnia już suczka posłuchała i uciekła w las. Dalej chyba możecie sobie sami dopisać... Spotkała Omegę, ona ją przyjęła do sfory i wszystko było fajnie.
Kieruje: JULKAR

sobota, 25 lipca 2015

Nowy Pies - Altair!





Imię: Altaïr ibn La-Ahad
Pseudonim: (Imię Altaïr można tłumaczyć jako "ptak",ale często można spotkać się z formą "orzeł" czy "jastrząb" i "sokół",nazwisko zaś można tłumaczyć jako "Syn Nikogo" .) Altaïr? Altaïr należy do psów, które cenią sobie swoje imię i nie tolerują jego skracania, ale jeśli Ci, aż tak zależy to mogę powiedzieć, że często zdarza się przezwisko Al lub Ahad, a u wrogów znany jest jako انتقام ( nieszczęście, katastrofa, zemsta). Mam nadzieję, że to wystarczy.
Płeć: Pies
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Morderca.
Charakter: Altaïr to... pies budzący kontrowersję. Jest raczej małomówny więc nawet jeśli siedziałbyś przy nim rok, albo dwa i tak byś się niczego nie dowiedział, ale za to on dowiedziałby się o Tobie wszystkiego. Ma żal do świata za to co go spotkało, chociaż stara się to ukrywać i maskować agresją i arogancją. Raczej nie potrzebuje do kogo "gęby otworzyć". Ma takie swoje, zwane "dwie strony". Raz jest spokojny, a za drugim razem agresywny i chamski. Jest już taką mieszanką drania, chama i romantyka. W towarzystwie suczek zawsze się zmienia. Jest szarmancki, romantyczny i potrafi nawet zachować się jak dżentelmen. Flirtowanie z suczkami sprawia mu samą przyjemność. Jednak z samcami jest zupełnie inaczej. Pilnuje swojego terytorium i trzyma innych na dużym dystansie. Jest sprytny, inteligentny, odważny i (bardzo) odmienny. Czasem bywa zbyt poważny, a uśmiech rzadko jest szczery, a jak już to niewidoczny dla normalnego oka. Ma trudny charakter, to fakt. Niezdolność do kompromisów i brak elastyczności często bywa dla innych uciążliwe. Z nim się nie pogodzisz. Zawsze musi mieć ostatnie słowo i z nim nie wygrasz. Mimo, że tego nie pokazuje to nie lubi gdy ktoś ma racje, bo to wtedy oznacza, że długie przemyślenia były na marne. Nie umie pogodzić się również z przegraną. Będzie walczył do końca, aż znów przyjdzie mu zająć dawne miejsce w randze zwycięzców. Należy raczej to spokojnych psów, cierpliwych, które trudno jest wytrącić z równowagi i sprawić by wpadły w furię. Altaïr już z samego spojrzenia doskonale umie wyczytać zamiary przeciwnika. Pod czas rozmowy zawsze jest pewny siebie i czasem może to nawet onieśmielać. Szacunek okazuje tylko wtedy kiedy wie, że dane stworzenie rzeczywiście jest mądrzejsze, jednak nie staje się wtedy uległy. Ma w sobie zbyt dużą chęć walki by "paść na kolana" przed pierwszym, lepszym mądralą. W tym psie drzewie prawdziwa dusza wojownika. W walce różni się od innych psów. Docenia własnego wroga, bo jego niedocenianie to samowolne przyznanie się do porażki. Doskonale wie jak jego przeciwnik może być silny i na ile sprytu go stać. Jeśli prosisz go po trzech dniach by został Twoim przyjacielem to robisz ogromny błąd. Coś jeszcze? A! Raczej odradzam pytania się o jego przeszłość. Został bardzo zraniony i mogą to potwierdzić blizny, zachowanie i jego częste uciekanie od tematu. Ten pies nigdy nie mitręży czasu, chociaż po jego stylu życie wielu może tak wnioskować. Szanuje każdą chwilę, a słowa wypowiedziane przez niego nie są rzucane na wiatr. Nie kłamie. Chyba, że jest do tego zmuszony i ma ku temu wyraźne powody. Lub chce po prostu kogoś chronić. Pozostawia swoje uczucia w tyle i często je chowa.
Umiejętności: Nie można powiedzieć, że jest psem "doskonałym".Potrafi wykonywać różne akrobacje typu salto, ukrywać się w tłumie i znikać bez najmniejszego śladu.Jest również mistrzem sztuki zabijania,chociaż tym nie lubi się za bardzo chwalić no chociaż przyznał/a byś po zobaczeniu go w akcji,że w tym nie ma lepszych.Posiada również jak samo jego imię mówi sokoli wzrok,a także doskonały słuch...niestety nie posiada typowego,psiego zmysłu węchu i nie czuje większości zapachów. Doskonale wspina się
na drzewa i jest bardzo doświadczony w walce,chociaż kolejną z jego wad jest to,że umie tylko nurkować...nie umie pływać.Jest również bardzo dobrym złodziejem,ale to już zupełnie inne historia.Może i nie jest stworzony do kradzieży,ale jedną rzecz którą robi w tym dobrze to właśnie zgarnianie łupów i zostawianie towarzyszy z niczym.Ta...a jak szybko biega.Potrafi mówić biegle w trzech językach...mówi po francusku,polsku i oczywiście arabsku,a trzeba dodać,że uczy się łaciny.
Partnerstwo: Powiedzmy, że szuka...
Spokrewnieni: Nikt nie przeżył
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Doberman
  • Maść:
  • Sylwetka: Silnie zbudowany o eleganckiej sylwetce. Jego budowa sprawia wrażenie kwadratowej, tak jak u każdego dobermana. Szyja trzymana jest prosto i wykazuje wiele szlachetności. Ten pies jest posiadaczem wysoko sadzonych uszu o dość długiej długości. Ma zwinny i obszerny chód,a kiedy biegnie wydaje wrażenie lecącego.Czasem lubi sobie nawet wyobrażać,że lata.Ma nawet długie łapy które pozwalają mu na taki szybki bieg i zwinne skoki.Jak każdy,a przynajmniej większość psów ma ogon.U niego jest to akurat długi i ostrzyżony,nieprzycięty ogon.Jego oczy przypominają swoim kształtem dwa migdały,a sam ich kolor jest dość nietypowy.Ma dość duży nos doskonale pasujący do pyska i koloru sierści
  • Znaki szczególne: Ma wiele ran i blizn ukrytych pod futrem.Wielkość i wygląd tych blizn i ran wskazuje na to,że były zadane przez kły i pazury zwierząt,a głównie psów.Na prawej,przedniej łapie ma ciągłą bliznę zaczynającą się od łokcia i kończącą się aż przy pazurze
Historia: "Urodziłem się na ulicy, w jednym z Arabskich miasteczek, które były odcięte od świata. Jedyne co trzymało tam ludzi były walki psów. Ostatni i najbardziej bezwzględny sposób zarabiania pieniędzy. Moim ojcem był tamtejszy champion, Abbasa. Wysoki doberman, który wzbudzał lęk w każdym psie, któremu przyszło z nim walczyć. Zawsze wygrywał i nigdy nie ponosił większych ran niż zadrapania czy siniaki. Moja matka była zwykłą suczką z ulicy, która pokochała mojego ojca i obserwowała każdą jego walkę i dopingowała mu gdy tego potrzebował. Kiedy zaszła w ciążę ludzie szybko się nią zainteresowali i zamknęli w klatce. Ludzie ustalili sobie kto bierze jakiego szczeniaka, bo szybko zorientowali się, że będą to szczeniaki z najlepszymi genami. Pewnej nocy May urodziła po cichu czwórkę szczeniaków. Nie chciała by jej potomstwo skończyło na walkach więc ukrywała je przez całe dwa miesiące, chociaż było bardzo trudno oszukać ludzi, którzy z zniecierpliwieniem oczekiwali szczeniaków. Kiedy staliśmy się bardziej samodzielni matka kazała nam uciekać i przecisnąć się przez drobne szpary w klatce. Z ciężkim sercem pożegnaliśmy się z matką i tak zaczęła się nasza nowa droga. Ja, Lajana, Isztar i Sombra. Przez całe trzy miesiące to ja zdobywałem pożywienie, bo byłem najsilniejszy. Kradłem lub wyciągałem ze śmietnika. Wreszcie w mieście okryłem się złą sławą. Wszyscy ludzie, którzy widzieli dobermana na ulicy wpadali w panikę. Nie było to już dla nas przyjazne miejsca. Pewnego dnia na naszej drodze stanął duży mieszaniec charta. Przedstawił się Al Mualim. Nie napawaliśmy do niego ufnością, ale nie mięliśmy wyjścia. Pies powiedział, że był dobrym przyjacielem ojca, który zginął wczoraj na walce, zabity przez jakiegoś innego psa. Dowiedzieliśmy się również, że nasza matka również została zabita dlatego, że ludzie po paru tygodniach zorientowali się, że ich oszukała. Nie było nam jednak żal. Al Mualim prowadził nas przez bezkresną pustynię, aż wreszcie dotarliśmy do jakiegoś małego domku na środku tego pustkowia. Wprowadził nas tam i wtedy ujrzeliśmy masę psów. Wszyscy znaleźli schronienie właśnie tam. Minął rok. Wszyscy mięliśmy na celu by być wolnymi, a każdy człowiek, który zapuszczał się tak daleko nie był zbyt miło traktowany. Co tydzień Al Mualim wysyłał grupę psów, które miały zdobywać jedzenie. W tej grupie byłem ja, Kirke i Chupa. Zawsze szliśmy tam połowę dnia, a kiedy nakradliśmy się wracaliśmy. Robiłem to rok, aż wreszcie zasłużenie zostałem dowódcą, ale marzyło mi się zostać Alfą. Tym razem zostałem wysłany sam. Al Mualim stwierdził, że jestem na tyle dobry, żeby sobie sam poradzić, ale kiedy wróciłem... domu nie było. Były jego palące się szczątki i ciała spalonych żywcem psów. Wbiegłem do środka i ujrzałem leżącą pod gruzami Kirke, a dalej Isztara i Sombrę. Tej nocy straciłem wszystko. Spędziłem ją na wyżalaniu się pustynnemu wiatrowi, ale po paru kilometrach upadłem i zasłaniając łapami pysk zacząłem płakać. Jak na zawołanie ujrzałem światła w ciemności i niewyraźne sylwetki ludzi. Podbiegli do mnie i bez delikatności chwycili mnie za przednią łapę i wykręcili ją po czym zastygli w zdumieniu. Na drugi dzień zostałem sprzedany na walki. Byłem dobry. Jak ojciec. Minął kolejny rok, a Ramon ścigany przez tak zwaną "policję" musiał uciec z kraju. Wziął tylko mnie i po kryjomu udał się na lotnisko. Nie przeciągając już dłużej: Weszliśmy, samolot wylądował, szliśmy się przesiąść, ale ja zgubiłem się w tłumie i dotarłem tu..."
Kieruje: JULKAR

czwartek, 23 lipca 2015

Od Zentai C.D Katsuyuki/Ice

- Heh...w sumie. - uśmiechnęłam się lekko.
Poszliśmy dalej powoli, dotarliśmy do wodospadu. Napiłam się trochę wody, Ice także. Poszliśmy dalej. Szam na przodzie, ale zwolniłam. Ice i Katsu także zwolnili. Zatrzymałam się.
- Po co się zatrzymałaś? - zapytał Ice.
- Nie pytaj, tylko idź przede mną, Katsu też. - powiedziałam poważnie.
- Po co? - zdziwił się Katsuyuki.
- Bo... jak będę na przodzie, to będziecie się gapić na mój tyłek. - warknęłam lekko.
Oboje bez słowa przeszli przede mnie, i szliśmy dalej...
<Ice, Katsu? Brak weny ;-;>

Od Converse'a do Omegi

Obudziłem się dość wcześnie. Nie miałem ochoty uganiać się za zwierzętami, chociaż burczało mi w brzuchu. Pewnie i tak by mi uciekły. Postanowiłem zadowolić się owocami, przynajmniej na razie. Wtedy coś poruszyło się w krzakach. Zając. Jednym ruchem nadziałem go na pazury przedniej łapy. Czyli jednak będzie sycące śniadanie. Zjadałem go powoli, delektując się. Gdy zostały z niego same kości zaniosłem je go jaskini, w której obecnie przebywałem. Ku memu zdziwieniu ktoś tam był, dokładniej dwa psy. Na oko Rottweiler i Terier Irlandzki. Rozmawiali. Po głosie poznałem, że jedno z nich jest psem, a drugie suczką.
-Ym.. przepraszam. - zacząłem.
Odwrócili pyszczki w moją stronę. Jak zwykle ich spojrzenie powędrowało w miejsce, gdzie powinna być przednia łapa.
-Tak? - terier, który był jak się okazało samicą spojrzał na mnie pytająco.
-Wiecie, ja tu mieszkam. - uśmiechnąłem się lekko.
-Ale wiesz, że ta jaskinia jest na terenach sfory? - spytała.
-Sfory? Nie miałem pojęcia. - przyznałem.
-Jeżeli chcesz w niej zostać, musisz dołączyć. - odparła -A Tobie znajdziemy inny teren mieszkalny. - zwróciła się do psa.
Ten zamerdał ogonem wesoło.
-Nie mam nic przeciwko. - posłał jej szczery uśmiech -To niech najpierw on dołączy, a ja poczekam nad jeziorem. - odparł.
Zanim suka zdążyła odpowiedzieć jego już nie było.
-Więc co mam zrobić? - usiadłem.
-Skoro sprawę mieszkania mamy już z głowy, trzeba znaleźć dobre stanowisko dla Ciebie. -terierka zajęła miejsce na przeciw mnie.
-W polowaniach, obronie ani żadnych poważnych stanowiskach jestem raczej słaby.. - pokręciłem łbem -W ogóle jak mogłem zapomnieć? Jestem Converse. - przedstawiłem się.
-Omega.
Z jej tonu nie mogłem wyczuć żadnych emocji.
-A wracając do stanowisk.. Jest tu jakiś medyk, zielarz i tym podobne? - rzuciłem jej pytające spojrzenie.
-Na medyka trzeba zasłużyć, ale zielarzem możesz zostać. - mruknęła jakby się nad czymś zastanawiając.
-Dobrze, więc mógłbym zostać zielarzem?

Omego? c:

Nowy Pies - Converse!





Imię: Converse.
Pseudonim: Bardzo często wołają za nim "Niezdara" albo "Kaleka". Czasem poza wyżej wymienionymi przezwiskami słyszy "Con" albo "Vers". Istnieje też przezwisko wymyślone przez jego przyjaciółkę, a brzmi ono "Conny". Nienawidzi go, ale przymyka na to oko, bo "Nie ma co robić awantury o takie bzdury".
Płeć: Pies, chyba można się domyślić!
Wiek: 4 lata~
Stanowisko: Zielarz.. W końcu pies bez łapy nie nadaje się do żadnego porządnego zadania.. Chciałby w przyszłości zostać medykiem, jednak na to trzeba zasłużyć.
Charakter: Con.. pozornie wydaje się, że jak ktoś jest skrzywdzony przez życie zaczyna zamykać się w sobie, odcinać od świata i wszystkich, którzy próbują mu pomóc. I tu właśnie jest inaczej. Nasz trójnóg, bo nie czworonóg, jest zupełnie inny. Przede wszystkim otwarty i przyjacielski. Większego optymisty nie znajdziecie na tym świecie, we wszystkim potrafi dostrzec plusy i nie ma dni, w których uśmiech schodzi mu z pyszczka. Zawsze szczery, woli cierpieć przez prawdę niż być zadowolony w kłamstwie, chociaż swego smutku nikomu nie pokazuje. Czy można nazwać go wiernym? Owszem. Nigdy nie opuści swoich przyjaciół, choćby miał za nich stracić życie. Odważny? Bardzo! A tolerancyjny? Nie inaczej! Widząc, jak komuś przeszkadza jego obecność wycofuje się nie chcąc być nachalnym. Lubi siedzieć w towarzystwie, chociaż zdarzają się dni, w których woli spokojnie pomyśleć w samotności. Nie jest wielkim romantykiem, jednak potrafi nim być. Czy zachowuje się szarmancko? To już zależy, z kim się zadaje. Naturalnie dla suczek stara się zachowywać, jak dżentelmen, jednak czasem takowe samice nie lubią być tak traktowane. Wtedy jest "normalny". Można go nazwać dobrym przyjacielem? Moim skromnym zdaniem tak. Jest pozytywną osóbką. Czy jest opanowany, zachowuje powagę i spokój? Tak, ale czasem zamienia się w energicznego wariata. Czy powiem prawdę, gdy nazwę go kreatywnym? Zdecydowanie! Oprócz tego jest dość nie zwykły, zarówno z charakteru, jak i wyglądu.
Umiejętności: Niby nic szczególnego, jednak Con umie biegać, skakać, pływać.. Normalne czynności dla czworonoga. Dla niego jest to dużo większy wysiłek.
Partnerstwo: Conny nie jest kochliwy. Póki co nie wpadła mu do oka żadna suczka, a nawet, jakby się zakochał, nie będzie chciał jej marnować życia na kalekę. Bo komu potrzebny jest partner, którego trzeba bronić?
Spokrewnieni: Poza sforą nie ma już żywej duszy, na terenach również, póki nie ściągnie przyszywanej siostry Broken Heart.
Wygląd zewnętrzny:

  • Rasa: Zwykły, prawie nie wyróżniający się kundelek. Sylwetkę ma taką, jak Owczarek niemiecki, więc prawdopodobnie któreś z rodziców miało w sobie coś z tej rasy.
  • Maść: Con posiada umaszczenie zwane płowe z maską. Szata składa się z sierści podwójnej, z podszerstkiem. Włos okrywowy jest prosty, gęsty, twardy i mocno przylegający. Podszerstek obfity i miękki. Na głowie, przedniej stronie nóg i łapach włos dość krótki. Na szyi, zadzie, tylnych partiach nóg włos dłuższy, bardziej obfity i gęsty.
  • Sylwetka: Conny sylwetką przypomina Owczarka niemieckiego. Głowa jest proporcjonalna do wielkości tułowia, jej długość to około czterdzieści procent w kłębie. Sucha o umiarkowanej szerokości między uszami. Długość mózgoczaszki równa się około pięćdziesięciu procent całej długości głowy. Czaszka widziana z góry stopniowo i równomiernie zwęża się od uszu ku wierzchołkowi nosa. Czoło nieznaczne wypukłe ze słabo widoczną bruzdą. Kufa mocna, długa, sucha. Grzbiet nosa jest prosty o linii prawie równoległej do przedłużonej linii czoła. Policzki lekko zaokrąglone, nie wystające. Szczęki i żuchwa silnie rozwinięte. Wargi suche, dobrze przylegające. Uzębienie mocne i pełne. Zgryz nożycowy z dobrze przylegającymi do siebie siekaczami szczęki i żuchwy. Oczy są średniej wielkości w kształcie migdału, osadzone lekko skośnie, nie wyłupiaste, o barwie dostosowanej do umaszczenia, możliwie ciemne. Uszy średniej wielkości, wysoko osadzone, szersze u nasady, zakończone zaokrągleniem, z małżowiną skierowaną do przodu. A co do reszty.. Sama postawa wyprostowana, jeśli stoi. W przypadku chodzenia kuleje. Grzbiet lekko, niemal niewidocznie garbaty.Sylwetka wydłużona, ciało dobrze umięśnione. Jego wysokość wynosi pięćdziesiąt centymetrów, waży osiemnaście kilogramów.
  • Znaki szczególne: Chyba brak przedniej kończyny można uznać za szczególny..

Historia: Co ciekawe Con nie urodził się bez łapy. Jeszcze jako szczeniak wpadł pod koła samochodu. Los zadecydował, że łapa nie nadaje się do użytku. Amputowali mu ją. A dokładnie było to tak...
...dawno, dawno temu, bo aż cztery lata, urodził się mały, uroczy kundelek - Vers. Był ruchliwy i sprawiał dużo kłopotów, a samotnej matce trudno go było upilnować, w końcu ojciec uciekł po urodzeniu maluchów. Wszyscy wychowali się na ulicy. Gdy dorośli Elisabeth wraz z Angeline (siostry naszego Conny'ego) wyruszyły w poszukiwaniu ojca obiecując, że się na nim zemszczą za zostawienie. Następnego dnia Lia (matka) znalazła ciało jednej, ze swych córek - Angie (zdrobnienie od Angeline) . Popełniła samobójstwo. Lizzy (zdrobnienie od Elisabeth) nigdy nie odnaleziono. Wtedy Con dorósł intelektualnie. Nie reagował już tak nagle, stał się spokojny i wszyscy uważali go za opanowanego. Zyskał szacunek "na dzielni", był traktowany poważnie. Wraz z bratem postanowili uciec do lasu. Właśnie wtedy wydarzyła się tragedia. Było ciemno, a samochód jechał z wielką prędkością. Dave (brat) zginął na miejscu, Converse ledwo żywy został zawieziony do weterynarza, gdzie amputowali mu nogę. Później zawieźli go do schroniska. Nikt nie chciał kaleki. Pewnego dnia uciekł do lasu. Poznał tam suczkę będącą na skraju załamania nerwowego (zwaną Broken Heart) i pomógł jej. Stał się zarówno jej najlepszym przyjacielem, jak i przyszywanym bratem. W dniu, gdy obudził się, a w ich wspólnym tymczasowym mieszkanku znalazł kartkę zostawioną przez BH (można się domyślić czyje zdrobnienie) o treści "Ruszam w świat. Nie szukaj mnie, ja znajdę Ciebie ~BH' sam został w ich poprzedniej jaskini z myślą, że przyjaciółka kiedyś tu wróci. Pewnego dnia wracając z polowania w swej jaskini zastał Omegę - właścicielkę sfory Pack Loco Paws. Nie wiedział, że jest na terenach Pack'u. Miał do wyboru dołączyć, lub odejść. wybrał pierwszą opcję.
Kieruje: Zuza1470

wtorek, 21 lipca 2015

Od Katsuyuki'ego CD Zentaya/Ice

Zacząłem się śmiać zwalniając tak samo jak moi towarzysze. Oboje spojrzeli na mnie trochę zdziwieni.
-Co cię tak bawi?- spytała Zentaya.
-To wszystko, ta sytuacja...!- odparłem śmiejąc się dalej.
-Mogliśmy zginąć, to chyba nie jest śmieszne...- powiedział Ice.
-No pomyśl, z perspektywy czasu: idziemy na polowanie i nagle ktoś nam mówi, że będziemy ich obiadem!- parsknąłem.- Cóż za ironia!- dodałem podnosząc łeb ze śmiechem.

<?>

Od Zentai C.D Katsuyuki/Ice

- Chętnie. - uśmiechnęłam się.
Poszliśmy w trójkę do lasu. Ice chyba coś wywęszył.
- Masz coś? - zapytał Katsu.
- Chyba coś mam, ale nie umiem wyczuć co... - powiedział Ice.
- W każdym razie, prowadź. - uśmiechnęłam się lekko.
Ice chyba wyczuwał zapach coraz mocniej, gdy szliśmy. Trafiliśmy do jakiegoś ciemnego zakątka lasu. Rozejrzałam się nerwowo.
- Nie ma się co bać. - uśmiechnął się do mnie Katsu. Jednak uśmiech zszedł mu z pyska. - Dobra, możemy już zacząć się bać...
- Co robicie na moim terenie? - usłyszałam głos. Zza cienia wyszedł czarny wilk. - Nie powinno was tu być.
Cofnęłam się kilka kroków i natrafiłam na inne wilki. Zostaliśmy otoczeni. Czarny wilk, który był prawdopodobnie przywódcą całej watahy podszedł do nas i zaczął nas oglądać.
- Co ja widzę? Trzy psiaki, które mogłyby nam się przydać. Cóż, witajcie, czujcie się tu jak w domu, bo stąd nie uciekniecie...
Wilk się uśmiechnął.
- Jestem Shadow. - powiedział wilk. - Cała moja wataha czekała na taką wyżerkę... Od kilku tygodni nic nie jedliśmy.
Ice warknął na wilka i skoczył na niego, jednak ten go odepchnął i kilka wilków przytrzymało Ice'a.
Tego było za wiele. Wkurzyłam się. Cały rok na arenie walk pozwolił mi oszołomić kilka wilków, i wraz z Katsuyuki'm i Ice'm (nwm jak to napisać xd) uciekliśmy od nich...
<Katsu, Ice?>

niedziela, 19 lipca 2015

Od Katsuyuki'ego C.D. Zentaya/Ice

Spojrzałem na Ice'a, później na siebie i powiedziałem:
-A nic w sumie.- odparłem.
-Czyli nie przeszkadzam?- spytała chyba żeby się upewnić.
-Nie, nie. Nic z tych rzeczy.- zaprzeczyłem machając przecząco głową.
-Jak długo tu jesteś? Wcześniej cię nie spotkałem...- spytał Ice.
-No... prawdę mówiąc, przed sekundą dołączyłam.- przyznała Zentaya.
-Oprowadzić cię może w takim razie?- zaproponowałem.
-Nie trzeba. Mniej więcej już obejrzałam tereny.- powiedziała.- Ale dziękuję za propozycję.- dodała uśmiechając się. Puściłem jej oczko.
-Może zapolujemy?- zapytałem.

<?>

Od Zentai

Szłam codziennie, przynajmniej godzinę, szłam już tak 6 miesięcy...
"Nie poddawaj się, z pewnością gdzieś w pobliżu jest ta sfora!" - warknęłam do siebie w myślach.
Gdy byłam tak zajęta rozmyślaniem i dodawaniem sobie otuchy, przypadkiem potrąciłam jakiegoś psa. Wstałam, i pomogłam temu psu wstać. Pies okazał się być suczką rasy Terier Irlandzki.
- Bardzo przepraszam, zamyśliłam się. - powiedziałam lekko zawstydzona.
- Nic się nie stało. - odparła suczka. - Jestem Omega.
- Zentaya, miło mi. Omego, wiesz może czy gdzieś w pobliżu jest jakaś sfora? - spytałam.
- No cóż... Jesteś na terenach mojej sfory, Pack Loco Paws. - uśmiechnęła się.
- Oh... - zmieszałam się. - Cóż... to... to bardzo dobrze się składa! 6 miesięcy szukałam jakiejś sfory.
- Serdecznie witamy. - powiedziała z uśmiechem wymalowanym na pysku suczka.
- Dziękuję, Omego, z chęcią tu zostanę. - odwzajemniłam uśmiech.
Zaczęłam zwiedzać tereny, zobaczyłam jakieś jezioro, nad którym siedziały dwa psy. Chyba o czymś gadali. Podeszłam do nich, teraz zauważyłam, że jednym z nich był Rottveiler, a drugi to chyba jakiś mieszaniec, trochę podobny do Białego Owczarka Szwajcarskiego.
- O witaj, nowa jesteś? - spytał Rottveiler.
- Tak, jestem Zentaya, a wy?
- Jestem Ice. - uśmiechnął się mieszaniec podobny do Białego Owczarka Szwajcarskiego.
- A ja Katsuyuki, mów mi jednak Katsu, witaj w sforze, Zentayo. - powiedział wesoło Rottveiler.
- Dziękuję, że jesteście tacy mili. - uśmiechnęłam się i usiadłam obok psów. - Co teraz porabiacie?
<Katsu, Ice?>

Od Katsuyuki'ego CD Ajzis

Spojrzałem na suczkę.
-Może zaprowadzić cię do Omegi?- spytałem przekrzywiając głowę.
-Em... A może lepiej do alfy?- zasugerowała.
-Naczy... Omega jest u nas alfą. Tak się nazywa.- wyjaśniłem szybko.
-Aaaaaaa....- pokiwała głową ze zrozumieniem.- Jasne... to prowadź.- dodała z uśmiechem. Ruszyłem, a ona za mną. Po drodze cały czas rozmawialiśmy, w sumie o niczym konkretnym. W końcu znalazłem Omegę.
-Omego! Znalazłem pewną bardzo przyjemną suczkę na naszych terenach! Chce do nas dołączyć!- krzyknąłem już z daleka, na co Omega odwróciła głowę w naszą stronę. Przyspieszyłem zmieniając powolny chód w truchcik.



<Ajzis? A może Omega?>

Nowa Suczka - Zentaya!




Imię: Zentaya [Zentaja]
Pseudonim: Często mówią na nią Zenta, Zaya, Taya lub Aya, ale nie pogardzi nowymi ksywkami.
Płeć: Suczka
Wiek: 2,5 lat
Stanowisko: Wojowniczka
Charakter: Zentaya dzięki swojemu charakterkowi, gdy była na ulicy, zwali ją: "Niegrzeczna dziewczynka", "Zawzięta samica" lub czasem nawet "Agresorka". I w sumie taka była, zawzięta, agresywna, niegrzeczna, a czasem nawet zachowywała się jakby była samicą Alfa... Na ulicy w sumie była... Dobra, nieważne. Zenta nie zmieniła się bardzo, ale stała się nawet miła i lubi zdobywać nowe przyjaźnie. Dalej jest agresywna, ale w mniejszym stopniu i tylko dla tych psów, które są, lub były dla niej niemiłe. Jest bardzo pamiętliwa, więc lepiej jej nic złego nie robić. Z przyjaciółmi bawi się jak szczeniak, lubi także żartować. Ma też jedną mroczną tajemnicę dotyczącą jednego psa... ale to tajemnica. Nie zostanie na razie zdradzona... Cóż, mniejsza z tym. Zentai nie oszukasz, ma wbudowany jakby "6 zmysł", czyli wykrywanie kłamstw. Nawet Aya nie wie, jak to robi, po prostu wie, kiedy ktoś kłamie, a kiedy mówi prawdę. Jest trochę zwariowana i dowcipna. W swoim celu nie podda się nigdy, chyba, żeby zależało od tego kogoś życie. Ma szacunek do życia innych, i z pewnością nie zabiłaby nikogo, gdyby nie byłoby takiej potrzeby. Czy jest psychopatyczna? Trudno byłoby powiedzieć, Taya spotkała się z wieloma psychopatycznymi psami, większość na arenie, gdyby ona sama miałaby to powiedzieć, z pewnością by zaprzeczyła. Zaya nie sądzi, by była psychopatką... I chyba rzeczywiście nią nie jest, jakby ją porównać do takiego jednego psa na arenie walk, daleko jej do psychopatki. Zentaya strasznie nie lubi oceniać samą siebie, mówić o sobie czy coś w tym stylu, bo bardzo trudno jej o sobie mówić. Dosyć często jest ona nieprzewidywalna, może zachować się w sposób odwrotny do tego, co teraz jest tu opisane. Cóż jeszcze powiedzieć... Taya jest dyskretną, cichą, sunią. Można powierzyć jej tajemnice, będziecie w 100% pewni, że Zentaya ich nikomu nie zdradzi. Czy jest romantyczką? W sumie... czeka na swojego wybranka, ale nie chwali się tym tak bardzo, nie sądzi, że ktoś ją pokocha... Jak wcześniej było napisane, Zentaya lubi znajdować nowe przyjaźnie, jednakże ze względu na to, że jest tak bardziej samotniczką, jest nieśmiała w stosunku do nowo poznanych psów. Ufa tylko tym psom (suczkom także, pisząc "psom" mam na myśli gatunek, nie płeć) które zna dość dłużej, wtedy nie jest już taka nieśmiała, tylko stara się już być miła, żartuje przy nich i się śmieje. Jeśli poznasz ją bardziej, będzie cudowną suczką, nie ważne jak wygląda jej przyjaciel, bo przecież liczy się wnętrze, co nie?
Umiejętności: Na arenie nauczyła się walki, bardzo dobrze walczy. Przy okazji zna podstawowe umiejętności, by przetrwać, tak jak pływanie czy łowiectwo.
Partnerstwo: Zentaya skrycie marzy o partnerze, ale wie, że szanse są nikłe...
Spokrewnieni: Nie ma.
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Doberman
  • Maść: Czarny podpalany z rudym
  • Sylwetka: Zentaya jest raczej szczupłą suczką. Średnio umięśniona, nabrała trochę mięśni na arenie, gdzie siła psa była ważna. Ma oklapnięte uszy, ale obcięty ogon. Proporcje idealne do swojej rasy. Jej łapy są dość duże, poduszki miękkie, ale przez to, że większość życia spędziła na chodzeniu, trochę popękane. Sierść jest trochę sztywna, ale gładka i lśniąca (gdy Zentaya nie jest brudna...). Ma długie i szczupłe nogi. Ma 66 cm. w kłębie i waży mniej-więcej 34 kg.
  • Znaki szczególne: Hmm... na brzuchu ma bliznę, dużą, bo ma aż 10 cm, to blizna po walce z boxerem.
Historia: Zentaya urodziła się już na arenie, przez mistrzynię walk, Jessy. Jej matka była czekoladowa. Zentaya od najmniejszego ćwiczyła wraz z braćmi walkę, i była w tym niezła (tak, była jedyną suczką z miotu...). W wieku roku wystawili ją do walki z boxerem, zwanym Neon, mimo tego, że był od niej silniejszy, wygrała, a tą pierwszą walkę upamiętnia blizna na brzuchu, po podrapaniu. Jednak po kilku walkach poległa, gdy walczyła z innym dobermanem. Wywalili ją wtedy z areny na ulicę. Przez kolejny rok prowadziła tam spokojne życie, jedząc resztki ze śmietnika, i przyjaźniąc się z ulicznym gangiem. W końcu zdominowała tamte psy i była ich przywódczynią. Jednak gdy usłyszała od swojego zastępcy, że gdzieś w okolicy jest sfora, szybko zdecydowała się opuścić stanowisko przywódczyni tego gangu i postanowiła znaleźć tą sforę, by zacząć lepsze życie, nie jedząc tylko samych resztek ze śmietnika. Po dość długiej drodze, szła aż pół roku, była już wyćwiczona, nauczyła się pływać, polować i lepiej walczyć. Znalazła wreszcie jakiegoś psa i zapytała gdzie tu jest sfora. Pies, a raczej jak później się okazało suczka, powiedziała, że jest Alfą właśnie sfory Pack Loco Paws, i zapytała, czy chce dołączyć. Oczywiście, Zentaya się zgodziła i zaczął się nowy rozdział w jej życiu. Miejmy nadzieję, że będzie tu długo...
Kieruje: LotsDir 

Od Ajzis C.D. Katsuyuki

Odeszłam pare kroków i otrzepałam sierść z kurzu tak aby nie polecił na KItsu.
- Ja jestem Ajzis. -Powiedziałam i usiadła. - Ale możesz mi mówić Aris, mała zmiana w imieniu ale łatwiej się wymawia . -zaśmiałam się delikatnie.
-Jesteś z tąd? - zapytał.
Wtedy uświadomiłam sobie że właściwie to nie wiem gdzie jestem, więc zapytałam:
-Z tąd to znaczy z kąd?
Pies chwile pomyślał chyba nie zrozumiał mojego pytania dlatego troszkę je zmieniłam:
- Co to za miejsce?
- Tereny mojej sfory, no może nie mojej ale należę do niej. A ty z kąd jesteś?
- Z daleka. - powiedziałam tylko i wstałam miałam nadzieje że zaproponuje mi dołączenie do sfory.

Katsu?

Od Mangi do Ice'a

Szłam sobie przez las. W prawdzie dopiero jestem na terenach sfory parę godzin, ale jest coś w niej.... Niezwykłego. Moja przeszłość nie należy do bajecznych, ale cóż jak to mówią- Życie to nie bajka! Jak to bywa w moim zwyczaju rozmyślałam, marzyłam, aż tu nagle "wyrusł" przedemną pies o śmieżnobiałym umaszczeniu. Był szczupły jak na psa. Przyjrzałam się psu, a on mi. Był parę centymetrów wyższy odemnie, więc patrzył na mnie z góry i chyba mu to prypasowało. Zauważyłam, że pies nie ma zamiaru zacząć konwersacji.
- Cześć, Manga jestem- przedstwaiłam się nieśmiało, bo nie wiedziałam czego mam spodziewać się po psie.
< Ice? >

Nowa Suczka - Manga!





Imię: Manga
Pseudonim: Magi
Płeć: Suczka
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Opiekunka szczeniąt
Charakter: Manga.... Ah Manga... Jest to oryginalna i niepowtarzalna suczka. Odznacza się wielkim poczuciem humoru. Przy niej nie będziesz się nudzić. Podczas pierwszych spotkań jest nieśmiała i mało mówna, lecz jak poznasz ją lepiej buzia się nie zamyka. Manga jest oddana i wierna do końca. Nie nawidzi kłamstwa. Zawsze szczera do bólu. Umie zawalczyć o swoje. Magi jest waleczna. Zamierzone cele osiągnie. Bezinteresownie pomaga innym. Nie doświadczyła jeszcze uczucia zwanym miłość i na razie nie ma ochoty go poznawać. Jest niezależna. Lubi łazić swoimi drogami i bujać w obłokach.
Umiejętności: Szybko biega i dobrze skacze. Nigdy nie miała tak naprawdę pola do popisu, ale w suczce drzemie wielki potenciał. Pływanie to zdecydowanie mocna strona Mangi. Za to wspinaczka leży. Może kiedyś ją zdoła dopraciwać? Pożywienia zobaczymy!
Partnerstwo: Ona do miłości? Raczej niee...
Spokrewnieni: Nie znała rodziców...
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Golden Retriever
  • Maść: Biszkoptowa
  • Sylwetka: Głowa Proporcionalna do reszty ciała. Oczy ciekawie patrzą na świat, a nos jest czarny jak węgiel. Kark mocny nie do złamania. Tłów umięśniony. Ogon często "lata" z prawa do lewa. Łapy silne. Opuszki nie do zdarcia.
  • Znaki szczególne: Ona sama w sobie jest szczególna!
Historia: Siemka pieseły i człowieki! Kim ja jestem? Manga... Przynajmniej tak na mnie wołają. Urodziłam się w hodowli "Golden Rush". Byłam najsłabsza z 4 rodzeństwa. Rodziców nie znałam. Matka była championką, zresztą ojciec też. Rosłam pod słabą ręką człowieka. W wieku 1,5 roku uciekłam. Miałam wielu właścicieli po drodze, ale to zbyt długa i bolesna historia. Dlatego też nie mam zaufania do ludzi. Po wielu próbach, jakimś cudem dotarłam do sfory Pack Loco Paws. I zostałam w niej. Amen.
Kieruje: Arbuz :3

Od Golden'a do Omegi

Brnąłem przez ciemność, prowadzony tylko instynktem. Nie miałem pojęcia gdzie się znajduję - zapachy mieszały mi się w zmysłach, gęsty cień po słaniał krajobraz. Nic nie widziałem, mogłem polegać tylko na zmyśle dotyku - czułem grunt pod nogami, a to oznaczało, że jeszcze nie zapadłem się w pustkę.
Przestałem liczyć na nieudane próby odwrotu - jednak za każdym razem, gdy zmieniałem kierunek, oczom ukazywał się ten sam widok - CIEMNOŚĆ. Motałem się w tej wiecznej pułapce...ile? Czas przestał się liczyć. Nie miało to końca...i początku.
Wtedy gwałtowne uderzenie spowodowało równie szybką zmianę - ciemność rozrzedziła się, a kontury i kształty zaczęły wyraźnie rysować się w przestrzeni. Uniosłem uszy i zdałem sobie sprawę, że to nie była ciemność nocy - to była kolejna głupia halucynacja. Potrząsnąłem głową, aby pozbyć się ostatnich myśli. Wybrałem prawidłową ścieżkę, ciągnącą się jak srebrna wstęga pośrodku chaszczy i ruszyłem w stronę lasu. Tak, dokładnie. Sam. W nocy.Do lasu. WIELKIEGO CIEMNEGO LASU. Potrząsnąłem głową po raz kolejny, aż rude uszy zatrzepotały wokół głowy. Przez umysł przeszło mi parę drastycznych wersji mojej śmierci. Musiałem uspokoić moją wyobraźnię.
Wbiegłem na ścieżkę, topiąc się w florze. Głównie paprotki łaskotały moje podbrzusze, jednak wdepnąłem również w cierpnie. Pisnąłem i wydostałem się z kolczastej pułapki. Polizałem krwawiącą łapę. Rozejrzałem się po lesie. Kompletnie nie miałem pojęcia gdzie się znajduję i dokąd mam pójść. Chciałem tylko odejść...Daleko. Byłem głupi, jednak nie było odwrotu. Spojrzałem w głąb lasu, patrząc jak co dalszy rząd drzew, blednie i znika we mgle. Mimo uciążliwego bólu w łapach, spowodowany ciągłym biegiem, zmusiłem się do dalszej drogi. Chociaż ciemność zawadzała mi drogę, odnalazłem ścieżkę i ruszyłem wraz z nią. Długie i sękate gałęzie drzew niczym palce poruszane wiatrem nachylały się nisko nad moją głową, rzucając przerażające cienie. Chciałem je ignorować, ale nie byłem w stanie.
Nagle, przechodząc obok jednego z nich, usłyszałem głośne trzeszczenie. Rzuciłem szybkie spojrzenie na drzewo, które gwałtownie pękło, a jego konar niczym meteor zaczął lecieć na mnie. Moje oczy rozszerzyły się, jednak było za późno na unik. Skuliłem się w sobie, czekając na ból, jednak on nie nastał. Otworzyłem jedno oko, po czym drugie. Stres, ściskający moje mięśnie, powoli dał upust, a ja rozluźniłem się i spojrzałem w górę. Konar był, tam gdzie był. Nic nie spadło.
No nie...znowu to...
Pokręciłem głową i ruszyłem ścieżką, jak najszybciej. Kilka razy moje poduszki doznały solidnego uszczerbku, trąc się o złamane patyki czy kamienie. Ignorowałem ból i wciąż biegłem przed siebie jak głupi. Koniec końców, ścieżka miała gdzieś swój koniec. I właśnie on nastał.
Piaszczysta szeroka droga, z biegiem czasu zaczęła się zwężać, aż zmieniła się w polną wydeptaną ścieżkę, pnącą się przez wysokie trawy. Wyobraziłem sobie co tam może siedzieć...kleszcze, pająki...
Spróbowałem odnaleźć inną drogę, jednak tylko ta była na widoku. Westchnąłem i ruszyłem ścieżką. Mimo, że była prosta, często gubiłem ją w w zaroślach. Głuche hukanie sowy rozpraszało moje myśli. Co chwila słyszałem też szelesty traw, chociaż mógłbym również sądzić, że to tylko kolejna pułapka mózgowa.
I wtedy coś zaszeleściło - głośno i wyraźnie.
Zatrzymałem się, skostniały. Adrenalina pochłonęła moje mięśnie, byłem gotowy na działanie. Rozejrzałem się.
Moje zmysły wyczuły czyjąś obecność. Daleko na końcu ścieżki zamajaczył kształt, ale ja wyczułem go - to był pies.
Odetchnąłem w duchu. Jednak nie pozwoliłem zjeść się nadziei, że owy pies ma dobre zamiary.
- HEJ TY! - usłyszałem z daleka. Skupiłem wzrok na ciemnej postaci. Kiedy kontury się wyostrzyły zobaczyłem suczkę - ciemność nie pozwalała mi zlokalizować koloru, ani rasy. Była mniej więcej mojego wzrostu.
- Co tu robisz? - zapytała. Nie wyczułem w jej głosie wrogości, jednak przesadną stanowczość, która kazała mi trzymać język za zębami.
- Ja... Uciekam. Szukam...schronienia... - próbowałem dobrze dobrać słowa.
< Omega?>

Nowy Pies - Golden!





Imię: Golden
Pseudonim: Najczęściej używane to Goldie lub Kurczak.
Płeć: Pies
Wiek: 3.5 lat
Stanowisko: Donosiciel
Charakter: Golden to specyficzny pies. W każdej sytuacji potrafi zachować się inaczej. Najczęściej jednak przybiera maskę uprzejmego, opiekuńczego psa z nutką dobrego humoru. Często bzikuje, uwielbia się wygłupiać i rozśmieszać innych. Przy rówieśnikach często staje się błaznem, stara się robić wszystko aby rozśmieszyć towarzystwo. Przy młodszym pokoleniu, stara się wtopić w ich tłum, często sam zachowuje się jak szczeniak, co pochlebia młodszemu towarzystwu. On sam uwielbia dzieci, tak samo jak szczenięta uwielbiają jego towarzystwo. Przy osobach starszych zawsze zachowuje należyty im szacunek. Natomiast przy suczkach zmienia się w prawdziwego gentelmena. Uprzejmy, opiekuńczy... Zawsze szanuje ich zdanie, i nienawidzi stereotypów mówiących, że suczki są gorsze od psów.
Jednak jak każdy pies, ma swoje wady. Jest bardzo wrażliwy, każde słowo bierze sobie głęboko do serca. Łatwo doprowadzić go do rozpaczy lub złości. Nigdy nie wstydził się płakać - bo kto mówił, że chłopacy nie mogą płakać? Mają takie same prawo jak suczki.
Mimo swojej choroby, zawsze stara się zachować beztroskość ducha.
Umiejętności: Golden od samego swojego początku uwielbiał biegać. Jest w tym naprawdę dobry. Posiada też niezastąpiony słuch, i oczy sokoła. Jednak nie kręcą go zwykłe biegi przed siebie na płaskiej drodze. Kocha cross - bieg przez nierówny teren z przeszkodami. Przez pola, przez bagna... Nie ma nic piękniejszego.
Partnerstwo: Zakochany? Ugh... Goldie nigdy nie spotkał drugiej połówki. Co prawda, istnieje w nim coś takiego jak "zauroczenie" - osoba podoba mu się, jest nią "zauroczony", jednak nic poza tym. Może zmieni się to w zakochanie?
Spokrewnieni: Nie posiada rodziny w sforze. Co prawda był tu kiedyś jego przybrany brat - Carybuu.
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Border Collie
  • Maść: Lilac and White
  • Sylwetka: Golden to szczupły i mizerny pies. Nie licząc oczywiście mięśni na łapach, które sobie wyrobił przez liczne ćwiczenia na crossie. Z natury niski.
  • Znaki szczególne: Nie ma nic szczególnego. Oprócz tego, że ma chorobę genetyczną - cierpi na schizofrenię.
Historia: Sam nie wiem, jak znalazł się w domu człowieka. Byłem bardzo młody, a moje wspomnienia ograniczały się tego owego dnia, gdy zostałem przygarnięty przez młodą kobietę imieniem Ewelina. Dziewczyna wychowała mnie od szczenięcia. Miałem dobry dom. Kochałem swoją panią. Zawsze dawała mi luz, kiedy wychodziła z domu do pracy pozwalała mi chodzić luzem po mieście i okolicach. Jednak później... Objawiła się choroba. Okazało się, że mam uszkodzony mózg. Zacząłem zachowywać się dziwnie, objawiały mi się lęki przed zjawiskami , których wcześniej nie miałem. Widziałem różne dziwne rzeczy. Byłem w stanie obudzić się o pierwszej w nocy i szczekać w niebogłosy. Moją panią zaczęło to męczyć. Męczyły ją moje ciągłe pobudki. Okropnie cierpiałem przez tę chorobę. Nie byłem w stanie nigdy odpocząć. Sam męczyłem się bardziej niż moja pani. Ewelina zbyt mocno mnie kochała, aby mnie oddać do schroniska. Miałem częste wizyty u weterynarza, ale mimo wielu środków uspokajających, weterynarz zawsze powtarzał, że to genetyczne, i musi nauczyć się z tym żyć. Zdałem sobie sprawę, że nie mogę zostawić Eweliny z tym samej. To był mój problem, nie jej. Pewnej nocy, uciekłem z domu. Nie wiedziałem dokąd biegnę. Jednak po jakimś czasie, wpadłem na trop dzikiej sfory psów.
Kieruje: idaszajbe1006

piątek, 17 lipca 2015

Od Katsuyuki'ego C.D. Ajzis

Biegłem starając się złapać pszczołę, kiedy nagle z całej siły ktoś we mnie wbiegł. Wywaliłem się, a ta osoba na mnie.
-No i moją pszczołę diabli wzięli...!- warknąłem od razu, ale sam do siebie, miałem tendencję do myślenia na głos, co czasem było źle odbierane przez innych. Dopiero teraz ogarnąłem, że przede mną leży jakaś suczka. Przskrzywiłem głowę marszcząc czoło.
-Em... wybacz, że przeze mnie uciekła ci... pszczoła...- powiedziała trochę zmieszana i nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie ważne. To tylko pszczoła. Są takich miliardy.- odparłem uśmiechając się beztrosko.
-Ale... przed chwilą powiedziałeś...- zaczęła, ale przerwałem jej:
-Myślałem na głos. Mam skłonności do przesady. Nie przejmuj się tym.- machnąłem łapą lekceważąco.- Tak z innej paki, to jestem Katsuyuki. Mów mi Katsu.- powiedziałem uśmiechając się do niej przyjacielsko i machnąłem ogonem.


<Ajzis?>

czwartek, 16 lipca 2015

Od Katsuyuki'ego C.D. Omega

Machnąłem przyjaźnie ogonem i "uśmiechnąłem się" (tak - potrafię się uśmiechać).
-Dzięki za przyjęcie.- powiedziałem od razu.- Będziesz mnie chciała sprawdzić czy przetrenować, albo coś w ten deseń?- spytałem jeszcze.
-Em... chyba nie... Skąd taki pomysł?- przekrzywiła głowę.
-Nigdy nie byłem w sforze, nie wiem jak się powinienem zachowywać i co robić.- przyznałem pokazując białe kły w nieco głupkowatym uśmiechu zdradzającym mą szczerą dezorientację.
-Nie przejmuj się. Przywykniesz do tego.- zapewniła.
-Mówisz?- teraz to ja przekrzywiłem głowę na bok.
-Mówię.- potwierdziła.
-Skoro tak, to gites majonez.- podskoczyłem wesoło szczeknąwszy.- Oprowadzić się sam i w ogóle, czy co teraz powinni być?- spytałem entuzjastycznie.
-Pokażę ci tereny, trochę się poznamy i przydzielimy ci stanowisko. Okay?- zaproponowała.
-Nie będę narzekał. To chodźmy.- odparłem z wesołym uśmiechem, a mym słowom towarzyszyło machanie ogona.


<?>

Od Omegi C.D. Katsuyuki

- Jo... -odpowiedziałam pewnie.
- To... Co teraz? - spojrzał się na mnie pytająco.
- Hmm? Witamy w sforze? - przekrzywiłam pysk.
Pies spojrzał się na mnie zdezorientowany i chyba chciał się zaśmiać lecz coś go zatrzymało. Niepewnie się do niego uśmiechnęłam.
- No to... Tak - uniosłam na niego wzrok.

<Kastuyuki>

Od Katsuyuki'ego

Szedłem sobie wesoło jakimś laskiem. Słońce. Ciepełko. Lekki wiaterek. Trochę cienia dzięki drzewom. Ogólnie super. Żyć nie umierać. Szedłem sobie i szedłem, na nic nie zwracając uwagi i nuciłem pod nosem jakaś zabawną piosenkę, której tytułu nie pamiętałem. Przede mną rozpostarł się nagle sporawy spadek. Stałem na szczycie wielkiego wzgórza. Aż mi oczy zabłysły i automatycznie machnąłem radośnie ogonem. Rozejrzałem się za czymś płaskim. płaskim oczy rzucił mi się potężny kawałek kory. Od razu go capnąłem i wskoczyłem nań rzuzcając się na nim z górki jak na sankach.
-Woohoo!!!- zawyłem euforycznie machając zamaszyście ogonem. Było wręcz zarąbiście. Jednak nagle przede mną jak znikąd wychynął kamulec wielkości mojej głowy jeśli nie większy. Rzecz jasna kora rostrzaskała się o niego, a ja wyleciałem gwałtownie w powietrze.
-I believe I can fly! I believe I can touch the skay!- krzyknąłem "wywalając jęzor". Jednak wtedy gwałtownie zaryłem pyskiem w ziemię o mały włos nie odgryzając sobie języka. Oczywiście na kogoś wpadłem. I moja wielka morda przycisnęła kogoś do drzewa. Jakiegoś obcego psa. Suczkę dokładniej. Machnąłem przyjacielsko ogonem.
-Cześć przypadkowa osobo. Wybacz za...- tutaj chwilę się zastanowiłem - ...wbicie cię mordą w drzewo z zaskoczenia w ciebie wlatując.- dokończyłem uśmiechając się.- Tak w ogóle, to jestem Katsuyuki. Mów mi Katsu.- dodałem pokazując zęby w szerokim uśmiechu.
-A ja tutaj jestem Alfą...- odparła suczka przede mną trochę wciąż oszołomiona - ... i dotychczas nie przyszło mi się spotkać z latającym psem wielkości konia...- dokończyła. Podniosłem się i pomogłem owej "Alfie" wstać.
-Chętnie do was dołączę. Tłukę się tak bez celu od bardzo dawna. Znajdzie się tu miejsce dla takiego... latającego psa wielkości konia?- spytałem znów się szczerząc.


<Omego?>

Nowy Pies - Katsuyuki!






Imię: Katsuyuki
Pseudonim: Wszyscy mówią do niego Katsu, lecz zdarza się również (rzadziej, ale jednak) Yuki
Płeć: Pies
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Obrońca
Charakter: Katsuyuki to przede wszystkim bardzo mądry i bezgranicznie wierny pies. Nigdy się nie poddaje i walczy o swoje do końca, potrafi się postawić, jeśli ma poczucie niesprawiedliwości. Mimo przykrych wspomnień, jest bardzo energiczny, żywiołowy, bardzo towarzyski i zawsze wyciągnie pomocną łapę, trochę szalony i nieokrzesany, miewa swoje odpały i ma skłonności do bycia wręcz dziecinnym, ale kiedy trzeba, potrafi zachować powagę i wie gdzie jest granica. Chętnie pomaga, pociesza, zawsze służy radą i wsparciem, nie ma sytuacji, w której będzie drwił z drugiej osoby, jest empatyczny i czuły, trudno się od niego odczepić. Dodatkowo to współczujący pies o wielkim sercu, nienawidzi patrzeć na ból innych, zawsze głośno sprzeciwia się znęcaniu się, prześladowaniu czy dręczeniu, stawanie w obronie słabszych jest u niego instynktowne, bez względu na to, komu miałby się sprzeciwić. Jest bardzo honorowy, ale nie sztywny - nic z tych rzeczy. Swym zabawnym i wesołym nastawieniem przyciąga innych jak magnes, nie da się go nie lubić. To młody pies, więc czasem coś mu odbija, ale umie się ogarnąć. Na jego pysku prawie non stop gości przyjacielski uśmiech i zawsze jest chętny do zawarcia nowej znajomości.
Umiejętności: Nigdy nie uczono to sztuczek ani komend, jednak nauczył się być bezgranicznie oddany i posłuszny swemu panu. Dodatkowo umie pomagać na statku, nosić wskazane przedmioty z jednego miejsca na drugie, ma doskonałą równowagę wyćwiczoną na pokładzie, a ponad to, co raczej rzadko spotykane, potrafi sprzątać pokład oraz jest bardzo pojętny, co idąc w parze z doskonałą pamięcią, pozwala mu szybko uczyć się nowych rzeczy, które dla innych psów mogą być wyzwaniem.
Partnerstwo: Ma, jak to często powtarza, "serduszko spragnione jak każdy w tym wieku".
Spokrewnieni: W sforze nie ma nikogo z rodziny.
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Rottweiler
  • Maść: Czarny podpalany z rudym
  • Sylwetka: Jak na rasę przystało jest postawny, wysoki, z szeroką klatką piersiową, a ogólnie sylwetkę ma mocną i umięśnioną. Cechuje go silna, zwarta, lecz stosunkowo lekka jak na posturę, budowa, jest proporcjonalny i całkowicie zgodny z wzorem rasy, mimo iż nie ma rodowodu.
  • Znaki szczególne: Cóż... wyjątkowe są jego oczy - głębokie, żywe, pełne energii, z charakterystycznym radosnym pobłyskiem. Drugą dość szczególną rzeczą, jest skrytapod futrem pociągła blizna na prawej łopatce i to, że utyka na tą łapę.
Historia: Katsu, jeszcze zanim zaczął widzieć, jako ledwo żywy szczeniak znalazł się, nie wiadomo dlaczego, na statku, który wywiózł go do Japonii. Już na azjatyckim brzegu, zorientowano się, że mają maleńkiego pasażera na gapę. Marynarze od razu się nim zajęli, a Kapitan statku tak go pokochał, że przygarnął i zapewnił wszystko czego pies potrzebuje. To właśnie od Kapitana otrzymał imię "Katsuyuki", którym to ochrzcił go ze względu na swego poprzedniego psa rasy Akita Inu, który towarzyszył mu szesnaście lat i umarł kilka miesięcy wcześniej. Tak zaczęła się przygoda Katsu z morzem. Kiedy pierwszy raz otworzył oczy, zobaczył Kapitana i zaczął traktować go jak Przywódcę Stada, widząc z jakim szacunkiem odnoszą się do niego marynarze. W dniu 13 kwietnia, w dzień kiedy mijał rok od kiedy go znaleźli, otrzymał od Kapitana czerwoną obrożę. Tego samego dnia rozpętała się straszliwa burza i utrzymywała się przez cztery dni u cztery noce. Marynarze dzielnie zmagali się z żywiołem, jednak czwartej nocy kadłub statku rozerwało na pół. Katsuyuki rzucił się w rozszalałą wodę za swym panem i udało mu się go wyciągnąć na powierzchnię, jednak w trakcie wyciągania go, na prawa łopatkę spadł mu maszt, krusząc ją doszczętnie i tworząc pociągłą bliznę... Kapitan był nieprzytomny, ale Yuki nie zamierzał się poddać. W końcu jednak z utraty krwi i braku sił, on również stracił przytomność... Obudził się w jakimś obcym miejscu... Leżał obok Kapitana na piasku. Chciał wstać, ale nie udało mu się przez potworny ból prawej łapy. W końcu jednak dał radę się podnieść i z trudem ruszył za zapachem ludzi, żeby ściągnąć pomoc. Kiedy dotarł do jakiejś wioski, zaczął żałośnie wyć. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Kiedy jakiś mężczyzna przechodził obok, Katsu złapał go zębami za ubranie i zaczął piszcząc ciągnąć go za sobą. W końcu mężczyzna poszedł za nim. Jak się okazało już na plaży, dla Kapitana było już za późno... a Katsu padł z utraty krwi. Tym razem obudził się w jeszcze innym miejscu. Było biało, cicho... czysto... Był w przychodni weterynaryjnej i przeszedł operację barku, w trakcie której wstawiono mu implant łopatki, co miało mu zapewnić możność poruszania się. Był wdzięczny ludziom, ale nie umiał wytrzymać w klinice i przy pierwszej możliwej sposobności uciekł. Postanowił się cieszyć z życia za siebie i za Kapitana, skoro on już nie mógł. Na zawsze pozostała mu blizna na łopatce i bolesne wspomnienia, o których nie specjalnie lubi mówić. W końcu odnalazł Pack Loco Paws i zaczął nowe życie wśród innych psów.
Kieruje: Kißa

Uwaga!

Jeśli chcecie zostać autorem bloga, czyli móc samemu wstawiać opowiadania. To wysyłajcie mi swoje gmaile na howrse. Z góry dzięki, ułatwi mi to pracę ;)

~Omega

Od Ajzis

Urodziłam się w znanej hodowli pana Marvela. Był to znany na całą okolice, najbogatszy mieszkaniec wyspy Thisby. Urodziłam się na wyspie otoczonej z czterech stron wodą, wyspa nie miała jakiś specjalnych ośrodków turystycznych znana była z nienagannej hodowli psów wszelkiej rasy. W listopadzie przyjeżdżali tu ludzie z całego świata ( ci najbogatsi ) aby kupić idealnego dla nich czworonoga. Dlatego też żebyśmy jak najlepiej się prezentowali od małego byliśmy szkoleni. Nie powiem ze miałam źle, że spałam bez dachu nad głową. Wręcz przeciwnie. Razem z matka i innymi psami tej rasy mieliśmy własny dom. Inne psy mogłyby o tym tylko pomarzyć. Od kąd otworzyłam oczy byłam wożona dosłownie wszędzie do weterynarza, do trenera, do fryzjera. Marvel uwziął się na mnie, mówił że jestem jego perełką w hodowli. Nie wiem dlaczego nie różniłam się niczym od mojej matki. Gdy trochę podrosłam nie chciałam już słuchać tresera ani chodzić do fryzjera. Stałam się bez porównania bardziej agresywna niż wcześniej. Nie dawałam już sobą rządzić. Marvel zmartwiony że może stracić swoja perełkę. Dał mi nową obrożę, na początku nawet nie wiedziałam po co. Potem dopiero dowiedziałam się ż eto obroża to tresury pod prądem. Nie chciałam dac się złamać. Treser był nieubłagany, od tych wszystkich prądów zaczęłam czasem wymiotować krwią. W końcu zostałam złamana zaczęłam się słuchać, to było ponad moje siły. Założyli mi normalną obrożę. Moje życie stało isę tak samo nudne jak przed moim buntem. Uczyli mnie postawy jak szczekać, różnych poleceń. Energia się ze mnie wylewała ale nie mogłam ruszyć ogonem. Tka przeżyłam 2 lata. W końcu gdy był dzień zakupu psów miałam nadzieję że trafie w ręce jakiegoś sportowca i w końcu będę szczęśliwa. Ale nie zaprowadzono mnie nawet na aukcję, Marvel uznał że będę suczką zarodową. Nie wiedziałam co to znaczy. Ale tego samego dnia zamknął mnie w pomieszczeniu razem z o wile starszym odemnie czempionem tej samej rasy. Dopiero wtedy zczaiłam się o co chodzi. Nie chciałam zostać jeszcze matka a już na pewno nie z psem który jest za razem moim wujkiem! Drzwi do pomieszczenia się uchyliły bo chcieli dać nam coś do jedzenia uciekłam przez uchylone drzwi. I wybiegłam na podwórze. Biegłam w kierunku plaży a za mną był pośig. Wpadłam na pokład pierwszego lepszego statku i schowałam się w szalupie. Statek ruszył. Nawet nie wiedziałam dokąd płynę. Gdy dotarliśmy do brzegu wyskoczyłam i biegłam przed siebie jakby dalej mnie ścigali, zauważyłam że to nie moja wyspa. W końcu z nierozwagi wpadłam na jakiegoś psa, którego przewróciłam.

Ktosiu? :3

Nowa Suczka - Ajzis!




Imię: Ajzis
Pseudonim: Aris ( mała różnica ale łatwiej się wymawia )
Płeć: suczka
Wiek: 2 lata
Stanowisko: szpieg
Charakter: Azis jest suczka która nie usiedzi w miejscu, uwielbia wtykać nos w nie swoje sprawy. Uwielbia łamać zasady. Na pewno nie jest uległa. Tak ogółem jest to miła suczka. Ale nie dla każdego. Czyjaś niechęć do niej, rodzi się w niechęć do niego. Potrafi być wredna i arogancka ale to raczej rzadko jej się zdarza. Jest to prawdziwa dusza towarzystwa. Można powiedzieć że ma lekkie ADHD choć nie dosłownie, po prostu jest bardzo żywą suczką. Nie jest uległa nienawidzi podlegać komuś innemu.
Umiejętności: Ogółem jest bardzo szybka i w momentach gdzie trzeba wykazać się sprawnością nie ma lepszych, jednak jeśli chodzi o siłę to jest u niej słabiutko. Jej ciało jest stworzone do ruchu nie do walki. Nie ma jakiś problemów z wodą, nawet ją lubi jednak nie tak bardzo jednak niektóre psy.
Partnerstwo: -
Spokrewnieni: -
Wygląd zewnętrzny:
  • Rasa: Owczarek Szkocki Długowłosy
  • Maść: Śniada
  • Sylwetka: Szczupła wysportowana, ciało stworzone do ruchu, zwinne łapy nie stworzone do dzwigania bardzo lekka lecz nie wygląda przez to źle.
Znaki szczególne: -
Historia: Została wyhodowana w hodowli do wystaw. Bardzo nie podobało jej się to życie ciągłe siedzenie w miejscu. Dlatego uciekła. Błąkała się trochę a potem trafiła tu.
Kieruje: Blogerka