Spojrzałem na Omegę i pokiwałem głową.
-Moja historia jest nieco inna... i nie bardzo lubię o tym mówić... Więc jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, to powiem w bardzo dużym skrócie... Nie wiem w jaki sposób znalazłem się jako ślepy szczeniak na statku, gdzie znaleźli mnie marynarze. Tak się spodobałem Kapitanowi, że mnie przygarnął. Minęło trochę czasu, zdążyłem podrosnąć i wtedy zdarzył się "wypadek"... Na morzu rozpętała się burza, po kilku dniach zmagania się z nią, Kapitana zmyło z pokładu. Skoczyłem za nim w wodę i starałem się jakoś mu pomóc. Maszt spadł mi na łopatkę doszczętnie ją miażdżąc... Nie minęło wiele czasu, kiedy straciłem przytomność... Ocknąłem się na brzegu, Kapitan był nieprzytomny, oboje straciliśmy dużo krwi i nie byliśmy w najlepszym stanie. Ruszyłem najszybciej jak mogłem w stronę, gdzie wyczułem ludzi, ale utrudniał mi to zmiażdżony bark. Kiedy w końcu sprowadziłem pomoc, dla Kapotana było już za późno, a ja padłem. Trafiłem do schroniska, gdzie przeprowadzono opierację, w trakcie której wstawiono mi implant łopatki. Dlatego teraz kuleję. Trochę tam wytrzymałem, ale w końcu uciekłem i po jakimś czasie trafiłem tutaj...- powiedziałem odwracając głowę w drugą stronę. Bolesne wspomnienia wciąż były dla mnie ciężkie i nie umiałem mówić o nich ze swoim stałym uśmiechem...
<?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz